Nie boi się wszechwładzy Putina. Kim jest szefowa niezależnej stacji Dożd TV?
Natalia Sindiejewa jest sumieniem Rosji. Straciła zdrowie, majątek i małżeństwo, ale mimo nacisków Kremla, nie pozwoliła zamknąć niezależnej stacji Dożd TV.
21.02.2022 | aktual.: 21.02.2022 17:40
Trzy dni temu sekretarz stanu Anthony Blinken udzielił wywiadu rosyjskiej telewizji. Przedstawił w nim amerykańskie stanowisko w sprawie konfliktu z Ukrainą. Blinken spotkał się w Monachium z Ekateriną Kotrikadze, rosyjską korespondentką telewizji Dożd.
Jak to możliwe, że w kraju, w którym praktycznie ze wszystkich mediów płynie przekaz pro-kremlowski, ktoś pokazał wywiad z amerykańskim sekretarzem stanu w tak newralgicznej sprawie, jak potencjalny atak Rosji na Ukrainę?
Dożd TV to internetowy, płatny kanał, określany w Rosji mianem "obcego agenta". Tak stygmatyzuje się w Rosji te media, które próbują zachować niezależność od Kremla i nie rozpowszechniają proputinowskiej propagandy. Władze twierdzą, że takie media działają na zlecenie obcych państw. Dlatego każdy swój program Dożd TV musi poprzedzać planszą informującą, że według władz są "obcym agentem".
Nie zniechęca to Natalii Sindiejewej, która nieco wbrew sobie, została jedną z bohaterek walki o wolność słowa i niezależność w Rosji.
Nic nie zapowiadało, że jej stacja – założona w 2010 roku - stanie się głównym medium opozycyjnym w Rosji.
Sindiejewa zaczynała jako baletnica w szkole średniej. Później studiowała matematykę, a wreszcie została promotorką pokazów mody. W 1995 roku założyła w Moskwie grającą muzykę pop stację Silver Rain FM. Kiedy wyszła za mąż za rosyjskiego bankiera i oligarchę Aleksandra Winokurowa, mieli dosyć pieniędzy, by założyć staję telewizyjną Dożd (Deszcz).
Jeżdżącej różowym porsche i rozkochanej w tańcu Sindiejewej marzył się optymistyczny, pełen kultury i wydarzeń artystycznych kanał dla wielkomiejskiej klasy średniej. I takie też były początki stacji.
Dr Wojciech Siegień, znawca Rosji pracujący na Uniwersytecie Gdańskim, tłumaczy WP: - To były optymistyczne czasy. Rosja miała jeszcze wtedy nadzieję na integrację z Zachodem i rozwój ekonomiczny. Doganiała kraje UE. Sindiejewa zaangażowała do pracy w swojej telewizji kwiat liberalnej Rosji.
Czy można było poddać Leningrad?
W 2012 roku Rosjanie wyszli na ulice po wyborach prezydenckich, które kolejny raz wygrał Putin. Przez kraj przetoczyła się wtedy fala demonstracji pod hasłem "Rosja bez Putina". Ludzie uznali, że wybory sfałszowano, a Putin chce zostać carem, zasiadającym na Kremlu wiecznie. Protesty te zostały rozbite przez policję.
TV Dożd, jako jedna z niewielu telewizji niezależnych, relacjonowała wtedy te demonstracje i wiece. Sindiejewa wysyłała swoich reporterów na ulice Moskwy i Sankt Petersburga, ale później także do Czeczenii i Ukrainy. Stacja pokazywała, co tak naprawdę dzieje się w Kijowie czy Groznym.
Nie trzeba było długo czekać, aż zaczną się prześladowania dziennikarzy i oskarżenia, że Dożd TV jest rzekomo stacją antyrosyjską.
W 2014 roku Dożd – mimo, że miał ponad 10 milionów odbiorców - został wycofany ze wszystkich kablówek. Pretekstem był sondaż w jednym z programów, w którym zadano pytanie o blokadę Leningradu przez nazistów w latach 1941-44: "Czy może należało oddać miasto faszystom, by ocalić ludzi?". Pytanie uznano za profaszystowskie, a stację za niepatriotyczną.
Dożd TV przeniósł się do internetu, gdzie jednak trzeba wykupić płatną subskrypcję, by kanał oglądać. To może być – w przeliczeniu - kilkaset złotych rocznie.
