Muszkieterowie odbrązowieni
Do "D'Artagnana" jak ulał pasuje określenie "komiks środka". Formalnie utwór autorstwa Nicolasa Junckera rozpięty jest pomiędzy masowo produkowanymi komiksami przygodowymi (sensacyjnymi, fantastycznymi, science-fiction etc.), schematycznymi opowiastkami dla "przeciętnego czytelnika", a awangardowymi pracami, które zadowalają wybrednych koneserów gatunku. Dziewiętnastowieczna powieść płaszcza i szpady, dzisiaj trącająca nieco myszką i uchodząca (chyba niesłusznie) za staroświecką, została podana w nowoczesnej, obrazkowej formie. Udało się doskonale uchwycić ducha rasowej, francuskiej literatury dużego formatu i zamknąć go w komiksowych dymkach i ramkach. Przede wszystkim, Juncker jest wytrawnym komiksiarzem, ze znakomitym warsztatem i intuicją. Wszystko w jego utworze, od najmniejszego szczegółu, wielkości ramek, tempa narracji, przez fantastyczne dialogi i kompozycję całości, aż do wielkiego finału, podporządkowane jest opowieści. W utworze w doskonałych proporcjach mieszają się elementy czysto
przygodowe, humorystyczne, romansowe i obyczajowe.Autor nie bawi się w formalne eksperymenty, tylko maksymalnie wykorzystuje możliwości komiksu, aby stworzyć wciągającą, aż do ostatniej strony historię, w którą czytelnik zaangażuje się całym sobą. Chyba o to właśnie w dobrej literaturze chodzi.
22.04.2010 | aktual.: 29.10.2013 16:18
Historia toczy się bardzo blisko bohaterów, a w fabule dominują sceny kameralne. Sceny rozgrywające się w damskich alkowach, przydrożnych szynkach, ciasnych zaułkach Paryża czy w gabinecie kardynała Richelieu, traktują tych mniej ekscytujących stronach życia muszkieterów (choć nie braknie także scen z epickim rozmachem, jak te, które rozegrają się na polach La Rochelle). Siłą tego komiksy nie są bohaterskie wyczyny w służbie króla, efektowne pojedynki o świcie czy konne pościgi, tylko chleb powszedni D'Artagnana, Atosa, Portosa i Aramisa. W centrum uwagi są ich wzajemne relacje, perypetie miłosne i problemy finansowe, a także głęboko skrywane tajemnice z przeszłości. W interpretacji Junckera jedni z najsławniejszych herosów literatury francuskiej stali się bardzo zwyczajni, pełni przywar, wad i blizn. To już nie żywe wcielenia odwagi, szlachetności i wierności ojczyźnie, lecz ludzie ułomni, ze złamanymi życiorysami. D'Artagnan to naiwny wieśniak z Gaskonii, o wielkich ambicjach niemający jednak
bladego pojęcia o tym, jak skonstruowany jest świat. Portos to próżniak, uwikłany w skomplikowany związek. Pozujący na zblazowanego poetę i salonowego lwa Aramis pokutuje za grzechy młodości. Najstarszy z całego towarzystwa Atos ma na swoim sumieniu najcięższe przewiny.
Oprawa wizualna "D'artagnana" to prawdziwe cacuszko komiksowego rzemiosła. Miast spodziewanego rysunku realistycznego, za pomocą którego można najlepiej oddać koloryt epoki, dostajemy grafikę mocno uproszczoną, zikonizowaną. Doskonale widać to w ekspresji i mimice bohaterów, która przywodzi na myśl doświadczenia komiksu japońskiego. Na twarzach postaci maluje się całe spektrum emocji, wyrażonych za pomocą najprostszych metod.
Autor "D'Artagnana: Dziennik Kadeta" nie bał się podjąć dialogu z utworem Dumasa. Z wielką zręcznością i wyczuciem skupia się na pewnych wątkach, inne pomija lub ledwie o nich napomyka. Książkowy materiał został potraktowany jak surowa materia, z której Juncker ukształtował swoje własne, bardzo osobiste dzieło, momentami brzmiące inaczej niż oryginał. To bardzo odważne, a z drugiej strony ryzykowne i kontrowersyjne zagranie. Gdyby mu się nie udało, powstałby pewnie jakiś komiksowy potwór, pozlepiany z różnych, niepasujących do siebie elementów. Na szczęście - wszystko poszło jak należy i dzięki temu dostaliśmy jedną z najlepszych komiksowych adaptacji literackich. Obok "Wiecznej Wojny" i "Ibikusa".
Więcej o gwiazdkach Komiksomanii możecie przeczytać tutaj.
Kuba Oleksak jest redaktorem serwisu KoloroweZeszyty.pl.