Mocny debiut show "Orłoś Kontra". Wiedzieliście, jaki talent marnował się w "Teleexpressie"?
19.09.2017 15:09, aktual.: 19.09.2017 16:36
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Za nami premierowy odcinek "Orłoś Kontra". Jeden z najbardziej znanych dziennikarzy w Polsce pokazał się w zupełnie nowej roli. Program miał być utrzymany w klimacie amerykańskich "late night show", a Maciej Orłoś kontrowersyjny i przebojowy. Jak wyszło? To był ostry start.
Macieja Orłosia wszyscy znamy ze słynnego "Teleexpressu". Jednak teraz, gdy lokomotywa już odjechała w kierunku dobrej zmiany, musiał znaleźć nowy pomysł na siebie. Nikt by się nie spodziewał, że powszechnie lubiany dziennikarz, który stronił przecież od skandali, nagle wcieli się rolę showmana. To z pewnością zaskakujące i choćby z tego powodu warto obejrzeć ten program. Prowadzący otwarcie śmieje się z nieudolności rządu, komentuje czystki w TVP i nie stroni od kontrowersyjnych tematów.
Na początku programu Orłoś mówi wprost do widzów, opowiada o aktualnych ciekawostkach i w zabawny sposób komentuje bieżące wydarzenia społeczne i polityczne. W programie ważną rolę odgrywa publiczność, która żywo reaguje na żarty prowadzącego. W Polsce zdecydowanie brakowało programu "late night" z prawdziwego zdarzenia.
Bardzo trafiony okazał się wybór gości do pierwszego odcinka programu. Zaproszony do studia Maciej Stuhr świetnie odnalazł się w konwencji show. Opowiedział o tym, jak przygotowywał się do słynnego wystąpienia na Orłach i czy żart o Tupolewie był przesadą. Wyznał, że hejt, z którym się mierzy, dotyka go tylko w sieci, a także, że chciałby wystąpić w "Uchu Prezesa". Między Orłosiem a Stuhrem wyczuwalna była chemia, a rozmowa toczyła się wartko. Kolejnym gościem była Ewa Błachnio, która znana jest jako gwiazda kabaretu. Nie odmówiła sobie przyjemności sparodiowania premier Szydło, a także opowiedziała o płomiennym uczuciu do Abelarda Gizy.
Ciekawym zabiegiem jest podzielenie programu na kilka bloków, które nadają show dynamiki. W "Bez żadnego trybu" osoby z publiczności mogą swobodnie zadawać pytania zaproszonym gościom, a w "Orłoś challenge" gwiazdy muszą zmierzyć się z wyzwaniem, które wyznacza prowadzący. Z kolei w "Bez Orłosia" gospodarz oddaje rozmowę w ręce zaproszonych gości. Szczególnie zabawny jest ostatni punkt programu, "Igranie z Orłosiem". Na czym polega? Możecie zobaczyć sami.
Bardzo dużą rolę w formacie odgrywa improwizacja i występy kabareciarzy. Stałym punktem programu ma być improwizowana piosenka wykonywana przez komików: Wojciecha Tremiszewskiego i Szymona Jachimka.
Owszem, jest śmiesznie, ale "Orłoś Kontra" może wzbudzić też wiele kontrowersji i o to chyba chodziło producentom. Już w pierwszym odcinku zarówno z ust prowadzącego, jak i Macieja Stuhra, padły mocne słowa odnoszące się do polityki. Maciej Orłoś, który po wielu latach musiał odejść z TVP, powiedział wprost, co myśli o kolegach dziennikarzach, którzy zostali w telewizji publicznej.
- Nie każdego stać na to, by trzasnąć drzwiami, nie każdy ma "plan b". Wtedy zostaje w tym wszystkim i nie wie, jak się wyplątać - powiedział prowadzący.
Maciej Stuhr prowokacyjnie zapytał: - Jak można być Krzysztofem Ziemcem, przyjść do domu i patrzeć w lustro?
W następnym odcinku z pewnością padną kolejne mocne zdania, o których później będzie rozpisywać się prasa. Maciej Orłoś zdecydowanie się rozkręcił i błyskotliwie prowadzi program, jakiego w telewizji brakowało. To bardzo dobrze, że lokomotywa z "Teleexpressu" odjechała. On wysiadł na właściwej stacji.