Niezapomniane seriale. "Podróż za jeden uśmiech": Co się stało z Filipem Łobodzińskim?
Choć może się to wydać dziwne, wszyscy ci, którzy twierdzą, że młody aktor przeżył na planie filmowym niezapomnianą przygodę, są w ogromnym błędzie. Dopiero po latach artysta wyznał, że sielanka na ekranie nie miała nic wspólnego z rzeczywistością.
Dorastał na naszych oczach
Pamiętacie tego dzieciaka? Tak, to kuzyn Poldka, Janusz Fąferski, znany widzom z "Podróży za jeden uśmiech". Duduś, bo tak pieszczotliwie nazywano go w rodzinie, był grzecznym, ułożonym, małym geniuszem i wzorowym uczniem. Niestety, często nie potrafił swojej rozległej wiedzy wykorzystać w praktyce, przez co wciąż wpadał w kłopoty. W rolę nieporadnego kujona wcielił się Filip Łobodziński. Choć może się to wydać dziwne, wszyscy ci, którzy twierdzą, że młody aktor przeżył na planie filmowym niezapomnianą przygodę, są w ogromnym błędzie. Dopiero po latach artysta wyznał, że sielanka na ekranie nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. - Psychologia twierdzi, że złe wspomnienia zacierają się w pamięci, a pozostają dobre. Może. Ja wiem jedno: czas, kiedy jako dziecko występowałem w filmach, wspominam jako okres znoju i strachu. Znoju ciężkiej pracy i strachu przed powrotem do szkoły, a potem ze szkoły znów na plan. Na to wszystko nakładają się jeszcze: przyprawiona na wieczność gęba ofermowatego gamonia i
wnusia babuni oraz nieustanna konieczność wspominania "wielkiej filmowej przygody z dzieciństwa" – wyznał jakiś czas temu Łobodziński na łamach "Newsweeka". Co jeszcze przeszkadzało mu w filmowym Dudusiu? Jak wyglądały kulisy pracy na planie i czym dziś zajmuje się idol młodzieży? AR
Dorastał na naszych oczach
Pamiętacie tego dzieciaka? Tak, to kuzyn Poldka, Janusz Fąferski, znany widzom z "Podróży za jeden uśmiech". Duduś, bo tak pieszczotliwie nazywano go w rodzinie, był grzecznym, ułożonym, małym geniuszem i wzorowym uczniem. Niestety, często nie potrafił swojej rozległej wiedzy wykorzystać w praktyce, przez co wciąż wpadał w kłopoty. W rolę nieporadnego kujona wcielił się Filip Łobodziński. Choć może się to wydać dziwne, wszyscy ci, którzy twierdzą, że młody aktor przeżył na planie filmowym niezapomnianą przygodę, są w ogromnym błędzie. Dopiero po latach artysta wyznał, że sielanka na ekranie nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. - Psychologia twierdzi, że złe wspomnienia zacierają się w pamięci, a pozostają dobre. Może. Ja wiem jedno: czas, kiedy jako dziecko występowałem w filmach, wspominam jako okres znoju i strachu. Znoju ciężkiej pracy i strachu przed powrotem do szkoły, a potem ze szkoły znów na plan. Na to wszystko nakładają się jeszcze: przyprawiona na wieczność gęba ofermowatego gamonia i
wnusia babuni oraz nieustanna konieczność wspominania "wielkiej filmowej przygody z dzieciństwa" – wyznał jakiś czas temu Łobodziński na łamach "Newsweeka". Co jeszcze przeszkadzało mu w filmowym Dudusiu? Jak wyglądały kulisy pracy na planie i czym dziś zajmuje się idol młodzieży? AR
Do filmu trafił przez przypadek
Filip Łobodziński zadebiutował w 1970 roku w filmie "Abel, twój brat" w reżyserii Janusza Nasfetera. Potem przyszły udane role w takich produkcjach jak "Stawiam na Tolka Banana" czy "Poszukiwany poszukiwana". Jak to się stało, że filmowcy wybrali właśnie jego?
