"Na krawędzi": Maja Hirsch o roli w serialu i nie tylko...

[

"Na krawędzi": Maja Hirsch o roli w serialu i nie tylko...
Źródło zdjęć: © AFP

31.05.2012 13:21

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

]( http://www.fakt.pl )
Właśnie dołączyła do obsady nowego serialu Polsatu *"Na krawędzi". Jednak największą sławę przyniosła jej rola Pauliny Febo w "BrzydUli". Jak sama przyznaje nie przebiera w propozycjach, nie bierze udziału w medialnym wyścigu szczurów i nie zabiega o role.*

Prywatnie szczęśliwa partnerka aktora Jacka Braciaka (44 l.), mama 8-letniej Marysi. O swoim zawodzie, tym co by robiła, gdyby nie była aktorką w rozmowie z Faktem opowiada Maja Hirsch (35 l.).

Kim jest pani bohaterka w serialu „Na krawędzi"?

– To policjantka, Tamara Madejska. Pracuje w wydziale do spraw operacyjnych. Jest informatykiem, więc nie biega z pistoletem niestety.

To zupełnie inna postać, niż wcześniejsze pani bohaterki. Dlatego zdecydowała się pani na przyjęcie roli?

– Moim zdaniem scenariusz jest bardzo dobry, więc długo się nie wahałam i przyjęłam tę rolę. Ale widzi pan, to nie jest tak, że ja przebieram w propozycjach. U nas niestety to nie jest tak, że jest dużo tych propozycji. Ja przynajmniej w nich nie przebieram.

W Polsce brakuje dobrych scenariuszy i dobrych ról?

– Może ja po prostu nie biorę w tym udziału? Jest trochę dobrych filmów, ale nie jest ich tak dużo. A w ogóle z rolami kobiecymi jest problem. Są fajne role dla mężczyzn, a te, które są dla kobiet zdarzają się, ale to są pojedyncze przypadki!

– Zawsze lepiej grać psychopatę niż sekretarkę. Niestety jak mówiłam tych propozycji nie jest za dużo, więc rozumiem tęsknotę aktorów za fajnymi rolami. Rola jest fajna wtedy gdy pokazuje kilka odcieni w jednej osobie. Aby tak było, musi być to bardzo obszerna.

Nie udziela się pani w show-biznesie. Nie chodzi na bankiety...

– Może powinnam? Nie wiem... Może wtedy tych propozycji by było więcej. Faktem jest, że nie bywam. Pojawiam się kiedy jest promocja czegoś w czym gram, i choć wtedy jestem tym zmęczona, robię to co muszę. Ale wydaje mi się, że jakbym miała zajmować się tylko promocją swojej osoby, to przestałabym zajmować się swoim zawodem. A póki co chciałabym jeszcze grać.

Co pani robi gdy telefon milczy?

– Cholera no, ja się nie nudzę niestety. Teraz miałam takie pół roku, że nawet unikałam odbierania różnych telefonów, bo miałam ważną rzecz do zrobienia i byłam tak tym pochłonięta, że nawet siebie nie poznawałam. Nie myślałam, że można się w coś tak zaangażować i zepchnąć zawód na plan dalszy. Staram się zawsze coś robić żeby mój zawód nie był jedyną rzeczą w życiu jaką mam. Jak człowiek bazuje tylko na tym, to potem może się bardzo rozczarować.

Gdyby nie była aktorką, to kim?

– Mówi się, że aktor to osoba, która tak naprawdę nie umie nic. Chciałam zdawać na germanistykę, ale równolegle był egzamin do szkoły teatralnej, no i jakoś trafiłam do drugiego etapu i poszło. Nie wiem kim bym była, gdyby nie aktorstwo...

Co oprócz aktorstwa panią pochłania?

– Mam dziecko, koty, a ostatnio i remont. Mam dużo takich swoich małych rzeczy, którymi kocham się zajmować. Były takie lata, że chciałam być wszędzie, a teraz mam moment takiego luzu. Może dojrzewam, albo się starzeję? (śmiech). Bardziej cenię święty spokój niż szum...

Jest coś czego by pani nie zrobiła dla roli? W „M jak miłość” ogoliła się pani na zero...

– Naprawdę było tak, że ja najpierw się ogoliłam, a potem wzięli mnie do serialu. Ponieważ już kiedyś byłam łysa, a teraz mam włosy do ramion, to teraz ciężko byłoby mnie znów namówić na obcięcie włosów. Kiedyś miałam mieć 3 dni zdjęciowe w 30-minutowym filmie i reżyser bardzo mnie prosił żebym się ogoliła. Powiedziałam, że dla 3 dni tego nie zrobię.

Popularność i sława panią męczą?

– Nie jestem jakoś strasznie sławna i popularna. Myślę, że są inni, którzy mają większe z tym problemy. Owszem, za czasów Brzyduli był bum na moją osobę. Są tego przyjemne i nieprzyjemne aspekty. Np. na wakacjach to jest mało przyjemne, bo człowiek chce się odizolować i chce mieć spokój, a nie może. Ale powiem jedną rzecz. Jak mi zmyją makijaż po zdjęciach, jak założę okulary i uczeszę się po swojemu, to przysięgam, że mnie nikt nie poznaje. Dopiero jak się odezwę, to ludzie się zastanawiają – Skąd ja panią znam?

Pani partner też jest aktorem, to pomaga? Dzielicie się doświadczeniami?

– Zawsze jest tak, że się dyskutuje i dzieli razem wrażeniami. Ale w domu mąż jest przede wszystkim moim partnerem.

Cały czas się pani uśmiechnięta. Skąd ten optymizm?

– Nie wiem, takim dzieckiem się urodziłam i już. Ja się zawsze uśmiechałam, nawet jak się źle działo. A od kilku lat szczególnie staram się głównie dostrzegać pozytywy życia, a nie jego negatywy.

Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:

Komentarze (20)