Wraca sprawa sprzed 23 lat. To dzięki niej odkryto, kto zabił

- Mundur nie dodaje siły. Nie dodaje uprawnień. Nie odczłowiecza. Naszym obowiązkiem zarówno teraz, jak i 50 lat temu, i za następne sto lat jest i będzie stanie na straży praworządności - opowiada w rozmowie z WP Grażyna Biskupska, bohaterka nowego programu "Kryminalne akta inspektor Biskupskiej".

"Kryminalne akta inspektor Biskupskiej". W pierwszym odcinku sprawa morderstwa Tomka J.
"Kryminalne akta inspektor Biskupskiej". W pierwszym odcinku sprawa morderstwa Tomka J.
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Magdalena Drozdek

17.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 10:10

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W czerwcu 1997 roku Tomek J. świętował ze znajomymi dostanie się na studia. Miał być architektem. Pojechał z przyjaciółmi do lasku na Młocinach. Tam zaatakowali ich bandyci. Złamali Tomkowi na głowie kij bejsbolowy, bili. Z parku zaciągnęli go na parking, wywieźli do baru. Tam katowali go dalej. Nieprzytomnego Tomka zawieźli w końcu do mieszkania Moniki Sz.

24-latka kierowała torturami. Przywiązany przedłużaczem do kaloryfera Tomek był bity, poniżany, przypalany lokówką do włosów. Dwie noce – tyle spędził w mieszkaniu Moniki. To 24-latka zdecydowała, że trzeba zabić.

Na polecenie Moniki bandyci napełnili kanister benzyną, zabrali sznurek, łopatę i zanieśli skatowanego do nieprzytomności Tomka do samochodu. Pojechali nad Kanał Żerański, gdzie Monika kazała kolegom kopać dół. Student dostał kilka ciosów nożem w okolice serca. Po pierwszym zdążył jeszcze powiedzieć: "Dobij mnie".

Kryminalne akta inspektor Biskupskiej
Kryminalne akta inspektor Biskupskiej© Materiały prasowe

Magda Drozdek, WP: Po 23 latach, kręcąc "Kryminalne akta inspektor Biskupskiej", stanęła pani w lesie, gdzie znaleziono ciało Tomka J. To był pierwszy pani powrót w to miejsce?

Grażyna Biskupska: Tak, obie z koleżanką, która 23 lata temu pracowała przy sprawie, wróciłyśmy tam pierwszy raz od momentu, gdy odkryliśmy ciało Tomka. W 1997 r. Grażyna Rogulska robiła oględziny zwłok, ja natomiast byłam na miejscu w związku z tym, że byłam zaangażowała w sprawę od początku. 23 lata temu była tam odkryta polana. To był odludny teren. Dzisiaj to środek sporego zagajnika. Jest ścieżka rowerowa, bloki dookoła.

Kryminalne akta inspektor Biskupskiej
Kryminalne akta inspektor Biskupskiej© Materiały prasowe

Jest tam też kamień z pamiątkową tablicą, na którym można przeczytać: "Przeżyłem tylko 19 lat, bo tu nocą 14 czerwca 1997 roku odebrano mi ziemskie życie…".

Nie ulega wątpliwości, że to jest jedna z niewielu spraw, które w ciągu dwudziestu paru lat mojej pracy, odcisnęły się tak dużym piętnem na mnie, na mojej karierze, na policjantach, którzy pracowali razem ze mną. A może i w ogóle na społeczeństwie?

Po zabójstwie Tomka, młodzież z Warszawy zorganizowała marsz pamięci, by zwrócić uwagę na brutalność w społeczeństwie. Brutalność była, ale przypisywało się ją grupom zorganizowanym, bandyckim. A w sprawie Tomka była mowa o brutalności grupy osób kierowanych przez jedną kobietę. Historia zawładnęła wszystkimi mediami. I jeszcze bezsensowność tej zbrodni… Jest porażająca do chwili obecnej.

O morderstwie Tomka opowiada pani już w pierwszym odcinku "Kryminalnych akt…". Krok po kroku wyjaśnia pani, jak zbieraliście elementy układanki.

