Moralizatorsko o człowieku i jego marności
,,Plansze Europy" z założenia publikują najbardziej znaczące komiksy francuskojęzyczne. Nie oznacza to jednak, że muszą one być jednocześnie mistrzowskie - przynajmniej do takich wniosków dochodzę po lekturze najnowszej odsłony kolekcji. ,,Czyściec", pierwotnie wydany jako tryptyk (2003-2005) jest historią młodego grafika-freelancera, Benjamina Tartouche`a. Dzięki zbiegowi okoliczności udaje mu się ustabilizować finansowo, a nawet osiągnąć pewien pułap samorealizacji. Przeciętniak, któremu się powiodło ma jednak słabe punkty - spłaca kredyt, jest uzależniony od towarzystwa ubezpieczeniowego i... losu. W pożarze traci wszystko - dom, pracę, dokumenty. Szybko przestaję istnieć dla pozbawionej skrupułów, beznamiętnej biurokracji.* Niczym w biblijnej księdze Hioba bohater stacza się ze szczytu na samo dno, na ,,śmietnik życia", by zacytować wydawcę.*
11.03.2010 | aktual.: 29.10.2013 16:14
O ile pomysł intryguje i zapowiada niełatwą podróż w głąb duszy człowieka, który bezsilnie przygląda się dekonstrukcji własnej egzystencji, to już w księdze drugiej wrażenie pryska niczym bańka mydlana. Nośna hiobowa kalka zostaje zastąpiona oklepanym pomysłem znanym chociażby z filmu ,,Switch" (1991) z Ellen Barkin. Motyw drugiej szansy i odkupienia poprzez nawrócenie innej osoby tchnie wtórnością i niestety niczym nie zaskakuje. Sytuacji nie ratuje nawet wyrazisty arcyłotr jakim jest ubezpieczyciel i kandydat na mera - Robert Trusquin. Mimo, że nie można mu odmówić bezdusznego wyrachowania, to raczej trudno się spodziewać, że jedna tak jaskrawa postać udźwignie całą fabułę.
W komiksie Chabouté'a zaskakuje brak dobrych postaci. Tartouche jest w końcu egoistą, który pada ofiarą innych, większych egoistów. Gdy trafia do czyśćca widzimy historię jego grzechów i choć wiemy, że padał ofiarą swoich własnych słabości pojawia się sugestia, że na zbawienie musi jeszcze zapracować. Jedyną pozytywna postacią wydaje się być Lily, której skądinąd rzadkie pojawienia redukują jej postać do ,,róży przypiętej do kożucha". Naciągany trójkąt relacji i przesłań jaki wywiązuje się między nijakim protagonistą, dziewczyną z sąsiedztwa i kandydatem na mera raczej nie intryguje i na pewno nuży.
Niewątpliwe zaletą komiksu***Chabouté'a jest oczywisty talent do opowiadania obrazem. ,,Czyściec" czyta się szybko i bez większego trudu.* Rewelacyjnie również wypada kompozycyjnie i estetycznie. Ale mam poważne wątpliwości, co do tego czy Chabouté powinien zajmować się scenopisarstwem. Naprawdę dobry rysownik marnuje swój talent przy miałkich historiach własnego autorstwa. Zaś Egmontowi radzę uważniej dobierać pozycje do skądinąd niezwykle udanej kolekcji.
,,Czyściec" jest ładnie powtórzoną znaną historią, którą niekoniecznie chcieliśmy być ponownie obdarowani. Sięgając po ten album oczekiwałem wszystkiego poza tym, co dostałem: moralizatorskiej opowieści o człowieku, który choć zły to wciąż zasługuje na drugą szansę. I mimo, że ta daleka od utopii wizja XXI wieku w wielkim mieście jest całkiem atrakcyjna to sposób w jaki spłycona zostaje historia stawia ją wśród tych przewidywalnych, do których niechętnie powrócę.