Monika Luft nie chciała być prezenterką za wszelką cenę
[Galeria]
Na ekranie zadebiutowała już jako mała dziewczynka, ale przyznawała, że nigdy nie marzyła o aktorstwie i bez żalu pożegnała się z branżą filmową. Za to kilka lat później wróciła przed kamery i stała się jedną z najpopularniejszych prezenterek.
Dobra passa nie trwała jednak długo. Monika Luft miała wreszcie dość panujących w telewizji układów i niekończących się sporów. Wkrótce sama znalazła się na cenzurowanym, a któregoś dnia niespodziewanie podziękowano jej za współpracę, a w 2002 r. postanowiła ostatecznie rozstać się z telewizją. Rozczarowana Luft wydała książkę, która miała być próbą rozliczenia się z tym zamkniętym etapem życiowym, i znalazła sobie nowe zajęcie. Jak podkreśla, nie żałuje, że tak potoczyły się jej losy, a ona sama jest dziś zadowoloną i szczęśliwą kobietą.
Aktorka z przypadku
Na planie filmowym znalazła się przypadkiem dzięki szczęśliwemu zrządzeniu losu - Jerzy Antczak, gdy tylko zobaczył Monikę, wiedział, że to właśnie ona powinna zagrać Emilkę w jego "Nocach i dniach".
- Do mojej szkoły przyszedł drugi reżyser tego filmu i po prostu wypatrzył mnie w klasie - wspominała w "Życiu Warszawy". - Zagrałam małą Emilkę, córkę Bogumiła i Barbary. Tę postać grały zresztą po kolei trzy różne dziewczynki, najpierw niemowlak, później czterolatka, a potem ja. Była to więc przede wszystkim zabawa.
Dwa lata później znowu trafiła przed kamery. - Znów przypadek - zapewniała. - Mieszkałam niedaleko reżysera Janusza Nasfetera. Pewnego dnia zobaczył mnie na ulicy i zapytał, czy nie chciałabym zagrać w jego filmie. Oczywiście chciałam!
Zmiana planów
Mimo że Luft błyskawicznie zdobyła sympatię widzów, a praca na planie filmowym sprawiała jej przyjemność, przyznawała, że nie zamierzała zostać aktorką. - Nie mam temperamentu aktorskiego, nie lubię nic udawać, a tym bardziej obnażać się (psychicznie) przed ludźmi, to zawód bardzo ekshibicjonistyczny – wyjaśniała.
Kiedy rodzice oznajmili dziesięciolatce, że zabierają ją na dwa lata do Hiszpanii, początkowo nie była zachwycona, zwłaszcza że zupełnie nie znała języka. Ale ambitna dziewczyna przysiadła do nauki i po trzech miesiącach była już jedną z najlepszych uczennic w hiszpańskiej szkole. Z czasem pokochała ten kraj na tyle, że po maturze zdecydowała się studiować iberystykę.
Życiowe zmiany
Dzięki doskonałej znajomości języka wkrótce zaproponowano jej pracę w hiszpańskiej stacji TVE, a od 1994 r. była prezenterką Jedynki w Telewizji Polskiej. Szybko jednak dotarło do niej, że nie jest to zajęcie jej marzeń, a atmosfera w studiu stała się nie do zniesienia. Wyznawała, że zaczynała się dusić, udzielił się jej panujący w pracy strach. Równocześnie dojrzewała do decyzji o rozstaniu z mężem, Krzysztofem Luftem.
- Czułam, że nie żyję życiem takim, jakie mi w pełni odpowiada. Za dużo było w nim kompromisów. Złożyłam pozew o rozwód – mówiła. A zaraz po rozwodzie podjęła kolejną ważną decyzję - i odeszła z telewizji.
- Pewnego dnia zostałam poinformowana, że nie ma dla mnie pracy. To znaczy mogę zachować etat, całe 350 zł brutto – opowiadała w "Gali". - Siedziałam w domu i myślałam, co robić: iść i prosić? To była dla mnie nieprzekraczalna granica: iść po jałmużnę do ludzi, na których sam widok zmienia mi się wyraz twarzy. Więc złożyłam wymówienie.
Nowe życie
Przyznawała w wywiadach, że do dziś nie wie, dlaczego właściwie chciano się jej pozbyć z telewizji. - Nie podano mi żadnych powodów - mówiła. - Byłam łatwym celem, bo nie miałam za plecami znanego polityka, który w kryzysowej sytuacji wykręciłby numer do prezesa i powiedział "Robert, nie wygłupiaj się, Monika musi zostać". W telewizji toczy się nieustająca "gra w patrona". Wszyscy lubią się przechwalać swoimi rozległymi plecami, nawet jeśli to fikcja. Ja nigdy w ten sposób nie zabezpieczałam sobie tyłów, bo wydawało mi się to żenujące.
Nie żałuje
Nie żałowała jednak decyzji o rozstaniu z mediami. Wyszła ponownie za mąż i poświęciła się pisaniu - o czym zresztą marzyła od dawna. W 2004 r. wydała książkę "Śmiech iguany", która "była lekarstwem na wiele rozczarowań, których nie szczędził mi nasz telewizyjny show biznes". Kiedy książka okazała się sukcesem, napisała kolejną, choć podkreśla, że nie jest pisarką. Została również redaktorką naczelną portalu polskiearaby.com. Nie przeszkadza jej życie z dala od reflektorów.
- Nie czuję się osobą zapomnianą – podkreślała w wywiadzie dla Mediarun. - Być może są ludzie, dla których "bycie" wiąże się wyłącznie z obecnością w telewizji, a poza nią jest już tylko "niebyt". Ja jednak do nich nie należę.