"Nienawiść w białych rękawiczkach". Chór LGBT+ walczy z dyskryminacją
Obok otwartego hejtu wobec osób LGBT+ w Polsce funkcjonuje też "homofobia ludzi przyzwoitych", ukryta niechęć, która bardzo utrudnia życie osobom nieheteronormatywnym. Przekonali się o tym m.in. w Lublinie członkowie chóru LGBT+ Voces Gaudii.
30.01.2023 | aktual.: 30.01.2023 14:22
Voces Gaudii to istniejący już prawie dekadę chór osób LGBT i ich sojuszniczek i sojuszników. Występuje w całej Polsce, czasem wyjeżdża także zagranicę. Ale na co dzień musi się mierzyć z otwartą i ukrytą homofobią polskiego społeczeństwa. Misza Czerniak, dyrygent, założyciel i członek zarządu chóru Voces Gaudii, opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską o tym, jak wyglądają realia działalności chóru LGBT+ w Polsce.
Przemek Gulda, Wirtualna Polska: Skąd pomysł na założenie w Polsce chóru LGBT+?
Misza Czerniak, założyciel chóru Voces Gaudii: Zacznę od tego, że nasz zespół to grupa licząca dziś około 60 osób. Bardzo różnych osób. Owszem, duża część z nich to osoby nieheteronormatywne, ale występują z nami także ludzie, którzy deklarują się jako sojusznicy i sojuszniczki społeczności LGBT+.
Nasza działalność opiera się na trzech filarach. Po pierwsze: chcemy tworzyć bezpieczną przestrzeń dla osób LGBT+. Jest oczywiście mnóstwo sytuacji, że śpiewają one w innych chórach, czasem nawet w chórach kościelnych, ale bardzo często muszą tam ukrywać swoją tożsamość. To brzmi bardzo oficjalnie, ale najczęściej sprowadza się do bardzo prostych, prozaicznych kwestii - nie mogą np. zaprosić swojego partnera czy partnerki na występ czy na wyjazd. U nas nie ma takich problemów, każdy może być sobą i czuć się w pełni swobodnie. Druga sprawa, jak przystało na chór, to oczywiście tworzenie muzyki na wysokim poziomie. To nas bardzo cieszy i bardzo chcemy to robić: śpiewać, ćwiczyć wspólnie, występować.
Voces Gaudii - pierwszy w Polsce chór LGBTQIA | ARTE.tv Dokumenty [CAŁY FILM LEKTOR PL]
A trzeci filar?
To ważny dodatek do tej drugiej kwestii - bardzo chcemy, żeby nasza muzyka zmieniała świat. Jesteśmy chórem zaangażowanym w sprawy społeczne. W naszym gronie czujemy się bezpieczni, ale wiemy, że na zewnątrz tak bezpiecznie nie jest, chcemy więc chociaż trochę wpływać na to, żeby było chociaż trochę lepiej. Piosenki, które wybieramy do naszego repertuaru, to w większości utwory, za pomocą których możemy wyrazić naszą radość z bycia razem, a czasem nasz gniew na to, jak świat nas traktuje.
Co śpiewacie?
Nasz repertuar składa się w znacznej większości z utworów popowych i rockowych. Postawiliśmy na taki repertuar, ponieważ w takich piosenkach o wiele łatwiej niż w muzyce poważnej znaleźć można teksty wyrażające to, co chcemy powiedzieć. W obecnym repertuarze dobrym przykładem jest utwór popowej wokalistki Riny Sawayamy "Chosen Family". Czasem wybieramy utwory nie ze względu na tekst, ale po prostu dlatego, że bardzo nam się podobają i czujemy, że będziemy mieli dużo radości z ich śpiewania - tak jest np. z piosenką "Kiss from a Rose" z repertuaru Seala. Są też sytuacje szczególne, w których wybieramy utwory stosownie do okazji. Tak było np. w momencie rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę - zaśpiewaliśmy hymn narodowy Ukrainy jako znak naszego wsparcia dla cierpiących ludzi w tym kraju. Z okazji Święta Niepodległości zaśpiewaliśmy z kolei polski hymn narodowy. Umieściliśmy w internecie to nagranie, ilustrowane tęczową flagą.
Mocne. Jakie były reakcje?
Bardzo nam zależało na pokazaniu, że nie ma naszej zgody na to, żeby to święto i całe doświadczenie bycia Polką czy Polakiem było zarezerwowane dla środowisk narodowych. My też jesteśmy członkami tego narodu i mamy prawo to manifestować. Oczywiście pojawiły się brutalne komentarze. W tych najłagodniejszych była - to takie typowe! - mowa o "obnoszeniu się". A czy ktoś kiedykolwiek miał pretensje do chóru strażaków, że się obnoszą z tym, że są strażakami? Czy ktoś ma pretensje do chóru kościelnego, że obnosi się ze swoją religijnością? Robimy takie rzeczy właśnie po to, żeby nie było takich pytań. Nie chcemy być niewidoczni. Jesteśmy, mamy prawo śpiewać, mamy prawo manifestować to, że jesteśmy członkami polskiej społeczności.
