Nurkowanie w ścieku. Polak przez miesiąc oglądał rosyjską propagandę
- Wdzięczne za wyzwolenie dzieci wchodzą na rosyjskie czołgi, a rosyjscy żołnierze wywożą w bezpieczne miejsce zagrożonego noworodka – opisuje pomysły rosyjskiej propagandy Jędrzej Morawiecki. Naukowiec, ekspert od Rosji, autor książek reporterskich o tym kraju, od miesiąca śledził prokremlowskie media.
29.12.2022 | aktual.: 03.05.2023 13:08
Oto #HIT2022. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Sebastian Łupak, Wirtualna Polska: Jaki jest pana ulubiony tytuł z rosyjskiej prasy?
Jędrzej Morawiecki*, socjolog, wykładowca Uniwersytetu Wrocławskiego, autor książki "Szuga. Krajobraz po imperium": "Zupowa analityka - ceny mieszkań w Moskwie zaczęli liczyć barszczem". Ten tytuł z "Komsomolskiej Prawdy" na pewno jest w czołówce.
Obawiam się, że nie rozumiem.
Rosyjscy analitycy wyceniają teraz nieruchomości porcjami zupy, bo ich waluta jest zbyt niestabilna - tak w każdym razie donosi prasa. Autor wspomnianego artykułu wyliczał, że "metr kwadratowy mieszkania w Moskwie staniał z 650 do 465 barszczów". Zgodnie z prognozami mieszkania w Rosji będą tanieć, bo… drożeją składniki barszczu.
Absurd! Mnie natomiast najbardziej zapadł w pamięci tytuł z kanału rosyjskich korespondentów wojennych: "Humanitarny ostrzał Łucka. Unikalne rosyjskie rakiety po raz kolejny trafiły w cele i nikogo nie zabiły". "Humanitarny ostrzał" to nowa jakość w używaniu języka.
Według rosyjskich mediów wszystko, co rosyjskie w Ukrainie, jest albo humanitarne, albo pokojowe. Siły są pokojowe, wojska pokojowe. Skoro interwencje są humanitarne, to i ostrzał jest humanitarny.
Jak tylko Rosjanie wchodzą do jakiegoś miasta czy miasteczka, od razu rozdają żywność głodnym mieszkańcom, którzy dziękują im ze łzami w oczach.
To zahacza o schizofrenię. Mordujemy bezbronnych cywilów, ale nazywamy to "pomocą humanitarną dla niby-Rosjan, którzy są więzieni przez nazistów".
A konkretnie przez "ukro-nazistów", jak nazywa ich prasa rosyjska. Zwykle jestem ostrożny z używaniem kategorii psychiatrycznych, ale myślę, że słowo schizofrenia tu dobrze pasuje: opowieść jest zupełnie niespójna z rzeczywistością, ale zdania i tytuły się zazębiają.
Śledzi pan uważnie media rosyjskie od pierwszego dnia wojny, czyli od 24 lutego. Zaskoczył pana stopień ich odklejenia od rzeczywistości?
To nie jest dla mnie zaskoczenie. To się w Rosji działo wcześniej. W dużej mierze są to nawyki znane z Rosji Radzieckiej. Sam zostałem kiedyś ofiarą takiej manipulacji.
Proszę opowiedzieć.
Pojechałem do Rosji tuż po naszym wejściu do NATO. Rozmawiałem z wicenaczelną gazety "Sowietskaja Chakasja". Ona mówi do mnie: no przecież jesteśmy Słowianami, prawda? No, jesteśmy. Ona dalej: no to przecież moglibyśmy się przyjaźnić? No, moglibyśmy.
Następnego dnia kupuję gazetę i czytam: Jędrzej Morawiecki, korespondent z Polski mówi: co myśmy najlepszego zrobili, weszliśmy do NATO, a przecież jesteśmy braćmi.
Takie manipulacje tam się zdarzały, ale mimo to pojawiały się w Rosji elementy pluralizmu, wolności słowa, działały NGO-sy.
Ale po 2012 zaczęło się – jak mówią Rosjanie – czyszczenie placu.
I to się wyraźnie nasiliło po 24 lutego?
Propaganda rosyjska ma rozmach, ale akurat 24 lutego – w dniu wybuchu wojny - to było partactwo. Nie było pomysłu, jak uzasadnić to, co się dzieje.
Biedni "dziennikarze" czy raczej propagandyści Kremla nie wiedzieli, co mają pisać?
