Droga na skróty nie jest łatwiejsza
Czy po tak długim czasie nadawania nie ma obawy, że formuła się wyczerpie, zabraknie nowych talentów?
Właśnie teraz jest szansa na to, że przyjdzie do nas np. Amy Winehouse czy Adele. Obie zaczynały bardzo wcześnie i dzisiaj, jeżeli w ocenie pojawia się argument, że "jesteś za młody", to nie jest to argument adekwatny do czasów. Jak się patrzy na te wszystkie gwiazdy zagraniczne, to są to ludzie bardzo młodzi. Szansa na to, że może pojawić się ktoś nieprawdopodobnie zdolny, jest ogromna. Ogląd muzyki w tej chwili jest zupełnie inny niż kiedyś. My wychowywaliśmy się w dosyć hermetycznym obiegu, choć uważam, że od strony kulturalnej i tego, co się podawało w radio czy telewizji było fantastycznie. Niemniej pewnego rodzaju muzyka nie była ogólnie dostępna i trzeba się było do niej dokopywać. Myśmy to robili. Zawsze, kiedy się szuka, to jest z tego więcej pożytku, niż jak się komuś poda gotowe. Tak coś nas tknie, czegoś nie ma, szukamy, dochodzimy do czegoś w inny sposób, ta percepcja jest prawdziwsza.
Nie ma Pani wrażenia, że dzisiaj dzięki takim programom jak "Must be the music" artyści mają prostszą drogę do kariery?
To jest wbrew pozorom bardzo trudna droga. Ludziom się tak wydaje, ale wyjście na scenę, konfrontacja z oceniającymi, to są bardzo stresujące sytuacje. Nie ma osoby, która by tego głęboko nie przeżywała. Wystąpić dobrze, zainteresować, pokazać, że ma się wszystko, co jest potrzebne, żeby później rozwijać się jako artysta i rzeczywiście osiągnąć "coś". A jest na to krótki czas, towarzyszy temu ogromne czekanie, wykonawcy przyjeżdżają rano, wszystko to jest bardzo obciążające. Jeżeli komuś wydaje się, że to jest droga na skróty i tak łatwo jest wystąpić, to tak samo, jak się mówi, że tak łatwo jest żebrać. Skoro jest tak łatwo, to dlaczego nie wszyscy żebrzą?