Na pokładzie było prawie 300 osób. Zniknięcie samolotu wciąż budzi kontrowersje
W nocy 8 marca 2014 r. samolot malezyjskich linii lotniczych zniknął bez śladu z 269 osobami na pokładzie. Przez 9 lat namnożyło się teorii spiskowych, a oficjalna wersja wydarzeń wciąż nie odpowiada na najważniejsze pytania: co się stało i gdzie znajduje się wrak MH370?
Dokładnie 9 lat po tajemniczym zniknięciu Boeinga 777, lecącego z Kuala Lumpur do Pekinu, Netflix opublikował trzyczęściowy dokument pt. "MH370: Samolot, który zniknął". - Jest wiele teorii na temat losów MH 370. Ale tylko jedna z nich jest słuszna. W sieci krążą różne wersje: porwanie, usterka, uderzenie meteorytu, samobójstwo pilota - słyszymy w dokumencie, który nie rozwiązuje największej zagadki lotów pasażerskich XXI w., ale daje wyraźny sygnał, że oficjalna wersja malezyjskiego rządu budzi słuszne wątpliwości.
Lot MH370 z 257 pasażerami i 12 członkami załogi na pokładzie rozpoczął się na lotnisku pod Kuala Lumpur w Malezji. Kilkanaście minut po 1 w nocy pilot po raz ostatni komunikował się z obsługą naziemną, po czym wleciał w martwą strefę. To obszar, w którym samolot nie był widoczny ani przez malezyjskie, ani wietnamskie radary. Właśnie w tym momencie ślad po MH370 zaginął. Sytuacja była bezprecedensowa, gdyż brakowi odczytu na radarze towarzyszyło zerwanie łączności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Boeing 777 miał wystarczającą ilość paliwa na 7 godzin lotu. Rankiem 9 marca rozpoczęto więc działania poszukiwawczo-ratownicze. Służby zostały wysłane w rejon na Morzu Południowochińskim u wybrzeży Wietnamu, gdzie MH370 był widoczny w systemie po raz ostatni. Wkrótce pojawiło się jednak pytanie: a co, jeżeli wcale go tam nie ma?
Zniknął bez śladu
Sprawa szybko wzbudziła zainteresowanie na całym świecie. W sieci wrzało, gdy malezyjskie władze nie potrafiły udzielić żadnej konkretnej odpowiedzi. Pracownicy platformy wiertniczej na Morzu Południowochińskim twierdzili, że widzieli wybuch samolotu wpadającego do wody. W okolicy rzekomej katastrofy zauważono duże plamy ropy, ale okazało się, że wyciekła ona ze statku. Zdjęcia satelitarne, na których doszukiwano się dryfujących szczątków, również nie były przekonujące.
Podstawowe pytanie, na które trzeba było znaleźć odpowiedź, dotyczyło zerwanej łączności. Możliwym, choć mało prawdopodobnym wytłumaczeniem była awaria wszystkich systemów. Druga hipoteza zakładała celowe wyłączenie środków łączności przez kogoś na pokładzie.
Poszukiwania na Morzu Południowochińskim nie przyniosło żadnych rezultatów. Wtedy pojawiły się sygnały z bazy wojskowej, która miała widzieć MH370 wkrótce po zniknięciu na swoim radarze w drodze na zachód. Według tej teorii samolot celowo zmienił kurs, przeleciał nad Malezją i znowu zniknął w okolicach Morza Andamańskiego.
- W oparciu o uzyskane przez nas dane satelitarne możemy potwierdzić, że rejs MH370 faktycznie zawrócił nad Półwysep Malezyjski, a następnie udał się na zachód. Kończymy operację na Morzu Południowochińskim i rozważamy przesunięcie naszych jednostek - mówił przedstawiciel władz na konferencji prasowej.
Poszukiwania w nowym miejscu również nie przyniosły żadnych rezultatów. Tymczasem brytyjska organizacja Inmarsat podzieliła się swoim odkryciem po przeanalizowaniu sygnałów z satelity. Eksperci wyliczyli, że MH370 po zawróceniu nad Półwysep Malezyjski udał się albo na północ, albo na południe. W oparciu o wyliczenia matematyczne nakreślono dwa możliwe tory lotu z lądowaniem/rozbiciem się na terytorium Kazachstanu lub gdzieś na Oceanie Indyjskim.
