Oto męskie wyzwania Kuby Wesołowskiego

Twórcy serialu przyznają, że upalne lato dało wszystkim w kość.

– Zdjęcia kręciliśmy w potwornym upale, ze wszystkich lały się strugi potu. Wypijaliśmy hektolitry wody, a do tego dochodziły jeszcze emocje związane z kręceniem dynamicznych, batalistycznych scen – opowiadają nam ludzie z produkcji.

I dodają: – Ale ta ekstremalna pogoda miała też dobre strony, bo dzięki niej sceny walki wyglądały bardziej realistycznie.

Kuba Wesołowski, który w serialu wciela się Michała Konarskiego nie ukrywa, że bywały na planie trudne dni. Ale nawet, gdy o tym opowiada, z jego twarzy nie schodzi szczery, hollywoodzki uśmiech.

Nic dziwnego – na konferencji prasowej „Czasu honoru” jest gwiazdą najtłumniej obleganą przez dziennikarzy i młodzież z fanklubu serialu.

Dla tych ostatnich przerywa nawet udzielanie wywiadów, cierpliwie rozdaje dziesiątki autografów i barwnie opowiada o produkcji. Wesołowski ma niesamowitą łatwość zmniejszania dystansu i... talent komediowy.

W pewnym momencie zaczyna parodiować sam siebie i pokazuje, jak biegał w upale – z wywieszonym językiem, z trudem odrywając stopy od ziemi, jak w filmie puszczonym na zwolnionym tempie.

Ale Wesołowski to nie tylko żartowniś, ale też chłopak o ogromnym aktorskim talencie.

Warto dodać, że to talent samorodny, bo do szkoły aktorskiej nie było mu nigdy po drodze.

Zamiast PWST wybrał wydział dziennikarstwa, bo – jak mówi – chciał zdobyć wszechstronną wiedzę, erudycję i być interesującym rozmówcą. I tego ostatniego rzeczywiście nie można mu odmówić.

O bohaterze, którego gra w „Czasie honoru” potrafi opowiadać z wielką pasją.

– Z Michałem jestem już trzy lata, wiec to normalne ze staliśmy się sobie bliscy. Oczywiście na każdym kroku staram się dokonywać zmian, myśleć jego sercem, doświadczeniami czy światopoglądem.

Nie bez znaczenia są również realia, okoliczności wojny tworzą ludzi bez wątpienia bardziej zdecydowanymi i odważniejszymi – wyznał nam aktor.

Wesołowski przyznaje, że praca nad trzecią seria serialu bardzo mu się podobała, bo więcej w niej wątków sensacyjnych, a mniej romansowych. Na planie wręcz kipiało od testosteronu. Zwłaszcza, że do ekipy dołączył Paweł Małszyński.

– Obecna seria jest zdecydowanie bardziej męska, więcej w niej akcji, czy scen batalistycznych. Pojawiają się również nowe postacie, które wnoszą wiele ożywienia i wpłyną na losy głównych bohaterów. Jednak relacje z najbliższymi nadal będą odgrywać ważną rolę – mówi nam.