Żeby wykryć sprawców, konieczna jest praca zespołowa. W pierwszym odcinku "Kryminalnych akt…" widać chyba najlepiej, kto za co odpowiada podczas pracy nad sprawą. Połączenie tych wszystkich elementów może dać dopiero efekt końcowy, jakim w tym przypadku było zatrzymanie wszystkich sprawców i wsadzenie ich do więzienia. Z jednej strony sprawa zabójstwa zakończyła się sukcesem, bo sprawcy zostali osądzeni. Z drugiej strony: to był wielki dramat. Odkrycie ciała Tomka w lesie…

Powiedzmy: pani udział w sprawie zabójstwa maturzysty był kluczowy, bo to pani połączyła sprawę zaginięcia chłopaka, którą zgłosiła policji mama Tomka, i bijatykę w parku.

Myślę, że mogło to trafić na każdego innego zaangażowanego policjanta. Jestem przekonana, że byliśmy dobrym zespołem policjantów i techników. Gdyby ktoś inny siedział w tej sprawie od rana, to gdy pojawiła się na posterunku mama Tomka, opowiadająca o zaginięciu syna, to też by skojarzył fakty. Mówi się przestępcom: byłeś w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Tu tak się złożyło, że to ja byłam w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie.

W "Kryminalnych aktach…" pani tak ze spokojem opowiada o zbrodni. A wiadomo, że przeżyła pani wtedy maraton przesłuchań. To było wycieńczające?

Maraton przeżyliśmy wszyscy, którzy pracowaliśmy przy tej sprawie. Wymienialiśmy się, żeby każdy mógł chociaż chwilę odpocząć. Pracowałam najwięcej, bo tego wymagała ode mnie sytuacja. Rodzice Tomka mieszkali dość blisko komendy i wymieniali się obecnością obok mnie. Myślę, że gdyby przyszli o 3 w nocy i zobaczyli, że mnie nie ma, to byliby zdziwieni. Sprawa była faktycznie maratonem psychicznego i fizycznego wykończenia.

Obraz
© Materiały prasowe

Przesłuchiwała pani Monikę Sz.?

Nie, jej nie. Przesłuchiwała ją koleżanka. Z Moniką miałam jednak parogodzinny kontakt, gdy dokonywałam oględzin jej mieszkania.

Jak pani ją zapamiętała?

Starałam się z nią nie rozmawiać. Były takie momenty, że próbowała prowokować swoim zachowaniem, zaczepiała nas, ale nie byliśmy tym w ogóle zainteresowani. Pamiętam dokładnie rozkład mieszkania i wszystko, co się z nim znajdowało. Monikę widzę we wspomnieniach tylko jak siedzi. Jej twarzy już praktycznie nie pamiętam.

Monika Sz. podczas procesu
Monika Sz. podczas procesu© East News

Interesowała się pani tym, co działo się z Moniką w późniejszych latach?

Monikę osądzono w 1997 r. Ja pracowałam do 2011 r. W międzyczasie przeżyłam bardzo sprawę Magdalenki. W tym czasie uczestniczyłam w kilkuset innych sprawach. To był taki natłok wydarzeń. Koniec lat 90. obfitował niestety w poważne, kryminalne sprawy. Wspominam historię Moniki, ale już jej nie analizuję.

Zadawała sobie pani kiedyś pytanie: "Czy dobrze zrobiłam, że zostałam policjantką"?

Nauczyłam się, że to co było, należy już tylko do przeszłości. Miałam momenty zwątpienia. Ale nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy byłabym szczęśliwsza, gdybym robiła coś innego. Praca w policji to był bardzo trudny czas, ale dokonałam świadomego wyboru.

Obraz
© Archiwum prywatne

Pani mogła być nauczycielką, prawda?

Byłam bibliotekarką w szkole. Jak to w szkołach bywa, przez niedobory w kadrze nauczycielskiej prowadziłam też z uczniami lekcje.

Nauczyciel i policjant...

Najbardziej niewdzięczne zawody, prawda? Jak to się mówi: chłopcy do bicia.