Wszystkie redakcje na świecie muszą rozpoznać, co jest informacją dnia, czym w danej chwili żyją ludzie. 24 lutego tą wiadomością stał się atak Rosji na Ukrainę.
Ale w Rosji nie było i nie ma żadnej wojny. Jest "specoperacja". Trzeba więc było bardzo uważać.
Co wtedy robi rosyjski dziennikarz?
Pierwszy nawyk – musi śledzić, skąd wieje wiatr.
Patrzeć, co mówią główne gazety rządowe – "Komsomolskaja Prawda" i "Rossijskaja Gazieta" - i kopiować. Dalej – musi oglądać główny kanał rosyjskiej telewizji – Rossija 1. To są dla wszystkich innych dziennikarzy punkty odniesienia.
Warto też śledzić media społecznościowe dla tzw. WojenKorów – czyli wojennych korespondentów. Tam pojawiają się treści, które dzień później podejmują media rosyjskie, ale i trolle działające na terenie Polski. Tam pojawiają się instrukcje, np. w punktach piszą, jak dobrze będzie się żyć ludziom w Donbasie po zakończeniu "specoperacji".
I te tematy są podchwytywane, jeśli chcemy dobrze służyć Putinowi.
Ta opowieść o "specoperacji" składa się chyba głównie z teorii spiskowych? Za wszystkim stoi Joe Biden, NATO, naziści…
Rzeczywiście, tych kłamliwych teorii jest mnóstwo. Główna to teraz ta, że Amerykanie produkują w laboratoriach w Ukrainie broń biologiczną i chemiczną. Rosjanie musieli więc pierwsi uderzyć, żeby zapobiec użyciu tej broni.
Dalej: wszystkie zbrodnie, wszystkie bombardowania, wszystkie ofiary cywilne – to wina ukro-nazistów, nacjonalistów, ekstremistów albo Amerykanów. A właściwie to jest to samo, bo przecież Ukraińcy są tylko marionetkami Amerykanów i nie mają żadnej podmiotowości. Polska też nie.
Czyli – my, Rosjanie, niczego nie bombardujemy, a nasze operacje są chirurgiczne.
Co ciekawe, jednego dnia pojawia się oficjalna wiadomość, że my wiemy, że Ukraińcy czy Amerykanie przygotowują prowokację np. w zakładach chemicznych. I następnego dnia ten zakład jest zbombardowany przez Rosjan.
I wtedy Rosjanie mówią: przepowiadaliśmy, że ci źli Ukraińcy ten zakład wysadzą, to była ich prowokacja. Potwierdziło się.
Wszystko jest odwrócone.
Opowiadają, że w Donbasie trwa ludobójstwo ludności rosyjskojęzycznej?
Idziemy na pomoc Donbasowi, bo tam nie tylko ludność rosyjskojęzyczna, ale też ukraińscy cywile są zakładnikami ukro-nazistów. Ci Ukraińcy nie mają co prawda swojej kultury, swojej historii i swojej państwowości, ale i tak cierpią pod tymi ukro-nazistami, są zabijani i wyzyskiwani, więc my, dobrzy Rosjanie, ich wyzwalamy, żeby im się krzywda dłużej nie działa.
Szlachetny naród.
I to widać na filmach, gdzie babuszki ze łzami w oczach dziękują za ocalenie, a wdzięczne dzieci wchodzą na rosyjskie czołgi i bawią się sprzętem wojskowym albo są wożone amfibią. A rosyjscy żołnierze wywożą w bezpieczne miejsce zagrożonego noworodka.
Czy ktoś na tej wojnie ginie?
Nie ma opowieści o stratach rosyjskich. Raczej o bohaterach: gdzieś jedzie czołg, ktoś się cieszy nowym sprzętem, ktoś inny, że precyzyjnie trafił w cel. Pokazujemy piękne kadry naszej wojennej roboty. Jeśli pojawiają się zdjęcia ofiar cywilnych – zawsze przypisuje się je Ukraińcom.
Jakie jeszcze teorie spiskowe powielają prokremlowskie media?
Nie ma żadnych autentycznych społecznych ruchów oddolnych. "Solidarność" w Polsce była założona przez CIA, a Majdan w Kijowie w 2014 roku to oczywiście też amerykańskie służby. Ukraińcy sami z siebie by tego nie wymyślili. Za wszystkim stoją zachodni agenci.
Co jeszcze? Europa to tak naprawdę "Gej-ropa", czyli ruchy gender oraz LGBT, które sieją zgniliznę moralną. Skandynawscy geje odbierają nam, Rosjanom, nasze dzieci.
