"Must be the music": Elżbieta Zapendowska: Zawsze pytają mnie o Edytę i Dodę
Elżbieta Zapendowska, jurorka ''Must be the music'' i nauczycielka polskich wokalistów opowiada o uczestnikach talent show i specyfice swojej pracy. Jak ocenia swoje najsłynniejsze uczennice?
W Polsce jest wiele talentów
Elżbieta Zapendowska, jurorka ''Must be the music'' i nauczycielka polskich wokalistów opowiada o uczestnikach talent show i specyfice swojej pracy. Jak ocenia swoje najsłynniejsze uczennice?
W ogóle nie odbieram tego w ten sposób. Jeśli mogę mówić za siebie, to staram się oceniać uczestników nowej edycji "Must Be The Music" tak, jak w ogóle oceniam wszystkich zawsze. Wiadomym jest, że kiedy człowiek ogląda tyle zespołów, to już wie, że istnieją w przestrzeni lepsze, patrzy przez pryzmat tego.
Właśnie okazuje się, że w Polsce jest jeszcze trochę talentów. Codziennie na świat przychodzą nowi ludzie. Nasz program ma 5 lat, a ja sama znam co najmniej 200 wokalistów których u nas nie było, a są znakomici. Mogliby przyjść, ale nie chcą, mają swoje ścieżki, to jest każdego indywidualna sprawa.
Zobacz także: Zapendowska o karierze Górniak
''Nie jestem matką sukcesu''
Wszyscy głównie pytają mnie o Edytę i o Dodę (śmiech). Ja cały czas uczę różnych ludzi, ale nikt nie robi takiej kariery jak te dwie dziewczyny. Niektórzy się nie przyznają do tego, że ich uczę i bardzo dobrze - widocznie sobie tego nie życzą, a mnie to ani ziębi, ani grzeje. To dla nauczyciela jest fantastyczna sprawa, kiedy przychodzi zdolny człowiek. Ale to ten człowiek decyduje o tym, jak wygląda jego droga artystyczna. Potem już nauczyciel ma mniej do gadania. Oczywiście zawsze jest matką sukcesu w jakiejś części, gorzej znaleźć matkę porażki. Ja dlatego nigdy nie uważam siebie za matkę sukcesu - to wokalistki zawsze mówiły o tym że je uczę, a nie ja. Wydaje mi się, że jestem dość obiektywna i solidna w tym sensie, że uczę, a co z tego wynika, to już inna kwestia.
Najbardziej znane uczennice mało istnieją na muzycznej scenie
Myślę sobie, że w dużej mierze z charyzmy. Tylko szkoda, że te dwie dziewczyny, o których rozmawiamy, tak mało istnieją w tej chwili na muzycznej scenie. Poszły zupełnie swoją drogą, może błędną?
Tak. Edyta pewnie jeszcze zaistnieje w historii muzyki rozrywkowej w Polsce, ale Doda? Bardziej jako skandalistka. Ona niewiele nagrywa, niewiele z jej utworów ma taki sznyt. Brakuje hitu.