Strona malezyjska uznała to za jedyne wiarygodne wyjaśnienie i 24 marca podczas konferencji ogłoszono, że samolot nie uległ wypadkowi, ale zboczył z kursu i "zakończył swoją trasę w Oceanie Indyjskim". Eksperci wypowiadający się dla Netfliksa podkreślali, że to oświadczenie nie opierało się na żadnych twardych dowodach, tylko na podstawie obliczeń.
Wina pilota?
Po tamtej konferencji w Pekinie pod ambasadą Malezji rozpoczęły się ostre protesty (na pokładzie MH370 było 153 Chińczyków). Stanowisko rządu było jasne, ale rodziny pasażerów i członków załogi wciąż nie wiedziały, gdzie znajdują się szczątki ich bliskich i co doprowadziło do zmiany toru lotu.
Jedna z teorii mówiła o samobójstwie pilota, który chciał dokonać masowego morderstwa. Idąc tym tropem, 53-letni kapitan Zaharie Ahmad Shah zamknął się w kabinie pilotów, wyłączył środki łączności i zmienił kurs. Doprowadził też do dekompresji na pokładzie - pasażerowie i członkowie załogi włożyli maski tlenowe, jednak mogli w ten sposób oddychać tylko przez 15 minut. Pilot miał większy zapas tlenu i skierował Boeinga 777 w kierunku Oceanu Indyjskiego.
Za teorią o winie pilota przemawiały informacje, które FBI ukrywało przez dwa lata. Okazało się, że Shah miał w domu symulator lotniczy, na którym odbył lot po trasie podobnej do tej wskazanej przez obliczenia satelitarne. Od początku było wiadomo, że służby przeszukały mieszkania członków załogi i skonfiskowały m.in. twarde dyski z symulatora. Ale dlaczego to właśnie FBI miało te dane i ukrywało je przed władzami Malezji?
W ostatecznym raporcie kapitan nie został jednak obarczony winą. Uznano, że był stabilny psychicznie i nie znaleziono żadnych tropów (poza danymi z symulatora), które świadczyłyby o przygotowaniach do aktu terrorystycznego. O niewinności Shaha przemawiał również fakt, że gdyby to on był odpowiedzialny za wyłączenie systemów łączności, to nie mógłby tego zrobić, pozostając w zamkniętej kabinie.
Fałszywe dane i rosyjski wywiad
Tu pojawia się druga teoria - o porwaniu samolotu w martwej strefie. Zrobiło się o niej szczególnie głośno po 17 lipca 2014 r. Cztery miesiące po zniknięciu MH370 inny samolot pasażerski z Malezji, został zestrzelony nad Ukrainą. Rosjanie z Kurska wzięli na cel MH17, doprowadzając do śmierci 298 osób.
Zwolennicy teorii spiskowych szybko połączyli kropki, głosząc, że to rosyjskie służby porwały MH370. W momencie, gdy przez kilka miesięcy statki i samoloty z 12 krajów przeczesały miliony kilometrów kwadratowych na morzu i oceanie, i nie znalazły nic, amerykański dziennikarz wysnuł zadziwiającą teorię o działaniu rosyjskich agentów.
Jeff Wise był na tyle przekonujący, że jego teorią zainteresowały się największe amerykańskie stacje telewizyjne. Dziennikarz, autor książek i ekspert ds. lotnictwa wystąpił również w dokumencie Netfliksa. Zdaniem Wise’a na pokładzie byli rosyjscy agenci, którzy wiedzieli, kiedy MH370 zniknie z radarów. W odpowiednim momencie wywołali zamieszanie, a jeden z nich dostał się do przedziału elektroniki pod podłogą między pierwszą klasą a kabiną pilotów.
Wise przekonywał, że praktycznie każdy mógł się dostać do tego przedziału, odciąć łączność i sfałszować dane lotu, które później przeanalizował Inmarsat. Według dziennikarza MH370 nie poleciał na południe, lecz na północ i wylądował w Kazachstanie.
Hipoteza Wise’a wywołała skrajne emocje. Miłośnicy teorii spiskowych byli w siódmym niebie, ale wielu ekspertów, z którymi dziennikarz wcześniej współpracował, wyśmiało go. - To fantazja niepotwierdzona w faktach. Nie można sterować samolotem za pomocą laptopa - mówił jeden z nich, obalając wizję rosyjskiego agenta, który przejmuje kontrolę nad samolotem, grzebiąc w elektronice pod pokładem.
