"Outlander" wraca z kolejnym sezonem. Co się wydarzy?
Sophie Skelton i Richard Rankin, czyli Brianna Fraser i Roger MacKenzie, stworzyli w przebojowym serialu "Outlander" parę kochającą się mimo licznych przeciwności. W szóstym sezonie produkcji ich związek wejdzie w zupełnie nową fazę, bohaterowie przekonają się też, czy są w stanie wspólnie podróżować w czasie.
04.03.2022 | aktual.: 06.03.2022 16:17
Fenomen "Outlandera", trwający nieprzerwanie od ośmiu lat mijających właśnie od premiery pierwszego sezonu, jest przedmiotem badań popkulturowych, a popularność serialu i jego bohaterów wcale nie maleje z upływem lat. Nawet więcej: w czasie pierwszych fal pandemii na początku 2020 r. poszybowała! Zachwyt produkcją z miejscem akcji najpierw w Szkocji, potem w Karolinie Północnej w Stanach Zjednoczonych trwa w najlepsze, a sam sezon piąty przyciągnął prawie 7 milionów widzów na całym świecie.
Premiera szóstego sezonu już 6 marca na kanale Starz, pozostałe sezony można znaleźć na Netfliksie.
Magdalena Maksimiuk: Co najbardziej pomaga wam odnaleźć się na planie serialu dziejącego się ponad 250 lat temu?
Sophie Skelton: Mnie najbardziej pomaga fantastycznie zrealizowana scenografia. Mamy ogromne szczęście, że "Outlandera" tworzą ludzie przywiązujący niebywałą wagę do szczegółów. Dzięki ich pracy codziennie przenosimy się w czasie. Oprócz tego moja postać - Brianna MacKenzie mówi z amerykańskim akcentem, zupełnie innym niż mój, nosi perukę i niesamowite kostiumy.
To wszystko sprawia, że niezależnie, czy cofam się do lat 60. XX wieku, czy do czasów amerykańskiej rewolucji, momentalnie się zmieniam i staję pełnoprawną mieszkanką tamtych czasów. Ciekawe, że nawet gdy chciałam przenieść elementy swojej Bree, wychowanej w latach 60., do końcówki XVIII wieku, to przez gorset nie mogłam. Kiedy tylko wbijam się w kostium z epoki, zaczynam do niej przynależeć i nic nie jest w stanie tego zmienić.
Richard Rankin: Dla mnie to zdecydowanie kostium i scenografia. To bardzo ułatwia, szczególnie jeśli materiały na ubrania są przygotowane tak doskonale i do tego wchodzi się do tych niesamowitych wnętrz. Na planie "Outlandera" udało się zgromadzić prawdziwych mistrzów rzemiosła, którzy niemalże przenoszą nas w czasie. Stolarze, rymarze, tynkarze – dzięki nim wchodząc do jakiegokolwiek pomieszczenia na planie, czuję od razu, że znalazłem się w jakimś zaczarowanym miejscu.
Roger i Brianna, których gracie od kilku lat, z czasem z postaci drugoplanowych stali się pełnoprawnymi głównymi bohaterami tej serialowej sagi. Czy ta zmiana jakoś wpłynęła na sposób, w jaki gracie i jak się czujecie w swoich rolach?
SS: Oczywiście nie była to kwestia naszego wyboru, tylko raczej fabuły książek Diany Gabaldon, ale ponieważ tej zmiany mogliśmy oczekiwać z wyprzedzeniem, mieliśmy też czas, żeby się do niej odpowiednio przygotować. Mimo że dłużej jesteśmy na planie niż na samym początku, odpowiedzialność za nasze postaci jest taka sama. Liderowanie chyba nam się też całkiem podoba.
Ale tak serio, to w mojej głowie najczęściej pojawia się wdzięczność i duma, że Brianna ma więcej czasu na ekranie, a ja mam go więcej na dopracowanie różnych cech jej charakteru i historii. Wszystkie te nasze małe opowieści zgromadzone pod szyldem "Outlander" są niebywale złożone i bogate, a dzięki temu, że właśnie oglądamy już szósty sezon, mamy miejsce, by je wszystkie dokładnie przekazać.
Na samym początku twojego pojawienia się w obsadzie, bardzo wielu wielbicieli serialu wypowiadało się o Briannie bardzo negatywnie. Czy to nastawienie do Bree się z czasem zmieniło? Jak uważasz?
