"Na dobre i na złe": Dorota Segda dla miłości poświęciła swoją karierę?
Mimo że w latach 90. była uważana za nadzieję polskiego kina, obecnie sporadycznie pojawia się na ekranie. Co się stało z aktorką, o której kiedyś było naprawdę głośno?
Niczego nie żałuje
Artystyczna dusza
Od dziecka chciała zostać aktorką. A wszystko przez, jak przyznała, głęboką fascynację Nel z "W pustyni i w puszczy". Oglądając słynną ekranizację bardzo żałowała, że to nie ona pojawiła się przed kamerami. To wtedy po raz pierwszy zapragnęła wcielić się w kogoś innego.
- Przez kilka lat nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie ja zagrałam tę rolę. Mówię pani, byłabym świetna! A poważniej – aktorstwo z moich marzeń nie wiązało się z chęcią sławy, tylko pracą na scenie. Mówimy o czasach, kiedy w repertuarze były "Dziady" Swinarskiego. Jako nastolatka zakochałam się w teatrze - wyjawiła w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Umiała się przebić
Na ekranie zadebiutowała jeszcze pod koniec lat 80. Podziwiać ją można było wtedy głównie w spektaklach Teatru Telewizji, do którego wciąż zresztą czuje ogromny sentyment.
Już na samym początku zawodowej drogi otrzymała propozycję, która rozsławiła jej nazwisko. Chociaż dotychczas zagrała blisko pięćdziesiąt ról na małym i dużym ekranie, ta jedna zajmuje wśród nich szczególne miejsce. Sama zainteresowana nie ma wątpliwości, która kreacja jest dla niej najważniejsza.
- Oczywiście tytułowa "Faustyna". Ta rola dała mi nie tylko wiele uznania, ale także wpłynęła na moje życie. Zapraszano mnie do udziału w akcjach charytatywnych. W afrykańskiej wiosce w Malawi zaprezentowaliśmy ten film ludziom żyjącym poza cywilizacją, nawet bez prądu. Pierwszy raz widzieli ruchome obrazy, film. Nie mogli uwierzyć Faustyna na ekranie i ja, to ta sama osoba. No bo skoro umarłam, to jak to mogę być ja? - wspominała w jednym z wywiadów.
Wszechstronna aktorka
Za swoją świetną kreację Segda została kilkukrotnie uhonorowana. Wcielenie się w słynną siostrę zakonną przyniosło jej m.in. prestiżową Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego przyznawaną obiecującym aktorom młodego pokolenia.
Poza tytułową bohaterką "Faustyny" w pamięci widzów zapisała się także jej rola w filmie "Tato" Macieja Ślesickiego, w którym zagrała chorą psychicznie matkę. Została za nią wyróżniona Złotą Kaczką dla Najlepszej Aktorki.
Swój talent potwierdziła po raz kolejny występując w 1996 roku u boku Macieja Orłosia w dramacie Krzysztofa Zanussiego pt. "Słaba wiara" z cyklu "Opowieści weekendowe".
Z czasem aktorka na dobre zagościła na małym ekranie. Oglądać ja można było w serialach "Naznaczony", "Barwy szczęścia", "Ludzie Chudego" i przede wszystkim "Na dobre i na złe".
Zrozumiała, że to nie dla niej?
Do dziś wiele osób kojarzy ją z dyrektorką szpitala w Leśnej Górze. W rolę tę wcielała się przez kilka lat, żegnając się ostatecznie z "Na dobre i na złe" w 2005 roku. Zdaniem Segdy, był to wówczas jeden z nielicznych seriali, który trzymał poziom. Obecnie trudno o dobre telewizyjne produkcje, dlatego coraz rzadziej pojawia się na małym ekranie.
- Musiałabym być zboczona, żeby bardziej od teatru cenić sobie pracę w serialach. Są oczywiście takie produkcje, w których człowiek nie wstydzi się wystąpić, ale niektórych seriali lepiej unikać – mówiła "Gazecie Krakowskiej".
