Na to lądowanie patrzyła cała Polska. Podwozie ogromnego Boeinga-767 nie wysunęło się
Pamiętny lot nr 016 odbywał się na trasie Newark-Warszawa. Maszyna po 8 godzinach od startu z lotniska Newark-Liberty miała wkrótce lądować, a 220 pasażerów już obserwowało z góry Warszawę. Wtedy właśnie na pokładzie zapanowała nerwowość, a przez okna samolotu widać było wojskowe myśliwc
03.11.2018 10:29
Było popołudnie 1 listopada 2011 roku, kiedy nad Warszawą pojawiły się dwa myśliwce F-16. Ich dźwięk nad głowami nie zwiastował niczego dobrego. Jak się wkrótce okazało – nie były to manewry wojskowe, a asysta samolotu z dwustu dwudziestoma pasażerami na pokładzie. Powód? Awaria podwozia. Za chwilę na warszawskim lotnisku im. Fryderyka Chopina miały rozegrać się sceny mrożące krew w żyłach. Polska wstrzymała oddech, pasażerowie zamarli w bezruchu w pozycji bezpiecznej, a pilot samolotu – kapitan Tadeusz Wrona – dał z siebie wszystko, by posadzić maszynę bezpiecznie na płycie lotniska.
Pamiętny lot nr 016 odbywał się na trasie Newark-Warszawa. Maszyna po 8 godzinach od startu z lotniska Newark-Liberty miała wkrótce lądować, a 220 pasażerów już obserwowało z góry Warszawę. Wtedy właśnie na pokładzie zapanowała nerwowość, a przez okna samolotu widać było wojskowe myśliwce. Niepewność i ciekawość zaczęła przeradzać się w niepokój i strach. Gdy samolot krążył nad Warszawą, piloci myśliwców potwierdzili przypuszczenia załogi – podwozie ogromnego Boeinga-767 nie wysunęło się, a to zwiastowało tylko jedno – twarde lądowanie. By w ogóle mogło do niego dojść, pilot musiał najpierw zrzucić paliwo, które pozostało jeszcze w bakach. W innym przypadku manewr byłby zbyt ryzykowny, a uderzenie w ziemię mogłoby spowodować wybuch.
Do tej pory nikt nie próbował posadzić tej ważącej 179 ton maszyny w ten sposób, ale piloci nie mieli innego wyjścia. Samolot musiał znaleźć się na ziemi – z podwoziem lub bez. Gdy wśród pasażerów niepokój narastał, maszyna stopniowo opadała, aż w końcu dotknęła swoim brzuchem gruntu. I choć wydawać by się mogło, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, wciąż istniało ryzyko wybuchu pożaru na skutek tarcia ogromnej, ciężkiej i rozpędzonej maszyny, która sunęła po betonowej płycie lotniska oddzielona od jego powierzchni jedynie warstwą piany. Przyszedł czas na szybką ewakuację. Ponad 200 pasażerów musiało jak najszybciej opuścić maszynę.* Sytuacja stała się przerażająca, kiedy w kabinie pojawił się dym. Jak miało okazać się za 90 sekund – wszyscy bezpiecznie opuścili pokład. 220 pasażerów i 11 członków załogi wyszło z boeinga bez szwanku.*
Kapitan Wrona w ciągu kilkunastu minut stał się bohaterem narodowym, uwielbianym przez tłumy. Ale niezależnie od wielkiej radości, trzeba było przeprowadzić dochodzenie wyjaśniające, jak doszło do sytuacji, w której samolot musiał awaryjnie lądować. W trakcie prowadzonych czynności okazało się, że problem z hydraulicznym podwoziem zdiagnozowano zaraz po wylocie z Newark, o czym zaalarmowały załogę systemy pokładowe. Wtedy jeszcze nic nie zwiastowało nadchodzącego zagrożenia, bowiem Boeing-767 ma drugi – elektryczny system wysuwania podwozia, z którego planowała w Warszawie skorzystać załoga. Sytuacja skomplikowała się, gdy okazało się, że i ten system zawiódł… Dlaczego? To ustalono już na ziemi. Przyczyna była prozaiczna – bezpiecznik, odpowiadający za elektryczny system wysuwania podwozia, był po prostu wyłączony...
Historia lotu 016 rozpoczyna nową serię National Geographic „Loty wysokiego ryzyka”, w której zobaczymy także inne lotnicze incydenty. Autorzy programu pokażą m.in. nagrania z telefonów komórkowych pasażerów, które pozwolą nam poczuć atmosferę na pokładzie, kiedy podczas lotu coś poszło nie tak.
"Loty wysokiego ryzyka" – premiera pierwszego odcinka z awaryjnym lądowaniem kpt. Wrony w poniedziałek 5 listopada o godz. 22:00 na kanale National Geographic, powtórki 6 listopada o godz. 11:00, 7 listopada o godz. 17:00, 8 listopada o godz. 23:00 i 10 listopada o godz. 10:00