Nowy stary Człowiek ze Stali

Już na pierwszy rzut oka widać, że nowy Superman Morrisona jednocześnie wraca do korzeni i podłącza się pod obecną politykę. Wraca, gdyż znów bierze w obronę pokrzywdzonych i zapomnianych. Niewielu dzisiejszych czytelników o tym pamięta, ale pierwsze historie, w których pojawiał się Superman, a które publikowane były w "Action Comics", opowiadały o zmaganiach Człowieka ze Stali z jak najbardziej namacalnymi problemami. Przeciwnikiem superbohatera bywali w tamtych czasach przekupni senatorowie czy lobbyści manipulujący prawem, on sam zaś potępiał karę śmierci i pouczał pijanych kierowców.Ba, na słynnej okładce pierwszego numeru "Action Comics" nie ma żadnego superzłoczyńcy, pojawili się oni w komiksach Jerry'ego Siegela i Joe'ego Shustera dopiero, gdy seria zdobyła duże grono wiernych czytelników.

Nowy stary Człowiek ze Stali
Źródło zdjęć: © komiks.wp.pl

31.07.2013 | aktual.: 08.11.2013 12:03

Podobnie rzecz ma się w "Supermanie i Ludziach ze Stali". Już na pierwszych kadrach Superman walczy z nieuczciwymi bogaczami, a chciwych biznesmenów dobijających jakiś podejrzany interes nazywa "szczurami z forsą". Dwie strony później słyszymy wykład o tym, iż "prawo obowiązuje tak samo bogatych jak i biednych", zaś w kolejnej akcji superbohater ratuje biedaków, których blok ktoś (najpewniej jakiś chciwy bankowiec) kazał wyburzyć. Niestety, czytelników nie lubiących polityki w komiksach superbohaterskich, te wątki mogą irytować. Łatwo się w nich doszukiwać bowiem nie tylko sięgania do korzeni serii, ale i krytyki współczesnej Ameryki, w której wciąż mówi się o 1 procencie najbardziej uprzywilejowanych, bogacących się kosztem 99 procent uczciwie pracujących. I, jak zwykle w przypadku komiksów o wszechmocnych nadludziach, i tym razem tematy te zostały potwornie spłycone.

Podobnie ambiwalentne uczucia - zaciekawienie i rozczarowanie - budzą zresztą wszystkie wątki w komiksie Morrisona. Brytyjczyk na przykład wciąż przypomina czytelnikowi, iż Superman wcale nie jest wszechpotężny. Zgodnie z pierwotną wizją Siegela i Shustera i jego bohater nie potrafi latać (a jedynie bardzo wysoko skakać), zaś krzywdę mogą mu zrobić także realniejsze zagrożenia niż kryptonit (chociażby rozpędzony pociąg, który próbuje powstrzymać). Za tym uczłowieczeniem nie idą jednak naprawdę dramatyczne sceny akcji, gdyż głównego przeciwnika w "Ludziach ze Stali" nie sposób traktować serio. To kosmiczny potwór, seryjny ludobójca, nie zaprzątający sobie głowy jakąś motywacją. Jeden z tych, których Superman po prostu musi pokonać, gdyż inaczej zapadłoby się całe uniwersum.

Mieszane uczucia budzi też wybór konwencji. Już w "All-Star Superman" Morrison pokazał, iż nie interesuje go współczesna, mroczna szkoła przedstawiana superbohaterów. Jego Supermanowi bliżej więc do postaci z pulpowych powieści fantastycznych, niż z mrocznych, krwawych opowieści, jakimi starają się być dzisiejsze Batmany czy Wolverine'y (a także najnowszy film o Człowieku ze Stali). I bardzo dobrze. Paradoksalnie inspirujący się opowieściami sprzed niemal 100 lat scenarzysta, wprowadza do skostniałego gatunku trochę świeżego powietrza.

Problem w tym, że słynnemu Szkotowi zdarza się przesadzić. Superman walczy tu więc z galaretowatymi potworami, podróżuje w czasie i wpuszcza do własnego mózgu zminiaturyzowaną wyprawę ratunkową. A w bogatej galerii dziwolągów wydaje się najnormalniejszym (i najnudniejszym) z bohaterów. Wrzucony pomiędzy dinozaury (!), zabójczy Internet (!!) czy Związek Sióstr Nieustającej Nienawiści (!!!) wygląda tak poczciwie, iż nawet czytelnik wierzy, że to zwykły chłopak z Kansas. Tym razem Morrisonowi braknie jednak wyczucia, którym popisał się w "All-Star Superman". Absurdalnych momentów nie równoważą melancholijne epizody. W człowieczeństwo Supermana musimy uwierzyć na słowo, gdyż nawet masowe protesty przeciwko niemu nie budzą w nim zwątpienia w ludzkość.

Walczący z Brainiaciem Superman odnosi tylko częściowy triumf. Ratując Ziemię poświęca Krypton. Tak samo jest z Grantem Morrisonem. Przypominając nam o korzeniach swojego bohatera, słynny scenarzysta zapomniał napisać prawdziwie wciągającą historię. "Ludzie ze Stali" bawią szczegółami, dopieszczają fanów występami gościnnymi i dbałością o szczegóły, ale czytelnika z zewnątrz nie przyciągną do serii, brak tu bowiem prawdziwego bohatera.W 1938 roku Superman pociągał za sobą tłumy, dziś raduje już tylko garstkę wiernych fanów.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)