Nie tędy droga. Recenzja trzeciego sezonu "The Mandalorian"
Ostatnie lata są wyjątkowo obfite, a zarazem trudne dla fanów "Gwiezdnych wojen". Bo choć kinowe epizody zarobiły dosłownie miliardy dolarów, a w streamingu pojawiają się kolejne seriale, to Disney wyraźnie postawił na ilość, a nie jakość. Trzeci sezon "The Mandalorian" jest tego kolejnym przykładem.
20.04.2023 | aktual.: 20.04.2023 14:08
Debiutujący w 2019 r. "The Mandalorian" wywołał prawdziwe trzęsienie ziemi w świecie fanów "Star Wars". Po trzech epizodach kinowych, które co prawda zarobiły łącznie kilka miliardów dolarów, ale wywołały bardzo mieszane uczucia, Disney+ zaprezentował prawdziwie nową jakość. "The Mandalorian" zaczynał jako kameralny, niesamowicie nastrojowy kosmiczny western. Średnia ocen 93 proc. na RottenTomatoes i deszcz nagród były świadectwem, że - jak mawiają Mandalorianie - "this is the way". Niestety twórcom nie udało się utrzymać tej jakości.
Trzeci sezon "The Mandalorian" niemal całkowicie porzucił pierwotny charakter serialu, który wyróżniał go na tle innych produkcji spod znaku "Star Wars". W ośmiu odcinkach o bardzo różnej długości (od 30 min. do prawie godziny) dostaliśmy dziwaczną mieszankę gatunków i nastrojów. Istną papkę, którą wylano na główną ścieżkę fabularną bez większego ładu i składu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co tu się porobiło?
W najnowszym sezonie Din Djarin (Pedro Pascal) i Grogu są już na całego uwikłani w galaktyczne przepychanki i walkę o władzę, w której dominuje postać Moffa Gideona (Giancarlo Esposito). Na pierwszoplanową postać wyrosła też Bo-Katan Kryze (Katee Sackhoff), która po różnych perturbacjach postanowiła zjednoczyć lud opancerzonych wojowników i odbudować potęgę planety Mandalore. Ale poza starciami na kilku liniach (Nowa Republika – niedobitki Imperium – Mandalorianie) scenarzyści dopisali szereg pobocznych wątków, które w ogólnym rozrachunku są tylko zapchajdziurą.
Walka z kosmicznymi piratami, wątek z porwanym dzieckiem, republikański odcinek jak z "Andora" czy wreszcie epizod, w którym nieoczekiwanie pojawili się Lizzo, Jack Black i Christopher Lloyd (niezapomniany doktor Emmett z "Powrotu do przyszłości"). Te odcinki pokazały, że "The Mandalorian" dostał zadyszki po mistrzowskim początku i dziś próbuje złapać kilka srok za ogon.
Podobnie wygląda końcówka sezonu, która po kilku niezbyt potrzebnych przerywnikach skupia się na tym, co najważniejsze - decydującym starciu Mandalorian z Moffem Gideonem. Ostatnie dwa odcinki wreszcie pokazują, dlaczego imperialna szycha, która pojawiła się w serialu z legendarnym Mrocznym Mieczem, pragnęła porwać Baby Yo... tzn. Grogu. Wielka bitwa popleczników Gideona z ludźmi Bo-Katan na planecie Mandalore stała się faktem. I choć twórcy zaserwowali nam pierwszorzędne widowisko, to i tutaj nie obyło się bez zgrzytów.
Ale to już było
Największy zarzut mam do recyklingu pomysłów. Odziany w czarny pancerz i hełm Moff Gideon może nie jest kalką Dartha Vadera, ale już scena z nowymi gwardzistami od razu kojarzy się z nieszczęsnym "Ostatnim Jedi". Nie licząc groteskowego momentu, w którym profesjonalni zabójcy nie mogą ściągnąć na ziemię uciekającego i piszczącego jak bobas Grogu. Inną powtórką z rozrywki jest motyw klonów, po który wcześniej na podobnej zasadzie sięgnęli twórcy "Skywalker. Odrodzenie", tłumacząc powrót Palpatine’a.
Wreszcie sam finał trzeciego sezonu, choć teoretycznie domyka wszystkie wątki i pokazuje sielankę Djarina i Grogu na zasadzie "i żyli długo i szczęśliwie", to zostawił furtkę dla kolejnego powielania starych pomysłów. Bo co stoi na przeszkodzie, by twórcy znowu sięgnęli po klony w czwartym sezonie, który już został zapowiedziany?
Trzeci sezon "The Mandalorian" rodzi ambiwalentne uczucia. Z jednej strony jest to jedno z najlepszych (jeśli nie najlepsze) widowisk science fiction na małym ekranie. Znakomite pod kątem wizualnym i dźwiękowym, wykorzystującym rewolucyjną technologię stagecraft, która pozwala łączyć cyfrowe plenery z "materialnym" aktorstwem i scenografią. W obsadzie jest plejada znakomitych aktorów, a główny wątek wciąga i ma naprawdę dobre momenty. Ale jako całość trójka jest bardzo nierówna i pełna niepotrzebnych dygresji. Na powrót znakomitego klimatu z początkowej serii raczej nie ma co liczyć. Cały czas jest jednak nadzieja, że Disney wsłucha się w bardzo liczne głosy fanów i w przyszłości postawi na jakość, a nie na ilość.
Jakub Zagalski, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" awanturujemy się o "Awanturę" na Netfliksie, załamujemy ręce nad przedziwną zmianą w HBO Max, a także rozmawiamy o największym serialowym szoku 2023 roku. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.