SS: Wydaje mi się, że na samym początku Brianna była po prostu źle zrozumiana. Wielu fanów serialu miało za złe, że ta postać odciąga uwagę od pary głównych bohaterów, czyli Claire i Jamiego, że jej obecność mąci z trudem osiągnięty spokój. Zarzuty te były co najmniej nieuzasadnione, biorąc pod uwagę, że to, bądź co bądź, postać literacka, a ja co do jej kształtu i poziomu zaangażowania nie miałam zbyt dużo do powiedzenia.
A jak ty Richard reagujesz na istotną zmianę miejsca na planie – z postaci drugoplanowej do pełnoprawnego członka głównej obsady "Outlandera"?
RR: Zmiana z drugiego na pierwszy plan sprawiła, że historia, którą opowiadamy, jest po prostu bogatsza. Dwie pary głównych bohaterów otoczone są licznymi pomniejszymi postaciami, które sprawiają, że serial jest ciekawszy i głębszy. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że to wszystko opisała już Diana Gabaldon w swoich książkach, a serial, jak wiadomo, aż takich możliwości nie daje.
Ale po tych kilku latach mam poczucie, że robimy naprawdę dobrą robotę w oddaniu tym postaciom sprawiedliwości. Nie zmienia to faktu, że nadal doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że większość najbardziej oddanych wielbicieli serialu ogląda go dla Jamiego i Claire. Ale mam nadzieję, że Brianna i Roger też zdobyli niejedno serce. Może kiedyś też wypracuję taką klatę jak Sam Heughan!
W tym sezonie "Outlandera" sporo się zmienia: Brianna zyskuje nowe pole porozumienia z matką, związane jednak z traumatyczną sytuacją, w której Claire uczestniczy na końcu sezonu piątego. Poza tym Brianna i Roger stają się prawdziwą drużyną, na dobre i na złe. Jak te przypadki wpływają na relacje Brianny z Claire i z Rogerem?
SS: Rzeczywiście w ciągu ostatnich kilku odcinków poprzedniego sezonu i szczególnie w sezonie szóstym zmienia się w życiu mojej bohaterki bardzo wiele. Jeśli chodzi o małżeństwo z Rogerem, to na pewno dotychczas robili więcej rzeczy osobno niż razem. Wydawało się momentami, jakby byli osobnymi bytami, które spotykają się co jakiś czas zdać sobie relację z chwil, które spędzili osobno.
Tymczasem teraz ich relacja zdecydowanie dojrzała, zaczynają rozwiązywać problemy solidarnie, jako drużyna, z większą empatią patrzą na swoje dotychczasowe wybory.
Jeśli natomiast chodzi o Claire, to na samym początku wydawało się, że między Brianną a jej matką nigdy nie dojdzie do porozumienia. One były po prostu zbyt podobne do siebie. W takich chwilach zwykle jedna ze stron musi dać z siebie odrobinę więcej albo właśnie dojrzeć. Tylko wtedy może dojść do porozumienia. Claire i Briannę łączą teraz poza więzią matki z córką również traumatyczne doświadczenia, bowiem obie zostały w przeszłości zgwałcone. Nawet jeśli nie mówią tego głośno, ich wzajemna relacja stała się pancerna, nic jej nie złamie. To zupełnie inny poziom.
RR: Rzeczywiście w szóstym sezonie dzieje się na poziomie relacyjnym bardzo wiele. Zaczyna się z naprawdę wysokiego pułapu, a mianowicie od podstawowego pytania, czy Briannie i Rogerowi uda się przedostać z powrotem do przyszłości. Druga paląca kwestia jest z kolei związana z tym, gdzie naprawdę znajduje się ich dom – czy w przyszłości, czy u progu amerykańskiej wojny o niepodległość we Fraser’s Ridge. Wszystkie te aspekty sprawiają, że szósty sezon będzie bardzo emocjonujący. I to od pierwszych chwil pierwszego odcinka.
Sophie, opowiedziałas już trochę o niechęci, z którą musiałaś się mierzyć na początku swojej obecności w serialu, czy teraz to nastawienie fanów się zmieniło?
SS: Zdecydowana większość fanów "Outlandera" to wspaniali ludzie, którzy mają w sobie wiele pasji, ale i opiekuńczości w stosunku do nas. Każde z nas realizuje też inne projekty i w większości jesteśmy obecni w mediach społecznościowych, więc doskonale wiemy, kiedy wielbiciele serialu komentują nasze posty, udzielają się na naszych profilach.