Oba te zawody zderzane są ostatnio mocno z polityką. Policję łatwo postawić po jednej albo drugiej stronie politycznych przepychanek. Przez marsze, protesty, policja ma trudny wizerunkowo czas. Jak pani to widzi z perspektywy emerytowanej już policjantki?

Od zawsze staram się nie komentować publicznie działań policji. Mam dystans. Trzeba być w danym miejscu, widzieć to samo i dopiero wtedy oceniać, zabierać głos. Spojrzenie kamery może być mylące. Przypadkowo albo celowo. Mam swoje zdanie o działaniach policji w ostatnim czasie i nie jest ono pozytywne. Przeżyłam swoje i to mnie zdystansowało od komentowania.

Obraz
© Archiwum prywatne

Nawiązuje pani do wydarzeń w Magdalence i procesach, w których sądzono panią i jeszcze dwóch funkcjonariuszy za niedopełnienie obowiązków przy planowaniu i przeprowadzeniu akcji. W Magdalence zginęło dwóch antyterrorystów, dwóch przestępców, a 16 policjantów zostało rannych.

W naszej sprawie skupiono się nie na przygotowaniach, a na dramatycznym finalnym efekcie. Później, w trakcie ciągnących się przez 14 lat procesów, sądy analizowały przepisy, nasze działania, nie było żadnej osoby z Komendy Głównej. Wydarzenie bezprecedensowe zarówno w dziejach polskiej policji, jak i na skalę europejską. Ocenianie pewnych aspektów zza biurka zrobiło dużo krzywdy zarówno nam, jak i samej instytucji policji.

Rozumie pani teraz, dlaczego ja sama nie chcę oceniać dziś nikogo zza biurka. Polityka zawsze dotykała działań policji. Pracowałam w czasie rządów różnych ugrupowań politycznych. Od prawa do lewa. Na pracę policji to nie powinno w żaden sposób rzutować. To jest instytucja apolityczna. Powinna reagować na wszelkie przejawy zła. To instytucja, która ma ustawowy obowiązek dbać o bezpieczeństwo obywatela, chronić jego życie i zdrowie. Ale dziś widzi się trochę inne działania.

Powiedziała pani kiedyś takie zdanie, które się nie starzeje: żeby być dobrym policjantem, trzeba być dobrym człowiekiem.

Mundur nie powinien zmieniać osobowości. Nie powinien zmieniać charakteru. Moje spojrzenie w mundurze powinno być takie, jak spojrzenie zwykłego obywatela. Mundur nie dodaje siły. Nie dodaje uprawnień. Nie odczłowiecza, a właśnie powinien uczłowieczać. Pracujemy zgodnie z przepisami i w warunkach, jakie umożliwia nam państwo. Naszym obowiązkiem, obowiązkiem funkcjonariuszy zarówno teraz, jak i 50 lat temu i za następne sto lat jest i będzie stanie na straży praworządności. Dla policjanta obywatel – obojętnie z jakiego ugrupowania i jakiej myśli politycznej – powinien być tak samo ważny.

Czytałam dużo o pani i przewija się w różnych tekstach, że miała pani ogromny szacunek do osób, które pani zatrzymywała. Nawet, jeśli byli to najgroźniejsi gangsterzy.

Bandyta jest bandytą. Ale to też człowiek. Rolą policjanta nie jest zgnojenie tego człowieka. Jeśli wiemy, że zrobił coś złego, to mamy mu to profesjonalnie udowodnić. Nie mam natury pieniacza. Kiedyś jeden z moich przełożonych powiedział coś takiego, gdy zginął pewien przestępca: "te zwłoki nie mają już miana bandyty. To człowiek, za którym stoi rodzina. Bliscy, którzy cierpią".

Wysyłała pani do więzienia najgroźniejszych przestępców lat 90., co przerobi pani częściowo w "Kryminalnych aktach…".

