"Must be the music": Kora: Kultura wymaga wysiłku
**Kora to artystka bezkompromisowa, mówiąca to, co myśli na scenie i poza nią, znająca przemysł muzyczny od podszewki. To także jurorka nieraz surowa, ale sprawiedliwa. W wywiadzie z Wirtualną Polską mówi, co sądzi o artystach występujących w 11. edycji "Must be the music", jak ocenia obecną scenę muzyczną i w jakich projektach artystycznych ostatnio się udzielała.**
Poziom ''Must be the music'' jest coraz wyższy
Kora to artystka bezkompromisowa, mówiąca to, co myśli na scenie i poza nią, znająca przemysł muzyczny od podszewki. To także jurorka nieraz surowa, ale sprawiedliwa. W wywiadzie z Wirtualną Polską mówi, co sądzi o artystach występujących w 11. edycji "Must Be The Music", jak ocenia obecną scenę muzyczną i w jakich projektach artystycznych ostatnio się udzielała.
Na pewno tak jest, dlatego że poziom programu zwyżkuje. Mój mąż, który jak to się mówi, "kozie z d... nie wypadł", oglądał odcinek i zadzwonił do mnie, żeby mi powiedzieć, że jest zaskoczony, jak bardzo jest to interesujące i jak bardzo wysoki jest poziom uczestników oraz oceny. Edycje są różne. "Must be the music" jest chyba jedynym tego typu programem, gdzie są nie tylko soliści, ale jest bardzo dużo zespołów. To jest ogromny wysiłek dla wszystkich, bardzo dużo własnego repertuaru prezentują uczestnicy, zwłaszcza w tej edycji. W programie jest też dużo zabawy, chęci sprawdzenia się. Edycja się jeszcze nie skończyła, a zespoły, które już zagrały, są świetne. Poziom musi być dużo wyższy, bo nagroda też jest wyższa. To nie jest tylko 100 tysięcy, ale poza nagrodą pieniężną są też pieniądze włożone w reklamę plus dodatkowe nagrody ufundowane przez sponsorów. Zwycięzca wychodzi naprawdę z takim potencjałem, który nie jest dany zwyczajnemu człowiekowi, jeśli nie jest, jak to się mówi, bogaty z domu.
W tej edycji wbrew pozorom jest mało disco polo. W poprzednich edycjach było o wiele więcej. Teraz koncentrujemy się na muzyce, która tutaj ma mieć swoje miejsce i być oceniana. Disco polo ma moim zdaniem bardzo dużą reprezentację w telewizji w podobnych programach, mają swoje jury itp. To zbytek łaski, by oceniać te zespoły jeszcze w naszym programie, po co?
Zobacz także: Genialny głos w "Must Be The Music"
Droga na skróty nie jest łatwiejsza
Właśnie teraz jest szansa na to, że przyjdzie do nas np. Amy Winehouse czy Adele. Obie zaczynały bardzo wcześnie i dzisiaj, jeżeli w ocenie pojawia się argument, że "jesteś za młody", to nie jest to argument adekwatny do czasów. Jak się patrzy na te wszystkie gwiazdy zagraniczne, to są to ludzie bardzo młodzi. Szansa na to, że może pojawić się ktoś nieprawdopodobnie zdolny, jest ogromna. Ogląd muzyki w tej chwili jest zupełnie inny niż kiedyś. My wychowywaliśmy się w dosyć hermetycznym obiegu, choć uważam, że od strony kulturalnej i tego, co się podawało w radio czy telewizji było fantastycznie. Niemniej pewnego rodzaju muzyka nie była ogólnie dostępna i trzeba się było do niej dokopywać. Myśmy to robili. Zawsze, kiedy się szuka, to jest z tego więcej pożytku, niż jak się komuś poda gotowe. Tak coś nas tknie, czegoś nie ma, szukamy, dochodzimy do czegoś w inny sposób, ta percepcja jest prawdziwsza.
