Must be the music: Odcinek 7
Drugi odcinek "Must be the music" na żywo udowodnił, że widzowie przede wszystkim lubią się wzruszać i nie zawsze stawiają na muzykę. Tym razem głosowali inaczej niż jurorzy...
Słodkie i rozśpiewane dzieciaki z "Little breaver" musiały podbić serca jurorów! Zespół, którego średnia wieku wynosi 9 lat dał czadu i usłyszał od jurorów cztery razy „tak”.
- Zrobiliście kawał dobrej roboty od czasu castingu i dlatego tak – pochwaliła małych muzyków Zapendowska.
18.04.2011 | aktual.: 25.11.2013 12:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kolejny uczestnik już na castingu udowodnił, że jego największym idolem jest Elvis Presley. Tym razem zdecydował się na podobny wybór i zaśpiewał „Blue Suede Shoes”. I znowu jurorzy byli na tak!
- Dla mnie jest taka fascynacja trochę dziwna, ale mroczny Elvis jest przeze mnie kupiony! - wyznał lekko zaniepokojony Adam Sztaba.
Zespół H.R.A.B.I.A. na castingu pokazał pazur i zaśpiewał ironiczną „Warszafkę”. W odcinku na żywo również muzycy wykonali swoją kompozycję, ale nie była ona już tak przebojowa, co poprzednia.
- Nic mi nie grało... Niestety. Dla mnie to było niedopuszczalne. To nie jest granie, to jest rozczarowanie – powiedziała Kora i wcisnęła jako jedyna „nie”.
Rafał Radomski, czyli polski Justin Bieber, na castingu bardzo spodobał się jurorom, lecz w ostatnią sobotę musiał zmierzyć się z dużą porażką. Sędziowie byli dla niego bezlitośni! Jego "Hallelujah" dostało same „baty” od jurorów.
- To było jeszcze gorsze niż to wcześniejsze. To jest kompletna dyskwalifikacja! Twój angielski jest szokująco zły... To jest katastrofa! - grzmiała niezadowolona Kora.
- Chciałem powiedzieć, że za dużo w naszym kraju ludzi, którzy nie potrafią śpiewać i nie ma potrzeby poszerzać tego grona... - wyznał Adam Sztaba.
Następny był trzydziestoosobowy zespół The Gospel Time, który jedynie Korze się nie spodobał.
- Bardzo fajną energię macie, śpiewacie przyzwoicie, nie jest to moje marzenie, ale wiem ile to pracy... Brakuje brzmień basowych, zadbajcie o facetów. Ale gólnie nie ma się do czego przyczepić i dlatego tak – powiedziała Elżbieta Zapendowska, a poparli ją Łozo i Sztaba.
Występ Olivki Livki był jednym z najlepszych w programie. Już na castingu wokalistka pokazała na co ją stać. Tym razem było podobnie.
- Sama ustawiłaś sobie poprzeczkę bardzo wysoko, ale... Ja cię kupuję i chętnie bym poszedł na twój koncert – przyznał Łozo. Wszyscy jurorzy byli na „tak”.
Piotr Restecki udowodnił, że nie zawsze trzeba śpiewać, by zdobyć sympatię widzów. Czasem wystarczy pomysł na siebie i instrument opanowany do perfekcji. Jurorzy docenili wirtuozerię uczestnika i dali cztery razy „tak”.
Zespół „Heroes Get Remembered” był ostrym zakończeniem odcinka. Idealnie wpasowali się w klimat programu i usłyszeli same pochwały.
- Tu się prawie hala zawaliła. Podobał mi się "wykon". Gratuluję. Niech mi ktoś powie, że w półfinale nie ma dobrych artystów! - krzyczał rozentuzjazmowany Sztaba.
Na koniec niespodzianka – na scenę wszedł Łozo i wykonał wraz ze swoim zespołem „Afromental” jeden z ostatnich przebojów.
Po podliczeniu głosów okazało się, że zdanie jurorów niewiele znaczy dla widzów. Oni stawiali na Olivkę Livki, a publiczność przepuściła dalej Piotra Resteckiego i „Little Breaver”.
Czy małe dzieci faktycznie powinny brać udział w finale i czy uniosą stres oraz presję? Przekonamy się za kilka tygodni!