Niedawno pojawił się także film dokumentalny na wasz temat. Jak został przyjęty?
To było ciekawe doświadczenie - film ma kilka wersji językowych, w tym polską. Czytaliśmy komentarze pod różnymi wersjami. Ich porównanie dokładnie pokazywało, gdzie jesteśmy. Na zachodnich stronach było mnóstwo słów wsparcia, polska była pełna niechęci, a czasem wręcz mowy nienawiści. Wygląda na to, że dużo mamy jeszcze do zrobienia w sprawie polskiej homofobii.
Ale nienawistne komentarze to tylko początek waszych kłopotów. Jakie nieprzyjemności was spotykają?
Zaczęło się już w zasadzie od samego początku - zakładałem ten chór ze znajomym dyrygentem, na początku wszystko robiliśmy razem. Ale kiedy zaczęło być o nas trochę głośno, zaczęliśmy się pojawiać w różnych mediach, okazało się, że to może kolidować z jego działalnością zawodową. Jest nauczycielem w szkołach muzycznych i mu wyraźnie dano do zrozumienia, że nie powinien się - no właśnie - "obnosić" z działalnością w chórze LGBT+. Musiał zrezygnować z działalności w chórze. Ale nie jest najgorzej - na szczęście Polska nie jest dziś na takim poziomie, jak wiele państw na wschodzie, gdzie osoby LGBT+ muszą obawiać się nawet o swoje fizyczne bezpieczeństwo. Oglądałem kiedyś występ chóru z Pekinu, część osób występowała w maskach. To nas na szczęście nie dotyczy.
Ale miewacie problemy z występami?
Tak, niedawno mieliśmy nieprzyjemną historię w Lublinie. Chcieliśmy wynająć wygodną salę w centrum miasta, którą zarządza instytucja państwowa. Napisaliśmy prośbę o wynajem, nie ukrywając tego, że jesteśmy chórem LGBT+. Na początku wszystko wyglądało dobrze, ale po kilku dniach dostaliśmy wycenę wynajmu, trzykrotnie wyższą niż zwykłe stawki. To był prosty mechanizm: zaporowa cena, żeby uniemożliwić nam występ. To taka polska "homofobia ludzi przyzwoitych", nienawiść w białych rękawiczkach - niby nikt nam nie powiedział, że nas nie chce, ale skutek był taki, że nie mogliśmy tam wystąpić. Na szczęście skończyło się dobrze, znaleźliśmy inną salę, w galerii Labirynt, która okazała się bardzo przyjazną i bezpieczną przestrzenią.
Jesteście jednym z tylko trzech takich zespołów w Polsce, ale na świecie jest ich sporo?
Tak, to bardzo popularna formuła angażowania się osób ze środowiska LGBT+ i tych, które im sprzyjają. Na świecie jest dziś około 500 takich zespołów, najwięcej w Stanach - około 200, w Europie - 150, kilka działa w krajach dużo bardziej nieprzychylnych takiej działalności, np. Rosji czy Chinach. Jest kilka zespołów w Ukrainie, dziś większość z nich działa na uchodźstwie. To tradycja, która istnieje od dawna - najstarszy z europejskich chórów tego typu, zespół z Londynu, świętował niedawno 40-lecie istnienia. W Stanach pierwsze grupy zaczęły powstawać pod koniec lat 60., po wydarzeniach pod nowojorskim pubem Stonewall Inn, gdzie doszło do zamieszek po brutalnych atakach policji na osoby LGBT+. To był impuls, który bardzo zaktywizował całe środowisko.
Jakie są wasze największe marzenia jako chóru?
Chcielibyśmy oczywiście występować na najbardziej prestiżowych scenach i z jak największymi gwiazdami. Marzy nam się, żeby któraś zaprosiła nas na jakiś swój duży koncert, np. na Stadionie Narodowym. Madonna wielokrotnie występowała z chórem LGBT+ z Nowego Jorku, może nas też kiedyś spotka podobny zaszczyt. A tak naprawdę najbardziej marzymy o tym, żeby na całym świecie panowała równość i akceptacja dla wszystkich osób nieheteronormatywnych. Ale sporo jeszcze będziemy musieli zaśpiewać piosenek, żeby tego doczekać...
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski
Dokument "Voces Gaudii - pierwszy w Polsce chór LGBTQIA" można oglądać za darmo na platformie Arte.tv