Wie, czego chce
Długie występowanie w jednej produkcji nie było dla niej. Zawsze starała się tak dobierać role, by móc pokazać się z różnych stron. W telewizji łatwo wpada się w szufladki, a tego zawsze starała się unikać.
- Jak dobrze zagra się role psychopatki, to potem reżyserzy tylko w takich by obsadzali. A ja lubię role różnorodne - przytacza jej słowa "Gazeta Krakowska".
Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że Segda chętnie użycza swojego głosu animowanym postaciom. Swoje miejsce odnalazła w dubbingu. Usłyszeć ją możemy m.in. w "Autach", "Iniemamocnych" czy "Meridzie Walecznej".
Kręte ścieżki miłości
Jak czytamy w "Życiu na Gorąco", Stanisława Radwana (na zdjęciu), przyszłego męża, poznała już podczas studiów na krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. On był wówczas dyrektorem Starego Teatru w Krakowie, ona studentką trzeciego roku. Nie przyszło jej do głowy, że wiele lat później zostanie jego żoną.
Wtedy była szaleńczo zakochana w starszym o dziesięć lat koledze po fachu. Z Janem Korwin-Kochanowskim wzięła ślub w 1990 roku. Wzajemna fascynacja wypaliła się niedługo później, a związek z aktorem rozpadł niemal z dnia na dzień.
- Byłam naprawdę bardzo młoda, naiwna i, jak mi się dziś wydaje, dość niedojrzała. Ale podjęłam decyzję z czystego serca - wyznała po latach.
Zakazane uczucie
Jak czytamy w "Życiu na Gorąco", miesiąc po ślubie poznała miłość swojego życia. To wówczas skradł jej serce wspomniany wcześniej Stanisław Radwan (na zdjęciu). Jak przyznaje, zakochała się w nim "szaleńczo i do końca życia". Uczucie nie mogło w pełni rozkwitnąć. Ona była mężatką, a on starszym o 27 lat żonatym mężczyzną.
- Nie mogliśmy być ze sobą. Zdarzały się przypadkowe spotkania, ale to nie był związek. Dużo nas to kosztowało bólu i cierpliwości. Ja nawet próbowałam sobie ułożyć życie z kimś innym - przytacza słowa artystki "Na Żywo".
Mówi się, że tym kimś był Robert Kozyra - były dyrektor programowy Radia Zet, który przez pewien czas zasiadał w jury programu "Mam talent". Związek jednak nie trwał długo.
Razem przeciw wszystkim
Kiedy w 2001 roku, po latach życia w nieformalnym związku powiedzieli sobie "tak", w środowisku artystycznym Krakowa zawrzało. Ślub 35-letniej Segdy i sporo starszego od niej Radwana nie został dobrze przyjęty. Nikt nie dawał im szans.
Oni jednak nie przejmowali się głosami krytyki. Sama zainteresowana nie widziała problemu w sporej różnicy wieku.
- Dla takiej kobiety jak ja nie ma lepszego afrodyzjaku niż mózg mężczyzny – przekonywała w szczerej rozmowie z "Galą".
Artystka wiernie trwa u boku męża. Nawet, gdy ostatnio jej ukochany borykał się z poważnymi kłopotami zdrowotnymi, nie opuściła go ani na chwilę. Kariera zeszła dla niej wówczas na dalszy plan.
Nic jej nie złamie?
Dzięki jej wsparciu mąż znów stanął na nogi, a ona wróciła do zawodowych obowiązków. Segda spełnia się obecnie nie tylko jako aktorka Narodowego Starego Teatru w Krakowie, ale jest także profesorem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego. Nie oznacza to, że całkowicie zrezygnowała z występów przed kamerami.
W tym roku wystąpiła w jednym z odcinków serialu "Komisarz Alex". Fani mają nadzieję, że na tym jednak jej telewizyjne występy się nie zakończą i już niedługo znów zobaczymy ją na ekranie.