"Nasz nowy dom" pozwolił Katarzynie Dowbor na nowe otwarcie. Zaważyło doświadczenie życiowe
GALERIA
Posadę prowadzącej "Nasz nowy dom" wygrała w przedbiegach. - Po prostu wzięłam udział w castingu i wygrałam go. Przymierzano do tego programu kilkanaście osób, a ja byłam najstarsza. Ale zdecydowano się na mnie, bo miało tu znaczenie moje doświadczenie życiowe – wyznała prezenterka w ostatnim wywiadzie. Podkreśliła, iż docenia, że chociaż uczestnicy postrzegają ją jako "znaną Kasię Dowbor", mimo wszystko otwierają się przed nią i traktują jak dobrą znajomą. Sama też przyznała, że w programie nie wygląda wcale wyjątkowo i nie błyszczy przed kamerą.
- Jestem Kasią z jednym okiem większym z powodu tarczycy (śmiech), w grubej czapce i kaloszach. A nie celebrytką ze ścianki. Ale nie przywiązuję wagi do tego, jak wyglądam. Kiedyś może to i było dla mnie ważne, ale z wiekiem zmieniają się priorytety. Ten program nagrywany jest w ruchu, nie można się ustawić lepszym profilem. Prawdę mówiąc, nie ma to dla mnie znaczenia – stwierdziła. Co najbardziej zaprząta głowę Katarzyny Dowbor?
Praca stała się pasją
Zdecydowanie kolejny sezon programu "Nasz nowy dom", w który angażuje się całym sercem. - Teraz najbardziej liczy się, ilu osobom możemy pomóc. Prowadzę ten program od czterech lat. Kilkuset osobom daliśmy większy komfort życia i wiarę w siebie. Ci ludzie byli już zrezygnowani, przytłoczeni problemami. W wyremontowanych domach, z łazienkami, nowoczesnymi kuchniami odżyli. A ja mam poczucie, że razem z całą ekipą robię coś pożytecznego. To wielka przyjemność – przyznała dziennikarka.
Dlaczego jest singielką?
Nie da się ukryć, że od Katarzyny Dowbor na ekranie bije prawdziwe ciepło i pozytywna energia. Raz po raz więc powraca pytanie, dlaczego kobieta wywołująca tak pozytywne wrażenie, od lat jest sama. Dowbor ma jednak na to gotową odpowiedź – dziś ma zupełnie inne priorytety, niż nowy związek.
- Dla mnie miłość jest bardzo ważna, ale podzieliłabym ją jednak na etapy. Inaczej się kocha, gdy człowiek jest bardzo młody i ma w życiu inne priorytety, a inaczej, gdy jest już dojrzały. Kiedyś, gdy nie mogłam mieć tego jedynego i wymarzonego, czułam się po prostu gorsza. Teraz mojego stanu cywilnego nie traktuję jako wyróżnik. Co innego jest dla mnie ważne, a nie to czy mam czy nie mam faceta – wyznała w wywiadzie.
Każdy związek był wielką miłością
Nie oznacza to, że dziennikarka jest samotna. W wielu wywiadach zdążyła już powiedzieć, że znalazła szczęście wśród swoich dzieci i najbliższej rodziny. Poza tym, gdyby znów miała się zakochać, musiałaby w całości oddać swoje serce.
- Każdy mój związek był miłością, ale teraz, gdy dobiegam sześćdziesiątki, patrzę na tę miłość inaczej. Kiedyś to było śmieszne gówniarstwo, dziś nie chce mi się wierzyć, że ja – kobieta inteligentna, wykształcona – potrafiła robić sceny zazdrości, kłócić się o duperele, że on na kogoś spojrzał czy rozmawiał. Przychodzi w życiu taki moment, że kocha się dojrzale, wykorzystując swoją mądrość życiową, doświadczenia, stawia się też na równych prawach różne rodzaje miłości – do dzieci, do zwierząt, do całego świata – stwierdziła Dowbor w rozmowie z „Vivą”.
Przejmuje się bliskimi
Dziś dziennikarka wolny czas może spokojnie poświęcać wnuczce i kolejnemu wnukowi, który niebawem pojawi się na świecie. Będzie musiała za to pogodzić się z faktem, że jej córka wyjeżdzą z Polski. Marysia dostała się na studia i wybrała kierunek o sztucznej inteligencji – kogniwistykę na jednej z londyńskich uczelni.
- Nigdy nie sądziłam, że będę tak przeżywać ten wyjazd. Sądziłam, że mam tyle zajęć, że nie grozi mi syndrom opuszczonego gniazda. Gdy Maciek – mój starszy syn – wyprowadzał się z domu, byłam nawet zadowolona, że zmierza ku samodzielności. Ale byłam wtedy dużo młodsza. Z wiekiem zrobiłam się chyba nadopiekuńczą matką. Może taka jest kolej rzeczy? Może znalazłam się na takim etapie życia, kiedy o wiele bardziej przejmuję się bliskimi? I jestem dla nich o wiele bardziej wyrozumiała – podsumowała dziennikarka.