Trwa ładowanie...
25-01-2010 16:17

Mit o chłopcu, który latał

Mit o chłopcu, który latałŹródło: ksiazki.wp.pl
d4l3ppj
d4l3ppj

Historia, jaką wykroił Moebius - legenda komiksu europejskiego - nie jest skomplikowana. To jedna z tych historii, które czytamy od zawsze, wiecznie bowiem powracają w nowych odsłonach. Wciąż i wciąż ubierane w nowe wdzianka, nieco zmienione - ładniejsze, smutniejsze lub śmieszniejsze, krótsze lub dłuższe, bardziej skomplikowane lub mniej. Ale zawsze takie same. Opowieść o obdarzonym nadprzyrodzonymi mocami chłopcu, który zostaje odizolowany od świata w laboratorium, gdzie naukowcy próbują zrozumieć jego fenomen, nie zaskakuje ani przez moment. Chłopiec jest odpowiednio piękny i tajemniczy, zakochana w nim dziewczyna zachowuje się wystarczająco lekkomyślnie, kontrolujący go naukowcy awanturują się ze sobą w sposób iście podręcznikowy (jeden z nich jest zły i rządny zaszczytów, gotów poświęcić życie Ikara dla naukowych odkryć, drugi zaś ucieleśnia naukowy umiar i humanitaryzm), a wojskowi są bezwarunkowo źli.

Nie jest to jednak komiks, który chce czytelnika zaskoczyć. To klisza, która operuje innymi kliszami. Fabuła sklecona ze stereotypów opowieści science-fiction i fantasy. Moebius nie jest w zasadzie autorem tej opowieści, on ją tylko przypomina, przywołuje kanon gatunku i pokazuje, że wciąż można opowiadać te same historie. Bez skrępowania (ale i nie kryjąc się z tym) przywołuje takie dzieła jak ,,Akira" (główny bohater jest nawet nieco podobny do Tetsuo) czy ,,Superman". Miesza je i podaje raz jeszcze, nieco inaczej. I choć robi to bardzo świadomie i zupełnie szczerze, to koniec końców lekko rozczarowuje.

Jeżeli bowiem pozbawi się ,,Ikara" wszystkich pięknych słów, oszałamiających widoków, wzruszających (bardzo melodramatycznych) momentów i ideologicznych nawiązań, pozostaje bardzo prosta i przewidywalna fabułka, którą streścić można w jednym zdaniu. Pewnie, nie ma w tym nic złego. Niektóre historie są proste, bo chcą być proste. Sięgając jednak po dzieło tandemu Moebius-Taniguchi spodziewałem się czegoś więcej.Czegoś, co wyjdzie poza stereotypy. Oryginalności, a nie tylko doskonałej kalki. Od jednych z najbardziej wpływowych artystów europejskiego i japońskiego komiksu, oczekiwałem nieco więcej zaangażowania. Bo banalny morał, że miłość zwycięża nienawiść wciąż pozostaje banałem - obojętne jak umiejętnie się go zaserwuje.

A może chodziło jedynie o wymówkę? Może zafascynowany talentem Taniguchiego Moebius stworzył tę pretekstową fabułę, by pozwolić Japończykowi rozwinąć skrzydła? By swoim nazwiskiem promować mangakę w Europie i Ameryce? Jeżeli tak, to mu się udało. To, co wyprawia Taniguchi wciska w fotel. Jego rysunki są doskonałe, chirurgicznie czyste, boleśnie szczegółowe, spektakularne. Widząc latającego Ikara, niemal czujemy pęd powietrza.

I szkoda tylko, że nie ma w tym czegoś więcej. Magii, która pozwoliłaby się w tej historii zakochać. Jakiejś nieokreśloności, czegoś poza pięknymi widokami, co przykułoby na dłużej uwagę czytelnika. A tak jest to tylko mit - wciąż ten sam, tym razem jednak nieco nieświeży, odegrany przez pozbawione charakteru postacie żyjące w oszałamiająco pięknym świecie.

d4l3ppj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4l3ppj