O wartości "Wartości rodzinnych" słów kilka

Zanim czytelnicy mogli zapoznać się z premierowym tomem serii - "Nie wszyscy są zadowoleni", atmosfera skoncentrowana była wokół Jezusa. Śmiało można powiedzieć, że Pan J. (tak nazwano go w komiksie) był swoistym koniem pociągowym akcji "marketingowej" serii. I nie da się ukryć, że było to bardzo cwane zagranie, ponieważ wizja "konfrontacji" Jezusa ze współczesną rodziną zapowiadała się obiecująco. Niestety zamiast (jak to ujął Śledziński) "domu, w którym mieszka Jezus" zaserwowano nam kilka scenek rodzajowych, w których Pan J. pali marihuanę, próbuje nauczać w markecie czy zdobywa fałszywe dokumenty.Na tym jego rola w komiksie się kończy i pozostawia to bardzo duże poczucie niedosytu. Dla fabuły postać Jezusa jest właściwie zbędna, co pozwala zadać pytanie: "po co to wszystko?" Na pewno nie dla reklamy, ponieważ Śledziu sam w sobie jest najlepszą reklamą swoich komiksów. Wątpliwym jest także by był to wynik wymknięcia się opowieści spod kontroli twórcy, ponieważ przy pierwszych zapowiedziach serii
Michał zdradził, że "myślał już o tym od dawna". Tak więc po co? Brak odpowiedzi na to pytanie pozostawiło u mnie mocne uczucie zawodu, które na szczęście zostało zrekompensowane świetnym humorem serwowanym prawie na każdej stronie komiksu.

O wartości "Wartości rodzinnych" słów kilka
Źródło zdjęć: © komiks.wp.pl

14.07.2010 | aktual.: 29.10.2013 16:25

Dowcipów, gagów i zabawnych obserwacji w "Wartościach rodzinnych" nie brakuje. Rozśmieszyć mogą traumatyczne wspomnienia Edgara z jego dzieciństwa, które prowadzą do absurdalnych zwrotów akcji i cały wątek wojskowo - szpiegowski, który choć do bólu oklepany bawi polskimi realiami. Śmiech, choć w tym przypadku przez łzy, wywołać może karykatura (?) rodziny Edgara, w której unika się wszelkich rozmów, a konflikty rozwiązuje alkoholem bądź szantażem. W podobnym tonie przedstawione jest społeczeństwo, z jego pijaństwem, łapówkarstwem, lenistwem i głupotą, które na ewolucyjnej drabinie należy umieścić niżej od mutanta, powstałego w wyniku wojskowych eksperymentów. Jednak najlepszym co serial ma do zaoferowania to "komentarze" odnośnie współczesnych mediów, które naprawdę potrafią zaskoczyć celnością. Absolutnym mistrzostwem sezonu jest plakat (na drugiej stronie okładki) z pierwszego tomu, na którym widzimy senatora i pocisk lecący w jego stronę, oraz pojawiającego się obok niego dziennikarza z pytaniem
"Jakiś komentarz, senatorze?". Śledziu tym jednym rysunkiem idealnie spuentował "tvnowskie" dziennikarstwo, które nie zna granic i tematów tabu. Takich kadrów w "Wartościach rodzinnych" jest o wiele więcej. I choć czasem podejmują bardziej błahe tematy, to zawsze pozostają celne.

Jednak zabawne komentarze i obserwacje nie kończą się wraz z samą historią, a wspomniany przed chwilą plakat z okładki, nie jest wyjątkiem. Śledziu bardzo skrupulatnie wykorzystał strefę pozakomiksową by uszczegółowić rzeczywistość "Wartości rodzinnych". I nie mówię tu tylko o okładkach i stronach tytułowych, ale o e-pizodach, będących nową jakością na polskim rynku komiksowym. Te kilkustronicowe komiksy pojawiły się wraz z pierwszym tomem serii, i nie tylko pozwoliły lepiej poznać postaci, ale przede wszystkim były świetną okazją do zabawy z czytelnikiem. Zabawy, która polegała na prostej wymianie - komiks za wykonanie zadania od Kapitana Krzepy. I szkoda, że ta inicjatywa zakończyła się już na drugim zeszycie - "Małpa na przyjęciu", bo choć do fabuły te e-pizody nie wnosiły nic niezbędnego, to były ciekawym sposobem na wyjście opowieści poza komiks.
"Wartości rodzinne to seria, która pełna jest dowcipów i śmiesznych sytuacji, ale w gruncie rzeczy brakuje jej historii. W trakcie lektury wiele razy można odnieść wrażenie, że jest to "tylko" zbiór satyrycznych obrazków, a postaci i fabuła są jedynie narzędziami w ich opowiedzeniu. Skutkiem tego, bohaterowie są bardziej zbiorem zabawnych anegdot, aniżeli osobami z krwi i kości, a o samej opowieści ciężko cokolwiek powiedzieć, bo w gruncie rzeczy jest to wyłącznie plątanina dowcipów. I choć nie zabija to radości z czytania, to od polskiego odpowiednika "Simpsonów" spodziewałbym się postaci i historii, które głęboko zapadają w pamięć.

W ten sposób wróciliśmy do początkowego pytania. Czy Michał Śledziński słusznie porównał swój serial do klasycznych opowieści ze Springfield? Czy jest szansa na drugi, piąty czy dwudziesty sezon? Moim zdaniem nie. Niestety. Nie można zaprzeczyć, że "Wartości rodzinne" wręcz pękają w szwach od żartów, ale nie były w stanie przyzwyczaić mnie do postaci.A zadaniem każdego serialu jest zbudowanie takich relacji między czytelnikami a bohaterami, by po zakończeniu sezonu na usta cisnęło się: "chcę więcej!". Tym razem, choć szczerze ubawiony, nie czekam na kontynuację...

Więcej o gwiazdkach Komiksomanii.pl możecie przeczytać tutaj.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)