A na marginesie tego wszystkiego są też elementy dotyczące genetyki: USA wykradają pulę genetyczną prawdziwie rosyjskiego człowieka.
Jakie jest miejsce Polski w tym wszystkim?
Piszą na przykład, że "Warszawa ma apetyt na Kaliningrad" a "Ukraina popiera te nasze roszczenia". Straszą, że nasza rusofobia nie zostanie nam zapomniana.
Media podają, że poparcie dla Putina w Rosji rośnie.
Nie wiemy, co oznacza to rekordowe poparcie dla Putina. Badania w Rosji są robione w warunkach terroru. Ludzie boją się odpowiadać. Te 15 procent, które odpowiada, że jest przeciw wojnie, może mieć z tego powodu poważne problemy.
Z drugiej strony może rzeczywiście to poparcie jest autentyczne. Ale wzrosło tylko chwilowo.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Skąd to przypuszczenie?
Tak samo było po aneksji Krymu. To była euforia, jakby Rosja wygrała Euro czy mistrzostwa świata w piłce nożnej. Pamiętam ten moment. Nawet moi liberalni znajomi, którzy dotąd opowiadali mi dowcipy o Putinie, także zachłysnęli się wtedy mocarstwowością i nacjonalizmem. Wstali z kolan.
Wszyscy?
Były oczywiście osoby, które otwarcie sprzeciwiały się aneksji Krymu. Ale to była mniejszość. Ci byli samotni, bezużyteczni, zbędni, z poczuciem, że wariują w tej atmosferze patriotycznej gorączki. Metaforycznie mówiąc, był jeden wielki wszechrosyjski chór i kilku samotnych solistów pogrążonych w depresji.
Na Nowym Arbacie pojawiła się wtedy aleja zdrajców ojczyzny, czyli zdjęcia pisarzy i dziennikarzy, którzy jako piąta kolumna nie poparli aneksji Krymu.
Czyli propaganda na większość Rosjan jednak działa?
Rosyjską propagandę porównuje się czasem do nalotów dywanowych czy zbiorowego gwałtu emocjonalnego. Nie każdy Rosjanin dobrze operuje językiem obcym i ma dostęp do zachodnich mediów poprzez VPN. To jest zawsze mniejszość. A cała większość jest codziennie bombardowana jednym przekazem. Naprawdę można stracić zdrowy rozsądek.
Co może zrobić człowiek, który chce ten rozsądek zachować?
Może wyjechać z Rosji i stracić cały szacunek dla swojego kraju. Jeden z bohaterów mojej książki, który wyjechał do Ukrainy, mówi, że nienawidzi Rosji:
"Znienawidziłem ją w 1999 roku, kiedy rosyjskie specsłużby wysadziły domy mieszkalne we własnych miastach, armia strzelała po rynku, klinice położniczej, kolumnie uchodźców, Czerwonym Krzyżu, nie zatrzymała się, póki nie obróciła w proch czeczeńskich miast i wsi. Moi znajomi próbowali to usprawiedliwić, a potem poszli głosować na Putina. Jak ja ich nienawidziłem! To jest świat zombiaków, setek tysięcy, a może i milionów, zależnych od humoru jednego maniaka. Ale to, że byłeś zombi - to tylko okoliczność łagodząca. Głupota również może być przestępstwem".
Nie wszyscy mogą teraz wyjechać do Finlandii, Gruzji czy Turcji.
Jeśli decydujesz się zostać w Rosji, to musisz uznać, że świat taki po prostu jest i się z tym pogodzić. Żeby całkiem nie oszaleć, będziesz wierzył w propagandę.
Rosjanie z tej matni wyjdą? Czy będą jeść kaszę gryczaną i nosić literę Z na koszulkach?
Jedna z bohaterek mojej nowej książki "Szuga. Krajobraz po imperium" tak mi tłumaczy życie w Rosji: ludzie są jak wodorosty poruszające się pod powierzchnią wody razem z nurtem. Jedyne, czego chcą, to żeby ich nie ruszać, żeby mogli w spokoju przeżyć.
Czyli będzie dryf: proputinowskie wiece na stadionie, na które zawiezie nas autobus zakładowy, a i wolne w pracy dadzą?
Musiałoby złożyć się kilka czynników, żeby doszło do przewrotu. Ogromny kryzys plus wstyd związany z porażką militarną w Ukrainie. Poczucie upokorzenia, że wcale nie wstaliśmy z kolan.
