"Nocny recepcjonista": Elizabeth Debicki o roli Jed Marshall w serialu AMC
Ma zaledwie 26 lat, a miała już okazję zagrać u boku wielu hollywoodzkich gwiazd, takich jak Leonardo DiCaprio, Michael Fassbender czy Cate Blanchett. Elizabeth Debicki jest australijską aktorką, o której już robi się głośno. Jej swojsko brzmiące nazwisko nie jest przypadkiem - urodzona w Paryżu artystka ma bowiem polskie korzenie. Od 7 lipca na antenie AMC oglądać będzie można elektryzujący thriller z jej udziałem. W "Nocnym recepcjoniście" partnerowali jej Tom Hiddleston i Hugh Laurie. Jak wyglądała praca na planie u boku tak znanych kolegów po fachu? W poniższym wywiadzie Debicki ujawniła kulisy serialu, który został entuzjastycznie przyjęty przez krytyków i publiczność.
06.07.2016 14:22
Jaka była twoja pierwsza reakcja, kiedy dostałaś scenariusz i odebrałaś telefon z pytaniem, czy jesteś zainteresowana tym projektem?
- Scenariusz, który dostałam, był tak niesamowicie dobrze napisany, że natychmiastowo poczułam, że warto się w to zaangażować. Kiedy pracuje się ze scenariuszem napisanym na podstawie powieści Johna le Carré, zawarty w nim dreszczyk emocji jest tak wciągający, że nie sposób się mu oprzeć. Poza tym moja postać naprawdę mi się spodobała. A do tego nad całością czuwała reżyserka Susanne Bier - to była po prostu szalenie dobra kombinacja, obok której nie mogłam przejść obojętnie.
Kiedy poznajemy Jed na samym początku serialu jest ona ucieleśnieniem elegancji i wyrafinowania. Czy możesz powiedzieć nam coś więcej o tym, co dzieje się pod tą maską opanowania?
- Jed jest dziewczyną, kochanką i wspólniczką Ropera. Myślę, że przypomina łabędzia – na powierzchni jest spokojna i opanowana, a pod taflą wody macha płetwami jak szalona. Sama stworzyła sobie swój wizerunek i podobnie jak Jonathan Pine jest w pewnym sensie kameleonem – dostosowuje się do środowiska, w którym aktualnie przebywa. Kiedy poznajemy ją po raz pierwszy, jest partnerką Ropera (gra go Hugh Laurie - przyp. red.), a taka rola wymaga od niej elegancji, wyrafinowania, pewnej dozy wesołości i bystrego humoru. Musi nadążyć za swoim ukochanym, który porusza się po świecie w niesamowitym tempie. Jed tak naprawdę pochodzi z zupełnie innego środowiska – na pewno nie takiego, w którym było mnóstwo pieniędzy, a w szafie chowa dość sporo trupów, z którymi nie ma zamiaru się konfrontować. Jeśli chodzi o Jed, to o ile zdoła machać płetwami wystarczająco szybko, a na powierzchni nie okazywać zdenerwowania, to na pewno uda jej się przetrwać.
Jak myślisz, dlaczego bohaterowie tego serialu są tak przekonujący i fascynujący?
- To właśnie jest ciekawe w postaciach stworzonych przez Johna le Carré, że zwykle są one moralnie niejednoznaczne – żyją w świecie mętnej szarości, a nie bieli i czerni. Nigdy do końca nie wiadomo, kto jest po czyjej stronie i co chce osiągnąć. Każdy ma swój własny plan, który chce zrealizować, a kiedy ścieżki bohaterów krzyżują się, to wszystko zaczyna nabierać bardzo intrygujących kształtów.
W jakim momencie spotykamy Jonathana Pine'a na początku serialu?
- Jonathan Pine (w tej roli Tom Hiddleston - przyp. red.) to największa zagadka serialu. Kiedy po raz pierwszy go spotykamy, zauważamy jego neutralność wobec świata, która stanowi jego sposób na życie. Z powodu traumatycznej przeszłości sam już do końca nie wie, kim jest i próbuje ukryć się przed światem - jest w pewnym sensie pustelnikiem. Pine podąża ścieżką, która zawiedzie go aż do punktu, w którym będzie musiał skonfrontować się sam ze sobą i swoimi wspomnieniami, które usilnie stara się w sobie stłumić. Będzie musiał wreszcie odpowiedzieć sobie na pytanie, kim tak naprawdę jest.
Czy myślisz, że praca jako nocny recepcjonista w hotelu daje mu pewne poczucie anonimowości i całkowitej kontroli nad swoim życiem?
- Tak, ma pełną kontrolę na całością. Jest w nim pierwiastek spokoju, który wiąże się właśnie z profesją nocnego recepcjonisty, ale to nie jest prawdziwe życie i sam Pine ma świadomość, że w tej roli nie jest tak do końca sobą. Zostaje zmuszony do stawienia czoła swoim własnym demonom, ponieważ w głębi duszy pragnie zemsty i musi zmierzyć się ze swoimi największymi koszmarami, aby jej dokonać, a jednocześnie usprawiedliwić brutalność swojej przeszłości.
Kim dla Pine'a jest Roper?