- Moja szkoła mieściła się w sąsiedztwie Studia Opracowań Filmów w Warszawie. Któregoś dnia przyszli stamtąd do świetlicy zapytać, czy są tu dzieci, które dobrze czytają. (...) Chyba wskazała mnie świetliczanka. Oczywiście, że chciałem z tymi ludźmi pójść, bo można było wyjść ze szkoły – wspominał.
Do filmu trafił przez przypadek
Filip Łobodziński zadebiutował w 1970 roku w filmie "Abel, twój brat" w reżyserii Janusza Nasfetera. Potem przyszły udane role w takich produkcjach jak "Stawiam na Tolka Banana" czy "Poszukiwany poszukiwana". Jak to się stało, że filmowcy wybrali właśnie jego?
- Moja szkoła mieściła się w sąsiedztwie Studia Opracowań Filmów w Warszawie. Któregoś dnia przyszli stamtąd do świetlicy zapytać, czy są tu dzieci, które dobrze czytają. (...) Chyba wskazała mnie świetliczanka. Oczywiście, że chciałem z tymi ludźmi pójść, bo można było wyjść ze szkoły – wspominał.
Autostopem przez Polskę
Największą popularność zdobył za sprawą udziału w "Podróży za jeden uśmiech". Film opowiadał o przygodach dwóch kuzynów, którzy musieli dostać się autostopem z Krakowa na Hel, nie mając grosza przy duszy. Oczywiście nic nie szło po ich myśli, a ciągłe tarapaty opóźniały ich przyjazd nad morze. Chłopców nigdy jednak nie opuszczał dobry nastrój, a cała historia utrzymywana była w humorystycznym tonie.
Tak wyglądało to przynajmniej z perspektywy widza, zasiadającego przed telewizorem. Jak się okazuje, rzeczywistość była zupełnie inna.
Autostopem przez Polskę
Największą popularność zdobył za sprawą udziału w "Podróży za jeden uśmiech". Film opowiadał o przygodach dwóch kuzynów, którzy musieli dostać się autostopem z Krakowa na Hel, nie mając grosza przy duszy. Oczywiście nic nie szło po ich myśli, a ciągłe tarapaty opóźniały ich przyjazd nad morze. Chłopców nigdy jednak nie opuszczał dobry nastrój, a cała historia utrzymywana była w humorystycznym tonie.
Tak wyglądało to przynajmniej z perspektywy widza, zasiadającego przed telewizorem. Jak się okazuje, rzeczywistość była zupełnie inna.
Kiepskie warunki pracy
Filip Łobodziński nie ukrywa, że praca na planie filmu nie należała do najprzyjemniejszych. Zaburzona chronologia kręcenia poszczególnych scen, smród samochodu chłodni, w którym bohaterowie zostali zamknięci i nieapetyczne wyżywienie (nieświeża maślanka i tłuste serdelki), to dopiero wierzchołek góry lodowej.
Kiepskie warunki pracy
Filip Łobodziński nie ukrywa, że praca na planie filmu nie należała do najprzyjemniejszych. Zaburzona chronologia kręcenia poszczególnych scen, smród samochodu chłodni, w którym bohaterowie zostali zamknięci i nieapetyczne wyżywienie (nieświeża maślanka i tłuste serdelki), to dopiero wierzchołek góry lodowej.
Czekanie na słońce było udręką
Aktor do dziś wspomina absurdalny zakaz otwierania ust po to, aby nie wydobywała się z nich para. Wszystko dlatego, że kilka scen było kręconych, gdy na dworze szalał siarczysty mróz, a w scenariuszu było jasne: Duduś i Poldek znaleźli się w środku upalnego czerwcowego dnia. Ot, magia kina.
Łobodzińskiego irytowało również wielokrotne powtarzanie ujęć i nużące oczekiwanie na odpowiednie warunki meteorologiczne. Niebo musiało być zawsze idealnie błękitne, a jak wiadomo, pogoda w Polsce potrafi płatać figle, więc wpatrywanie się w przysłaniające słońce obłoki doprowadzało go do białej gorączki. Co ciekawe, wybawieniem okazywał się deszcz, bo to oznaczało koniec zdjęć.