Podejrzane szczątki
Mijały miesiące, a zagadka MH370 pozostawała nierozwiązana. Oficjele przyjęli za pewnik, że samolot rozbił się gdzieś na Oceanie Indyjskim, ale mimo przeczesania ogromnego obszaru nie znaleziono nawet kawałka gąbki z siedzenia. Kiedy niektórzy tracili już nadzieję, na jednej z wysp pojawił się fragment skrzydła. Szybko ogłoszono, że to część Boeinga 777, więc na pewno musi to być ślad po katastrofie MH370.
Rodziny pasażerów, wypowiadające się w dokumencie Netfliksa, nie kupiły jednak tej narracji. Sceptyczna była też Florence de Changy. Francuska dziennikarka odkryła, że fragment skrzydła nie posiada obowiązkowej plakietki identyfikacyjnej. I podkreśliła, że taka "wizytówka" nie odpada sama w czasie katastrofy, ale jest odczepiana przez fachowców, gdy samolot wychodzi z użycia i "idzie na żyletki".
Francuzka ponadto odkryła, że na fragmencie znajduje się dwanaście numerów seryjnych, a tylko jeden wskazywał, że mogła to być część MH370. Podejrzenia dziennikarki nie przekonały Blaine’a Gibsona. Amerykańskiego podróżnika i poszukiwacza przygód, który na własną rękę zaczął szukać szczątków boeinga. I błyskawicznie zrobił coś, czego od ponad roku nie potrafiły załogi dziesiątków statków i samolotów poszukiwawczych.
Gibson po przybyciu do Mozambiku znalazł na plaży fragment samolotu, który szybko uznano za część MH370. Później poleciał na Madagaskar, gdzie trafiał na kolejne dowody katastrofy. Władze Malezji uznawały jego odkrycia, ale inni zadawali pytania: kim w rzeczywistości jest Blaine Gibson i jakim cudem tylko on w tak krótkim czasie znajduje tyle szczątków?
Rosjanie czy Amerykanie?
Jeff Wise, idąc tropem swojej teorii o rosyjskich szpiegach, odkrył, że Gibson mówi płynnie po rosyjsku i w latach 90. miał firmę na terytorium nowo powstałej Federacji Rosyjskiej. Nie posiadał jednak żadnych twardych dowodów, świadczących o jego związkach z rosyjskim wywiadem.
Tymczasem Florence de Changy wylansowała teorię o przechwyceniu MH370 przez Amerykanów. Jej zdaniem samolot wcale nie zawrócił do Malezji i nie poleciał na południe. Jako dowód wskazywała fakt, że samolot musiałby znaleźć się w przestrzeni powietrznej sześciu krajów, a żaden nie widział go na radarze. Zwróciła też uwagę na powiązania brytyjskiego Inmarsat z amerykańskim rządem, sugerując międzynarodowy spisek wymierzony w Chiny.
Francuzka wysnuła teorię, iż na pokład MH370 załadowano "tajemniczy, podejrzany ładunek" o wadze 2,5 tony. Dokumenty zawierają tylko wzmiankę o elektronice, ale ładunek nie został przeskanowany i nie wiadomo, co dokładnie się tam znajdowało. Zdaniem dziennikarki malezyjski samolot pasażerski wykorzystano do przewiezienia amerykańskiej technologii, która miała trafić w ręce Chińczyków. Ale został przechwycony w martwej strefie przez amerykańskie samoloty wojskowe, które zakłóciły jego sygnały, a następnie zestrzeliły lub doprowadziły do kolizji.
Florence de Changy napisała na ten temat głośną książkę i zdobyła spory rozgłos. Wypowiadała się też w dokumencie Netfliksa. Nie potrafiła jednak odpowiedzieć na pytanie, dlaczego na Morzu Południowochińskim nie odnaleziono wraku czy szczątków samolotu?
Oficjalne poszukiwania MH370 zostały zawieszone po 3 latach, a prawie 1,5 roku później opublikowano ostateczny raport. Wynika z niego, że pilot był stabilny psychicznie, a samolot całkowicie sprawny. Nie podano żadnych powodów, dla których samolot z prawie 300 osobami na pokładzie mógł zniknąć bez śladu. Rodziny uczestników feralnego lotu do dziś nie wiedzą, czy ich bliscy żyją albo gdzie znajdują się ich szczątki.
Jakub Zagalski, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad ofertą SkyShowtime (ale chwalimy "Yellowstone"), podziwiamy Brendana Frasera w "Wielorybie" i nabijamy się z polskich propozycji na Eurowizję. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.