Ofiara księdza pedofila czekała 28 lat. Kara dla biskupa to "namiastka sprawiedliwości"

Janusz Szymik był nastoletnim ministrantem wykorzystywanym przez swojego proboszcza ks. Jana Wodnika. Mężczyzna twierdzi, że w latach 1984-1989 padł ofiarą księdza pedofila ok. 500 razy. W 1993 r. o wszystkim opowiedział biskupowi, który uścisnął mu dłoń i obiecał modlitwę. Szymik po 28 latach wystąpił w "Faktach po faktach", by skomentować karę nałożoną przez Watykan na biskupa.

Janusz Szymik był gościem "Faktów po faktach"
Janusz Szymik był gościem "Faktów po faktach"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

30.05.2021 23:14

W niedzielę 30 maja Janusz Szymik był gościem Piotra Kraśki w "Faktach po faktach", który przypomniał widzom, że ofiara księdza pedofila mówiła o swojej tragedii od lat. Ale dopiero teraz Watykan zaczął działać.

- Pan o tej sprawie informował w 1993 r. biskupa Rakoczego. W tym tygodniu dowiedzieliśmy się o karze nałożonej na biskupa przez Watykan za zaniedbania w sprawie dotyczącej informowania o przestępstwach popełnianych przez księży w jego diecezji. Ta kara oznacza zakaz uczestnictwa w jakichkolwiek publicznych ceremoniach i nabożeństwach, nakaz życia w pokucie i modlitwie, zakaz uczestnictwa w posiedzeniach Konferencji Episkopatu Polski, wpłacenie odpowiedniej kwoty na rzecz Fundacji św. Józefa – mówił Piotr Kraśko, pytając Szymika o reakcję na taki rodzaj kary.

- Poczułem wewnętrzną ulgę, że po wielu latach jakaś namiastka sprawiedliwości go dosięgła – wyznał Szymik, który liczy, że dodatkowo biskupowi Rakoczemu zostaną odebrane wszelkie honorowe tytuły i odznaczenia państwowe. Spodziewa się też dalszych działań ze strony Watykanu, który ma powołać specjalną komisję.

Kilka miesięcy temu miało też dojść do jego spotkania z kard. Dziwiszem. Ale jego telefon cały czas milczy. - Kardynał ukradł sobie trochę czasu, ale to działa na jego niekorzyść. Czekam na powołanie specjalnej komisji przez papieża Franciszka – mówił Szymik, który opowiedział w TVN24 o sprawie molestowania.

- Spisałem moje świadectwo wykorzystywania seksualnego przez byłego sekretarza kard. Macharskiego i proboszcza ks. Jana Wodniaka. I podczas spotkania z jego ekscelencją ks. bp. diecezji bielsko-żywieckiej Tadeuszem Rakoczym wręczyłem mu, a wcześniej odczytałem – mówił Szymik, który liczył, że biskup podejmie stosowne działania i należycie ukarze ks. proboszcza. Nic takiego jednak się nie stało.

Szymik opowiadał, że ks. Wodnik dowiedział się o jego zgłoszeniu i przyjechał do niego do domu.

- Powiedział: "Nieźle to napisałeś". Następnie, kiedy zgłosiłem tę sprawę do prokuratury, to pewnego dnia do mojego domu zawitał mój dyrektor Urzędu Kontroli Skarbowej, który był moim bezpośrednim przełożonym, i który wymógł na mnie wycofanie sprawy z żywieckiej prokuratury – wyznał molestowany mężczyzna.

Obraz
© Materiały prasowe

Szymik usłyszał od przełożonego, żeby wycofał doniesienie "dla własnego dobra".

- Ci wszyscy panowie w 1993 r. podzielili się moim cierpieniem, zrobiłem tak jak pan dyrektor powiedział i wycofałem moją skargę z prokuratury. Panowie w perfidny sposób wszystko to wykorzystali. Oto bowiem ks. proboszcz wysunął kandydaturę dyrektora UKS na stanowisko szafarza komunii nadzwyczajnej. Biskup Tadeusz Rakoczy go wyświęcił, a w nagrodę było święcenie UKS – wyznał Szymik.

- Dobrze pamiętam, jak bardzo to przeżyłem i od tamtego czasu mobbing w pracy był na mnie wywierany – dodał mężczyzna, który w 2007 r. znowu spotkał się z biskupem Rakoczym, tym razem w obecności świadka, i też niczego nie zyskał.

Źródło artykułu:WP Teleshow
Komentarze (48)