- Richard Roper w powieści przedstawiony jest jako najgorszy człowiek na ziemi. Jest miliarderem i handlarzem bronią, a do tego roztacza wokół siebie aurę charyzmy i mroczności. Jego niejednoznaczna moralność jest dla Pine'a w pewnym stopniu bardzo intrygująca. Odczuwa on wobec Ropera przede wszystkim ogromną nienawiść – taką najgłębszą i najsilniejszą, jaką tylko ludzka istota może w sobie nosić, ale jednocześnie potrafi chwilami dostrzec w Roperze coś, co jest godne podziwu. Myślę, że relacja między nimi jest naprawdę fascynująca. Trochę jak więź pomiędzy ojcem i synem, tylko obaj bohaterowie nie dopuszczają do siebie takiej myśli.
(Fot. AMC)
Co Twoim zdaniem Tom Hiddleston wnosi do roli Jonathana Pine'a?
- Tom jest świetnym aktorem obdarzonym wyjątkowymi umiejętnościami. Interesujące w jego postaci jest to, że potrafi tak zręcznie żonglować przeróżnymi tożsamościami, które przyjmuje. Przy Jed jest zupełnie innym człowiekiem, niż przy Roperze, więc prawdziwego Jonathana Pine'a możemy obserwować tylko wtedy, kiedy jest zupełnie sam. To, co Tom wnosi do tej roli, to pewna tajemniczość i zmienność przywołująca na myśl kameleona. Tom jest jak wojownik ninja - niepostrzeżenie wyłania się z cienia i potrafi w zaskakująco szybkim tempie wcielać się w różne wersje Jonathana Pine'a. Jego zdolność do przeskakiwania pomiędzy tymi tożsamościami to najlepszy dowód na to, jak utalentowanym jest aktorem.
Jak Jed reaguje na Pine'a?
- Kiedy po raz pierwszy Pine i Jed spotykają się, dziewczyna jest wyraźnie zaintrygowana młodym mężczyzną, który jest bardzo przystojny, a ona jest do pewnego stopnia znudzona swoim życiem. Kiedy poznajemy Jed, roztacza ona wokół siebie aurę pewności siebie i lekkiej władczości, więc wydaje jej się, że będzie mogła skorzystać z obecności Pine'a i zapewnić sobie trochę niegroźnej rozrywki. Okoliczności ich kolejnego spotkania są jednak na tyle wyjątkowe, że wszystko pomiędzy nimi ulega zmianie, a ich relacja nabiera zupełnie innego kształtu.
Jak pracowało Ci się z Hugh Lauriem?
- Tak naprawdę powinniśmy nienawidzić Richarda Ropera, ale zwyczajnie nie da się tego zrobić, właśnie za sprawą Hugh. Jest on tak inteligentny, dowcipny i sympatyczny, że chce się go podziwiać, bo jest przecież miliarderem, który sam dorobił się swojej fortuny. I choć moralnie jego poczynania są całkowicie złe, to jednak robi to wszystko z taką pewnością siebie, że jest to wręcz fascynujące i trudno jest powstrzymać się przed okazaniem mu szacunku. Jego postać jest naprawdę interesująca, a Hugh dodatkowo powoduje, że jest ona jeszcze bardziej ludzka, złożona i niejednoznaczna. Obserwując Ropera człowiek jednocześnie kocha go i nienawidzi – to jest w tej postaci naprawdę wyjątkowe.
(Fot. AMC)
Jak wyglądała twoja relacja z Tomem i Hugh na planie serialu?
- Wiem, że Hugh był zainteresowany powieścią od samego początku i jego miłość do tej książki trwała prawie 20 lat. Zarówno Hugh, jak i Tom, są prawdziwymi badaczami, więc kiedy zaczynali pracę nad swoimi postaciami, wnieśli od siebie bardzo dużo. Dla mnie sytuacja wyglądała zupełnie inaczej - nie czytałam powieści przed otrzymaniem scenariusza, więc tak naprawdę poznałam całą historię dopiero w momencie, gdy rozpoczęliśmy pracę nad serialem. Pomiędzy tymi trzema postaciami występuje ogromne napięcie seksualne, przepływa pomiędzy nimi elektryzująca energia, dlatego też widać diametralną różnicę pomiędzy sytuacjami, w których gramy Jonathana, Ropera i Jed, a kiedy przebywamy po prostu ze sobą – Tom, Hugh i ja – to napięcie pomiędzy bohaterami serialu jest momentami trudne do udźwignięcia. Jak tylko słyszymy "cięcie!", musimy od razu wyjść ze swoich ról, bo odgrywanie ich jest okrutnie wymagające.
Która część pracy nad projektem sprawiła ci najwięcej przyjemności?
- Paradoksalnie najciekawsze było dla mnie odgrywanie scen, w którym braliśmy udział we trójkę - właśnie ze względu na te napięcia pomiędzy bohaterami. Choć historia z czasem znacząco się rozwija, rozbudowuje i zyskuje coraz więcej elementów, to każdy z bohaterów wydaje się z czasem raczej rozpadać na części pierwsze aż do momentu, w którym nikt już tak do końca nie wie, kim jest i czego chce. Odgrywanie scen, które są pełne tego rodzaju napięć to ogromne i fascynujące wyzwanie aktorskie – tak wiele rzeczy trzeba uchwycić i oddać. A praca z Susanne była wielką przyjemnością, choć jako reżyserka jest ona całkowicie bezlitosna, jeśli chodzi o wymagania wobec aktora. Relacja jaka wywiązała się na planie tego serialu pomiędzy mną jako aktorką, a Susanne jako reżyserką, to było coś wyjątkowego.