Mutanty z taśmy
Akcja najnowszego albumu wydanego przez Mucha Comics rozgrywa się po wydarzeniach z "Rodu M". Gehenna mutantów dokonała się, Genosha została zrównana z ziemią, nowi Avengersi pozostają w konflikcie z organizacją S.H.I.E.L.D. Ale sytuacja zmienia się, gdy na Alasce dochodzi do potężnego wybuchu, a ze zniszczonego miasteczka wyrusza w kierunku Stanów Zjednoczonych tajemniczy, potężny byt. Na jego drodze stają wpierw kanadyjscy supeherosi, a gdy ci zawodzą S.H.I.E.L.D. prosi o pomoc Avengersów. Pomaga im sam Sentry.
16.11.2012 | aktual.: 29.10.2013 17:16
Brian Michale Bendis, czołowy scenarzysta Marvela, wie, co lubią jego czytelnicy. "Kolektyw" przepełniony jest więc akcją i fabularnymi zwrotami. Co interesujące, najciekawszą rolę odgrywa tym razem nie jeden z superbohaterów, ale agentka Maria Hill, rządząca w zastępstwie Nicka Fury'ego agencją S.H.I.E.L.D. To ona podejmuje tu najtrudniejsze decyzje i jej rola jest najbardziej dwuznaczna. Zmutowane sławy Marvela robią zaś dokładnie to, czego się po nich spodziewamy - tłuką wszystkich po pyskach, przerzucają się zabawnymi tekstami i wymyślają kosmiczne teorie na temat swoich przeciwników.
"Kolektyw" to kolejny z albumów prowadzących do "Civil War", chyba najgłośniejszego eventu Marvela opublikowanego w ostatnich latach. Jego zapowiedź pojawia się chociażby w dialogach, gdy Hill ostrzega superbohaterów przed ustawą o rejestracji. Ta właśnie ustawa (inspirowana uchwalonym po atakach na WTC Patriot Act) stanie się podłożem konfliktu, w którym po jednej stronie stanie Iron Man, a po drugiej Kapitan Ameryka.
Póki co jednak nie ma co liczyć na jakiekolwiek drugie dno. "Kolektyw" jest tak prosty, jak tylko może być komiks o superbohaterach. Wielkie zło atakuje Ziemię, spuszcza łomot zamaskowanym herosom, ci więc przegrupowują się i odpowiadają pięknym za nadobne. I nie ma co ukrywać, że cały sztab ludzi stojących za "Kolektywem" (obok scenarzysty wymieniono też 3 rysowników, 10 ludzi od tuszu, 5 kolorystów, redaktora naczelnego i wydawcę) wykonał kawał dobrej roboty. Czyta się to rewelacyjnie, z wypiekami na twarzy przerzucając strony i wyczekując na rozwiązanie. Jedyną wpadką, mogącą utrudniać lekturę są przegadane kadry, na których bijący się bohaterowie wygłaszają całe monologi. Taki jednak urok komiksów Marvela.
Problemy zaczynają się, gdy zadamy sobie pytanie, czy za "Kolektywem" stoi coś więcej. A przecież komiks superbohaterski (nawet ten głównego nurtu) dawno już udowodnił, że stać może. Tym razem nic więcej nie ma. Postacie są papierowe i przewidywalne. Fabuła prostacka. Rysunki oczywiste. Przesłania brak. To nie wada, raczej szczery opis produktu. Bo nim właśnie "Kolektyw" jest.