To nie był koniec represji. Jeszcze w 2014 roku władze zamknęły siedzibę stacji.
Siegień: - Usunęli redakcję z centrum Moskwy. Do momentu znalezienia nowej lokalizacji dziennikarze nadawali po prostu ze swoich mieszkań.
W 2020 roku u właścicielki stacji zdiagnozowano raka piersi.
Wreszcie w 2021 roku Kreml uznał stację za "obcego agenta", inspirowanego przez Zachód.
W liście otwartym do władz Sindiejewa napisała wtedy:
"To okropne, że państwo dzieli ludzi na przyjaciół i obcych. Nie jestem obcą agentką, jestem patriotką kochającą swój kraj. Nie zamierzam wyjeżdżać z Rosji. Chcę żyć w pokoju i być dumna ze swojej ojczyzny, tak samo jak 20 mln naszych odbiorców".
Sindiejewa opisała w liście, jak władze walczą ze stacją: "Wyrzucono nas z kablówek, próbowano zniszczyć nasz model biznesowy, zamknięto naszą redakcję. Ale my tylko chcemy mówić prawdę i praktykować uczciwe dziennikarstwo. I będziemy to robić, nawet jeśli komuś się to nie podoba. Nie jesteśmy obcymi agentami, jesteśmy agentami obywateli Rosji".
Nie czuję się bohaterką
O Sindiejewej powstał film "F@ck this job" (pi@przyć tę robotę). To słowa jednego z dziennikarzy Dożd TV, który dostał się pod obstrzał snajperów na Majdanie w Kijowie w 2013 roku.
Film pokazywany był w zeszłym roku już na Warszawskim Festiwalu Filmowym, gdzie dostał nagrodę publiczności. Teraz film jeździ po festiwalach filmowych na całym świecie. Ma się też pojawić w wybranych kinach w Rosji.
F@CK THIS JOB Official Trailer
W czasie pokazu w Moskwie na festiwalu Artdocfest Sindiejewa opowiadała, jak ciężko prowadzić dziś niezależną telewizję w Rosji:
- Wciąż mamy kłopoty. Są przeciwko nam kierowane pozwy sądowe i skargi ze strony komitetu radiofonii RosKomNadzor. Nasyła się na nas kontrole urzędników podatkowych. Prowadzą przeciwko mnie kampanię kłamstw. Były momenty, gdy było ciężko, gdy czułam się bezsilna, ale nigdy nie żałowałam.
A było czego żałować. Natalia rozwiodła się z mężem. Para nie wytrzymała ciśnienia związanego z prowadzeniem stacji będącej pod ciągłą presją władz. Aby kanał przetrwał finansowo i mógł nadawać, musieli m.in. sprzedać swoją posiadłość.
Mimo tego Sindiejewa mówi: - Nie czuję się bohaterką. Tak się po prostu potoczyło moje życie.
Dr Wojciech Siegeń tłumaczy, że dziś – po 12 latach od rozpoczęcia działalności - Dożd jest dziś ostatnią stacją, w której mogą pojawiać się pewne nazwiska:
- Przykładem opozycjonista Wiktor Szenderowicz, dziennikarz, satyryk, tłumacz i eseista. Do tego nieprzejednany krytyk Kremla. Co prawda, jako osoba prywatna, został uznany za "obcego agenta", więc za każdym razem, gdy pada w Dożd TV jego nazwisko, to zaraz po nim musi być powiedziane, że państwo rosyjskie uważa go za "agenta". Inaczej telewizji groziłby gigantyczne kary. Nie można wypowiedzieć jego nazwiska bez tej formułki. Nie ma wyjścia.
Siegień dodaje, że Dożd próbuje dotrzeć do Rosjan poprzez inne, niepłatne kanały:
- Sindajewa się uparła na obiektywną telewizję informacyjną. Aby dotrzeć do większej liczby widzów, część programów Dożd TV umieszcza za darmo na YouTube. To im daje jakąś rozpoznawalność wśród szerszej publiki. Mają np. na YouTube program "Fake News", gdzie zbierają fejki z oficjalnych programów informacyjnych.
- I jak na to reaguje oficjalna telewizja? – pytam.
- Mówią, że Dożd to macki Zachodu w Rosji – mówi Siegień.