Nie ja wysłałam. Byłam jedną osobą ze stutysięcznej armii. Wiele kobiet pracowało równie ciężko w policji. Ja akurat miałam taką sposobność pracować przy głośnych, medialnych sprawach, jak m.in. sprawa grupy żoliborskiej. Rozpracowaliśmy ją dzięki pracy wielu, wielu ludzi. Kreowanie mnie jako supergliny i bohaterki nie ma sensu. Ja się komponuję w obraz tamtych spraw, ale nie chcę być stawiana jako czołowa postać głośnych wydarzeń.

Obraz
© East News

Daję się przyłapać na fascynacji tym, że kobieta brała udział w najgłośniejszych kryminalnych sprawach w Polsce. Wcale nie mamy tak wiele takich historii opowiedzianych z perspektywy kobiety. A tu inspektor Grażyna Biskupska wkracza do mieszkań gangsterów…

Grażyna Biskupska to czy była zwykłym pracownikiem pionu dochodzeniowo-śledczego, czy była przełożoną policjantów z tego pionu, czy później jako kierownik, a jeszcze później naczelnik sekcji, to miała za zadanie inspirować ludzi do wykonywania obowiązków.

Fakt, byłam przy kilku zatrzymaniach, ale to, co jest dla mnie ważne, to powierzenie mi w 1998 roku misji współtworzenia pierwszego i jedynego o takim charakterze Wydziału ds. zwalczania aktów terroru kryminalnego komendy stołecznej. To był mój sukces. Na tamte czasy było to naprawdę duże osiągnięcie. Bo byłam kobietą, bo zostałam naczelnikiem, bo był to trudny czas w kraju. Razem z Januszem Gołębiewskim stworzyliśmy fajny zespół. Wtedy mówiło się, że dostać się do "terroru" to wielkie wow.

Czyli można powiedzieć, że "Kryminalne akta inspektor Biskupskiej" są zwieńczeniem pani pracy. Czuje się pani doceniona jako policjantka?

Jako policjantka – tak. Na karierze cieniem położyła się sprawa Magdalenki, ale to mnie nie zniechęciło do powrotu do pracy. Ktoś był przekonany, że nie zawiodę oczekiwań przełożonych i tak się stało.

W 2011 r. odeszłam na emeryturę. Było mi miło, że dostałam po latach możliwość zrobienia programu. Jeszcze milej, że mogliśmy z kolegami i koleżankami z policji wytypować sprawy do tej serii. Dlatego mogę śmiało powiedzieć, że jestem zadowolona z udziału w programie i z tego, że towarzyszą mi tam koledzy z dawnej pracy.

Zastanawiam się, co pani myśli o tym, że widzów nieustannie kręci oglądanie seriali kryminalnych czy serii dokumentalnych o zbrodniach.

Krew i zbrodnia fascynuje chyba wszystkich. Widziałam nie raz, ile gapiów zbierało się, gdy zdarzyło się coś okropnego w miejscu publicznym. Przerobiłam już tyle zdarzeń…

Jedno takie wspomnę. Ulica, środek osiedla, leżą zwłoki. Staraliśmy się je zawsze osłonić przez ludźmi, ale to były takie a nie inne czasy… Robiąc oględziny musiałam odejść na chwilę na bok. Zbiera się tłum, każdy się wciska jak najbliżej zabezpieczonego przez policjantów miejsca. Podchodzi do mnie taka starsza pani z wnuczką i mówi do mnie: "Ale pani ma dobrze, może pani to z bliska zobaczyć". Zamurowało mnie.

Co pani odpowiedziała?

Że naprawdę nie chciałabym tam być i tego widzieć.

Ogląda pani teraz na emeryturze seriale kryminalne?

Mam jeden serial, który namiętnie oglądam od lat, ale zdecydowanie nie jest kryminalny. Zdecydowanie jestem za tym, żeby seriale i książki mnie odprężały. Ja już teraz oczekuję od życia spokoju.

Obraz
© Materiały prasowe

Emisja serii "Kryminalne akta inspektor Biskupskiej" w poniedziałki (do 30 listopada) na kanale CBS Reality. Powtórki w czwartki o 21:00 i niedziele o 22:00.

Komentarze (86)