To jest wbrew pozorom bardzo trudna droga. Ludziom się tak wydaje, ale wyjście na scenę, konfrontacja z oceniającymi, to są bardzo stresujące sytuacje. Nie ma osoby, która by tego głęboko nie przeżywała. Wystąpić dobrze, zainteresować, pokazać, że ma się wszystko, co jest potrzebne, żeby później rozwijać się jako artysta i rzeczywiście osiągnąć "coś". A jest na to krótki czas, towarzyszy temu ogromne czekanie, wykonawcy przyjeżdżają rano, wszystko to jest bardzo obciążające. Jeżeli komuś wydaje się, że to jest droga na skróty i tak łatwo jest wystąpić, to tak samo, jak się mówi, że tak łatwo jest żebrać. Skoro jest tak łatwo, to dlaczego nie wszyscy żebrzą?
Nagroda w talent-show jest tylko początkiem
Jeżeli to jest takie łatwe, to jeżeli ludzie nie mają pieniędzy, to co im przeszkadza żebrać? No właśnie to, czego nie mogą w sobie pokonać, pewnego rodzaju godności, wstydu, poczucia, że trzeba się prosić o coś w taki sposób. To jest tak samo ogromny wysiłek tych ludzi. Jak trzeba się daleko przełamywać, żeby coś takiego uczynić? W jakiej muszą być opresji często, żeby to robić? Starajmy się być bardziej empatyczni, niż jesteśmy. Bardzo łatwo jest dzisiaj oceniać. Szybkie się robi kariery i najłatwiej jest kogoś wywindować, a potem z jeszcze większą przyjemnością ściągać do tego dziewiątego kotła, do tego diabłów nie trzeba, tylko Polaków. Więcej empatii, zabawy, dystansu. Ta nagroda - czymże ona jest? Jest na pewno jakimś początkiem, ważnym, ale tylko jeżeli za tym później idzie praca i autentyczny talent, dobrzy ludzie dookoła, wokół takiej osoby robi się cała "infrastrukturka". Zwłaszcza kiedy ludzie są młodzi i muszą się jeszcze wiele nauczyć, ukształtować. To nie jest takie proste, jak się komuś
wydaje, kiedy się siedzi, ogląda i krytykuje. My staramy się, żeby to były oceny bardzo sprawiedliwe, ja w każdym razie nic nie kombinuję. Moje oceny są lekko przemyślane, trochę spontaniczne, jeżeli nawet się pomylę, to zawsze inny juror może w odpowiednim czasie wybronić danego uczestnika, to się zdarza. Można się bliżej przyjrzeć, na taką ocenę składają się różne rzeczy, czasem np. jesteśmy zmęczeni, nigdy ocena czyjaś nie jest oceną, którą należy w stu procentach brać pod uwagę i się z nią identyfikować, każda ocena jest bardzo subiektywna.
Tymon to człowiek ideowy w najlepszym tego słowa znaczeniu
Tymon jest osobą, którą już w swoim życiu artystycznym poznałam. Jest rozpoznawalny, to jest artysta wielowymiarowy, zajmuje się wieloma dziedzinami sztuki, jest zanurzony w kulturę, o coś mu chodzi, jest to człowiek ideowy w najlepszym tego słowa znaczeniu. Prawy, ciekawy, kolorowy i jeżeli komuś się Tymon nie podoba, to ja już nie wiem co się może ludziom spodobać. To jest propozycja człowieka, który pokazuje ludziom, że artysta nie jest jednowymiarowy, że musi też korzystać z pracy innych twórców. Einstein na pewno by nie wymyślił teorii względności, gdyby nie to, że się uczył wcześniej, mimo że był utalentowany, i to samo jest w sztuce. Przed nami byli ludzie i można jedynie płakać, że już ich nie ma. To jest swego rodzaju łańcuch, jeśli jest zerwany, to jest bardzo źle. Trzeba to kontynuować, są artyści, którzy to robią, a artyści światowi z tego korzystają i głośno o tym mówią. Bezwzględnie oddają hołd tym którzy byli przed nimi i odchodzą, tak, jak np. David Bowie. Summa summarum, z naszej półki już
biorą inni, dobrze jest spojrzeć wstecz, skąd to pochodzi. Arcyciekawe są to podróże kulturalne, bardzo. Moja rola tutaj jest taka, żeby ludziom uświadomić, że jestem kim jestem, bo taka przyszłam na świat, z takim potencjałem, ale na to składa się dorobek nieprawdopodobnie dużej ilości ludzi, artystów i nie tylko. Kiedy człowiek się rozwija artystycznie, to patrzy na to, co inni stworzyli. Ja po prostu mam głowę, która się kręci dookoła, jestem jak ziemia dookoła słońca, ciągle szukam, bo to jest nieskończony świat, którego za życia nie da się w ogóle poznać do końca.