Z drugiej strony, fani niemal zawsze wiedzą gdzie i kiedy jesteśmy, co sprawia, że czasami nie możemy czuć się jak zwykli ludzie, którzy po prostu pracują w serialu. Bycie w pewnym sensie na świeczniku sprawia, że szczególnie w mediach społecznościowych wielu widzów nie zna granic dobrego smaku i kultury, jeśli chodzi o niektóre komentarze i jest to dla mnie osobiście konstatacja bardzo bolesna.
W takich momentach niepokoju czy autentycznego strachu bardzo cieszę się, że jesteśmy jako rodzina "Outlandera" naprawdę bardzo mocno złączeni, bo każde z nas w którymś momencie przechodziło przez to samo. Niektórych dotknęło to wcześniej, jak na przykład Sama Heughana, który od początku był ulubieńcem, innych, jak na przykład mnie – trochę później. Zawarte na planie serialu przyjaźnie są bezcenne i czasem dosłownie ratują życie.
RR: Też mam raczej wrażenie, że większość fanów serialu troszczy się o nas. Nie czuję się przytłoczony jakimś rodzajem popularności czy rozpoznawalności, którą mi "Outlander" przyniósł, ale to też dlatego, że zwykle mam gdzieś niedaleko siebie Sophie, która pomaga mi nie odlecieć.
SS: W "Outlanderze" nie ma miejsca na bycie diwą! Trzeba wziąć się w garść i nie wolno gwiazdorzyć!
Zdarza się wam oglądać "Outlandera"? Wielu twórców nie przepada za oglądaniem samych siebie, choć część robi to, by wyciągnąć jakieś wnioski na przyszłość. Do której grupy wy się zaliczacie?
RR: Ja zdecydowanie unikam oglądania siebie na ekranie, choć czasem nie mam wyjścia.
SS: Ja natomiast podchodzę do tego raczej pragmatycznie. Oglądanie nowych odcinków jest ważne z punktu widzenia wywiadów, których udzielamy, bo przecież musimy wiedzieć, jak ostatecznie wygląda każda część, a co zostało wycięte w montażu. Z drugiej strony raczej z tych seansów nie wyciągam zbyt wiele lekcji, bo wychodzę z założenia, że każda scena jest inna i wymaga trochę innego przygotowania.
Jestem też dość intuicyjną aktorką, polegam na przeczuciu, więc raczej nie wyciągnęłabym konkretnych lekcji z oglądania siebie na ekranie. Chociaż kto wie, może to robię podświadomie…?
Wielu wielbicieli "Outlandera" z trwogą czyta doniesienia zwiastujące rychły koniec sagi. Ile w tych plotkach prawdy i jak wyobrażacie sobie zakończenie tej wielkiej przygody, która przyniosła wam olbrzymią popularność?
RR: Nie mam nic przeciwko temu, by "Outlander" się zakończył, ale bardzo mi zależy, żeby domknąć wszystkie wątki i zrobić to w naprawdę świetnym stylu, do czego przyzwyczailiśmy widzów.
Na razie skupiamy się na tym, co bezpośrednio przed nami. Pierwszy odcinek szóstego sezonu jest wyjątkowo długi, to nasz sposób powiedzenia "przepraszam" wszystkim fanom, którzy bardzo cierpliwie czekali na nowe przygody Fraserów i MacKenziech. W związku z tym, że w trakcie kręcenia zaskoczyła nas pandemia, a potem okazało się, że Caitriona Balfe (odtwarzająca rolę Claire – przyp. red.) jest w ciąży, produkcja zdecydowała o skróceniu tego sezonu do ośmiu odcinków. Dobra wiadomość jest natomiast taka, że sezon siódmy, nad którym za chwilę zaczynamy pracować, będzie się składał aż z 16 części.
SS: Wiemy, że Diana Gabaldon, autorka "Outlandera", pracuje nad dziesiątą powieścią, która ma być ostatnią. Nie wiemy, czy zekranizujemy je wszystkie, co na pewno byłoby miłe, ale jak wiadomo wiele czynników należy w takich przypadkach wziąć pod uwagę. Mimo wszystko z dużym optymizmem patrzymy w przyszłość, na razie szczególnie na wytężoną pracę przy kolejnym sezonie!
Zobacz także