Niestety, nie robię sobie na to wielkich nadziei, bo w Rosji od lat działa ogromna spirala represji i terroru. Tam już w 2014 roku ogłoszono koniec konsumpcjonizmu.
Co to znaczy?
Wcześniej była umowa między Putinem a społeczeństwem: Rosjanie zgodzili się oddać swoje prawa obywatelskie za możliwość bogacenia się i wylotu na wakacje do Turcji. Rosja się modernizowała, powstawały drogi, place zabaw i świetlice.
U nas oznaczone były tablicami "Z funduszy UE", a tam – "Z funduszy partii Jedna Rosja" – partii Putina. Była olimpiada i piłkarski mundial – sukces propagandowy.
Ale Putin erę konsumpcjonizmu odwołał i zastąpił ją erą żelaznego wieku.
Czyli?
Odwilż się skończyła, okienko się zamknęło. Teraz zwieramy szeregi i wprowadzamy represje. Na razie wspiera to ideologia, która jest zlepkiem nacjonalizmu, mocarstwowości, prawosławia i nostalgii za ZSRR.
Myśli pan, że to Rosjanom wystarczy?
Ktoś mi kiedyś powiedział, że kryzys wieku średniego zaczyna się w Rosji długo przed czterdziestką. Bo już wtedy, w wieku trzydziestu paru lat, ludzie rozumieją, że lepiej już nie będzie. Nie będzie swobód, nie będzie pieniędzy, a wszystko, co dobre, już za nimi.
Zostaje alkohol?
Sprzedaż alkoholu została ograniczona, bo trzeba dbać o "rosyjską pulę genetyczną". A do tego spłacać kredyty, a z tym będzie coraz gorzej. Nie ma czasu na spotkania. Rosjanie coraz częściej biorą antydepresanty. Ich sprzedaż od 24 lutego wzrosła trzy- czterokrotnie.
Czy ludzie w europejskiej Moskwie i syberyjskim Tomsku inaczej odbierają Putina?
Tak było do czasu, gdy Moskwa wydawała się na Syberii odległa. Ale gdy już widzisz, że za lajka na Facebooku możesz dostać grzywnę w wysokości rocznej pensji, a za udostępnienie posta – kilka lub kilkanaście lat więzienia – rozumiesz, że odległość od Kremla ma tu niewielkie znaczenie.
Gdzie byś nie był, musisz wybrać. Albo łykasz, jak inni, państwową telewizję i uznajesz Putina za fundament wszechświata, albo chowasz się pod powierzchnię i trwasz jak wodorosty, albo jesteś zdrajcą, piątą kolumną.
Represje mogą teraz dosięgnąć wszystkich. Różnice regionalne zależą tylko od kaprysów, ambicji i nieudolności lub skuteczności regionalnych spesłużb i resortów siłowych.
Stracił pan wielu znajomych z Rosji po wybuchu tej wojny?
Większość moich znajomych zamilkła jeszcze zanim zamknięto w Rosji Facebooka. Część uciekła z Rosji - pisali, że w ostatniej chwili udało im się wydostać.
Miałem też kilku znajomych, którzy chwalili chirurgiczną operację wojska rosyjskiego i dodawali, że znajdą się piwnice do torturowania ukro-nazistów.
Był list rektorów uczelni wyższych, którzy poparli Putina i jego specoperację. Ale był też list ponad stu naukowców, którzy sprzeciwili się wojnie. Niestety ten drugi szybko z sieci znikł. Sygnatariusze postanowili przeczekać.
Bali się, że trafią na 15 lat do więzienia za krytykę armii?
Ludzi posądzonych o ekstremizm nie trzeba od razu zamykać. Można zamrozić im konto bankowe. I jak mają wtedy żyć, z czego się utrzymają, jak spłacą kredyt? Więc lepiej się nie wychylać.
*Jędrzej Morawiecki – reporter, publicysta, socjolog, wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Przez dekadę był związany z Tygodnikiem Powszechnym. Publikował również w "Polityce", "National Geographic", "Gazecie Wyborczej", "Rzeczpospolitej" i "Nowej Europie Wschodniej". Współpracował z Polskim Radiem, Sekcją Polską BBC i agencją Reuters. Jest współzałożycielem grupy Dziennikarze Wędrowni.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Wednesday", czyli najpopularniejszym serialu Netfliksa ostatnich tygodni, najlepszych (i najgorszych) filmach świątecznych oraz przeżywamy finał 2. sezonu "Białego Lotosu". Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.