Nieoczekiwany zwrot akcji. "Przypadkowy przechodzień" z TVP twierdzi, że "nie jest aktorem do wynajęcia"

Krzysztof Rydzelewski zasłynął ostatnio jako "przypadkowy przechodzień" z "Wiadomości" TVP. Ale najwidoczniej ani nie oczekiwał, ani nie spodziewał się takiego rozgłosu. Wprawdzie przyznał, że jest aktorem i przyjął zlecenie, ale teraz twierdzi, że tak nie było i nie jest aktorem do wynajęcia.

"Przypadkowy przechodzień" z TVP wycofuje się ze wcześniejszych słów
"Przypadkowy przechodzień" z TVP wycofuje się ze wcześniejszych słów
Źródło zdjęć: © kad z programu

"Wiadomości" znów znalazły się pod lupą internautów, czy - patrząc szerzej - opinii publicznej. Wszystko za sprawą materiału, w którym skrytykowano pikiety odbywające się przed budynkiem Telewizyjnej Agencji Informacyjnej.

W materiale wystąpił Krzysztof Rydzelewski, który, przynajmniej w założeniu, miał być "przypadkowym przechodniem". - Krzyczą coś, co w ogóle nie ma sensu i racji bytu. Mamy tu policję, która musi być opłacona na coś takiego - podkreślał przed kamerą TVP, przekonując, że protestujący przeszkadzają okolicznym mieszkańcom i gościom pobliskich hoteli.

Adrian Borecki z TVP przekonywał, że "zażenowany pikietą mężczyzna" sam do niego podszedł. Internauci zaraz po emisji wytropili jednak, że rozmówca dziennikarza nie jest zupełnie przypadkową twarzą.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Miał okazję odegrać epizodyczne role w serialach "Na Wspólnej"; "Kryminalni"; "Plebania; "Barwy szczęścia" czy "Hotel 52". Rydzelewski występował też w "Szansie na sukces", "Mam talent!", "Must Be The Music" czy "Magii nagości", gdzie jako "Ksawery" szukał partnera.

W rozmowie z Plejadą wyznał z rozbrajającą szczerością, że jest aktorem, a jego ostatni występ był agencyjnym zleceniem.

- Jestem aktorem i showmanem, więc dostałem zlecenie od agencji, z którą współpracuję. Miałem przejść ulicą i porozmawiać z dziennikarzem, który do mnie podejdzie. Wiedziałem, że zada mi określone pytanie i miałem na nie odpowiedzieć ustaloną z góry kwestię. Wiedziałem, co mam powiedzieć przed kamerą. To była wyuczona kwestia. Myślałem, że puszczą to w telewizji regionalnej. Nie sądziłem, że pokazane zostanie aż w "Wiadomościach" - mówił.

Na te słowa zareagował autor materiału. Zapytany przez "Press", czy wynajął rozmówców do swojej sondy ulicznej, odparł kategorycznie: "Proszę nie rozpowszechniać kłamstw. W przeciwnym razie spotkamy się w sądzie".

O całej sprawie wciąż jest głośno i niewątpliwie z tego powodu (lub ostrzeżenia dziennikarza) Krzysztof Rydzelewski znowu zabrał głos. Tym razem przedstawiając zupełnie inną wersję wydarzeń. Na jego profilu nieoczekiwanie pojawiło się krótkie sprostowanie.

"Nigdy nie pracowałem dla Telewizji Polskiej. W jakiej sytuacji się znalazłem, był przypadek, przechodziłem, zobaczyłem tłum ludzi i zapytałem się, o co chodzi, wtedy podszedł dziennikarz TVP i zapytał, czy chce się wypowiedzieć. Nie jestem żadnym wynajętym aktorem wszystkie brednie, jakie są na mój temat powielane to bzdura" - pisze mężczyzna.

"Aferę" skomentowało też biuro prasowe TVP w przesłanym Plejadzie oświadczeniu. "Nie było żadnej ustawki, w sondzie ulicznej wypowiadały się przypadkowe osoby, wśród nich był m.in. pan Krzysztof Rydzelewski. Na swoim profilu fb odniósł się do tych insynuacji i pomówień" - napisano.

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" żegnamy Harrisona Forda, znęcając się nad nowym "Indianą Jonesem" i płaczemy po Henrym Cavillu, ostatni raz masakrując "Wiedźmina" z jego udziałem. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (25)