Program Miszczaka wstrząsnął Polską. Do dziś budzi grozę
Przez blisko 25 lat Edward Miszczak kreował telewizyjne trendy w Polsce. Praktycznie stworzył osobowości medialne takie jak Kinga Rusin, Małgorzata Rozenek-Majdan czy Hubert Urbański. To dzięki niemu widzowie zaczęli śledzić perypetie zarówno zwykłych ludzi, jak i celebrytów w przeróżnych reality show m.in. "Big Brother", "Agent" czy "Taniec z gwiazdami". Żeby wiedzieć, co ludzie będą chcieli oglądać, trzeba mieć niezwykle wyczucie. Dziennikarski dorobek Miszczaka, a zwłaszcza program "Cela nr", dowodzi, że jak mało kto umiał przykuć uwagę widzów.
08.06.2022 | aktual.: 08.06.2022 14:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dziś zdaje się, że w telewizji widzieliśmy już wszystko. Seks przed kamerami? Owszem. Szczegóły makabrycznych zbrodni? Też. Łzawe wyznania celebrytów? To już niemal codzienność. Nie da się ukryć, że gdy w 1997 r. narodził się TVN, była to stacja, która w kolejnej dekadzie zrewolucjonizowała oblicze polskiej telewizji.
Jednym z programów, który szokował i jednocześnie hipnotyzował publiczność, była "Cela nr" prowadzona przez Edwarda Miszczaka. Choć już wtedy piastował w stacji kierownicze stanowisko, kilkanaście godzin tygodniowo spędzał w najostrzejszych zakładach karnych w Polsce, odwiedzając zbrodniarzy, o których przed laty rozpisywały się media.
Sięgając dziś po te materiały na platformie Player, nie sposób zauważyć, jak trafnymi, często nieoczywistymi pytaniami Miszczak otwierał swoich rozmówców. Słynnego wampira z Bytomia - który zamordował blisko 70 kobiet, a następnie je gwałcił - zapytał najpierw o to, co kobietom podoba się w mężczyznach. - Członek, czasami duży między nogami - usłyszał w odpowiedzi. Idąc po nitce do kłębka, dziennikarz pokazał widzom, że mają do czynienia z mężczyzną, który nigdy nie stworzył prawdziwej relacji z kobietą. Jego zaburzenia powodowały, że aby zrealizować swoje potrzeby seksualne, posuwał się do zbrodni.
- Wie pan, że jest bombą z opóźnionym zapłonem? - rozpoczął rozmowę z Markiem Piechowskim, groźnym więźniem, który celowo zakaził się wirusem HIV, a później z premedytacją zakażał kolejne osoby. Bliskie kadrowanie twarzy rozmówców potęgowało uczucie niepokoju, a jednocześnie oddawało klimat kameralnego spotkania w ciasnej celi.
Ale Miszczak nigdy nie usprawiedliwiał swoich bohaterów. Zgłębiał ich mroczną stronę, nie zapominając o tym, że wiele czynników ukształtowało ich w taki, a nie inny sposób. Nie był wobec zbrodniarzy łaskawy, a jednocześnie słuchał ich z uwagą i nie okazywał strachu, choć to niekiedy musiało być sporym wyzwaniem.
- Zawsze, gdy tu przychodzę, towarzyszy mi obawa. Nigdy nie wiadomo, do czego zdolni są ludzie, z którymi mijam się na korytarzu. W ich oczach szukam odpowiedzi, za co siedzą, kim są - mówił w jednym z odcinków "Celi nr".
W późniejszych latach wiele stacji telewizyjnych również zaczęło pokazywać więzienne formaty. W 2015 r. analogiczny do programu Miszczaka stworzył Rinke Rooyens - "Rinke za kratami". Jednak to TVN był pierwszy, a dziennikarski warsztat wieloletniego dyrektora programowego stacji broni się do dziś.
Bo pomimo upływu lat, zmiany trendów, innych preferencji publiczności rozmowa jeden na jeden przed kamerami obnaża wszelkie niedociągnięcia. Tych w przypadku "Celi nr" nie odnotowano, co nie oznacza, że każda decyzja programowa Miszczaka była równie trafna. Jednak z pewnością dziennikarzowi z krwi i kości, a nie managerowi zza korporacyjnego biurka, łatwiej było przez tyle lat tworzyć telewizję odnoszącą sukcesy.