Piosenki przechodzą przez pokolenia
W ten sposób piosenki przecież przechodzą. Np. piosenka "Oprócz błękitnego nieba". Tutaj był chłopak w programie, który był święcie przekonany, że to jest piosenka zespołu Golden Life, z resztą to bardzo mili chłopcy i bardzo dobrze to zrobili. Dla młodszego pokolenia to nie Marek Jackowski jest autorem tekstu, muzyki i nie on nagrał ten utwór, tylko ten zespół właśnie. Ten chłopiec nie mógł tego zrozumieć.
Ja, zanim się rozchorowałam, już w pewnym sensie miałam materiał na płytę, zarówno tekstowy, jak i muzyczny. Jednak ponieważ minęło kilka lat, bo tak to niestety trwa, to ja już nie mam do tego przekonania. Nie od strony muzycznej, ale od strony tekstowej. To nie jest takie proste, trzeba usiąść i się na tym skoncentrować, ale to wszystko jest uzależnione od mojego stanu, mojej energii, i zdrowia oczywiście.
Droga do mistrzostwa
To wielki zaszczyt, jak mogłam się nie zgodzić? Propozycja jest zaszczytna, ale jeszcze bardziej zaszczytne jest towarzystwo, w którym się znalazłam. Oprócz wymienionych Agnieszki Holland i Janusza Gajosa to jest także Tomasz Stańko, Rafał Olbiński i ja, czyli pięć osób. Film powstał dla kanału Discovery, to jest godzina, która jest poświęcona pięciu osobom. Nie tak jak w filmach biograficznych, gdzie jednak osoba ma ten czas dla siebie. Te osoby mają określoną ilość minut, żeby pokazać siebie. W moim przypadku to była oczywiście rozmowa z reżyserem, Bartkiem Konopką, i to też taka koincydencja. Poznałam go najpierw jako reżysera filmu "Królik po berlińsku". Widziałam go sto razy! Później, po latach, spotkaliśmy się przy serialu "Lekarze", a potem nagle okazało się, że mogę go poznać lepiej, to duże wyróżnienie. Niedawno dowiedziałam się, że po zaprezentowaniu filmu różnym komisjom w Europie jest prośba, aby na zaprezentować go na festiwalach filmów dokumentalnych. Tomka Stańkę znam od dziecka niemalże,
Rafała też znam dobrze, Agnieszki kino - uważam że jest cudowne, jest taką reżyserką z prawdziwego zdarzenia, jak ja kocham, uważam, że wszystkie jej filmy są super interesujące. Janusz Gajos w ostatnim filmie "Body/Ciało" pokazał majstersztyk. O sobie mówić nie będę, ale o tych osobach mogę mówić w nieskończoność. Jesteśmy podobnego wieku, jesteśmy tym pokoleniem, które wzrastało w PRL-u, jesteśmy w tej kulturze, to był bardzo ciekawy i interesujący czas, w zupełnie inny sposób niż dziś. Myślę, że dużo dobrych rzeczy dzieje się dzięki ludziom tego pokolenia, bo oni przenoszą swego rodzaju humanistyczne idee, właśnie zanurzenie w kulturze, czerpanie z innych, uświadomienie sobie, że kultura to nie jest kotlet, który się podaje i zjada, to też wymaga wysiłku, mianowicie wygenerowania czasu, by spokojnie odsłuchać, zobaczyć, nic w pośpiechu, nie zaliczać, bo to do niczego nie prowadzi, tylko do głupoty.
Rozmawiała: Aleksandra Pajewska