"Milion od zaraz": Wielkie pieniądze i wielki skandal. Telewizyjne show zamiast pomóc, doprowadziło do procesu
Istotą teleturniejów jest gra o wielkie pieniądze. To właśnie wizja szybkiej i stosunkowo łatwej wygranej skłania tysiące ludzi do zgłaszania się do telewizyjnych show, dzięki którym przy łucie szczęścia i odrobinie talentu, w mgnieniu oka można zmienić swoje życie. Twórcy programu "Milion od zaraz" poszli krok dalej. Teleturniej Polsatu nie był już zwykłym tego typu show, był swego rodzaju promocją filantropi. Nie sprzyjał egoistycznemu bogaceniu się jednostek, ale jego głównym założeniem było wygrywanie na rzecz innych. Właśnie z takim założeniem w programie udział wziął lekarz Henryk K., który o tytułowy milion walczył w jednym celu: pomocy nieuleczalnie chorym chłopcom ze swojej okolicy. Dzięki przekonywującym deklaracjom lekarza, że kieruje nim wyłącznie chęć pomocy zaprzyjaźnionej rodzinie, wzruszającym wypowiedziom chorych dzieci udało się. Drużyna lekarza wygrała pieniądze pojawiły się na koncie. Niestety nie potrzebującej rodziny, a "dobrodusznego" lekarza.
"Milion od zaraz": wygrana, która swój finał znajdzie w sądzie
Istotą teleturniejów jest gra o wielkie pieniądze. To właśnie wizja szybkiej i stosunkowo łatwej wygranej skłania tysiące ludzi do zgłaszania się do telewizyjnych show, dzięki którym przy łucie szczęścia i odrobinie talentu, w mgnieniu oka mogą zmienić swoje życie.
Twórcy programu "Milion od zaraz" poszli krok dalej. Teleturniej Polsatu nie był zwykłym tego typu show, był swego rodzaju promocją filantropii. Nie sprzyjał egoistycznemu bogaceniu się jednostek, ale jego głównym założeniem było wygrywanie na rzecz innych.
Właśnie z takim założeniem w programie wziął udział lekarz Henryk K., który o tytułowy milion walczył w jednym celu: pomocy nieuleczalnie chorym chłopcom ze swojej okolicy.
Dzięki wiarygodnym deklaracjom lekarza, że kieruje nim wyłącznie chęć pomocy zaprzyjaźnionej rodzinie, wzruszającym wypowiedziom rodziców chorych dzieci, udało się odnieść sukces w programie. Drużyna lekarza wygrała, a pieniądze pojawiły się na koncie bankowym. Niestety, nie potrzebującej rodziny, a "dobrodusznego" lekarza.
W efekcie wygrana nikomu nie pomogła, lecz stała się zarzewiem wielkiego konfliktu, który swój finał znajdzie prawdopodobnie w sądzie. Rodzina chorych chłopców czuje się oszukana, lekarz nie ma sobie nic do zarzucenia, a miejscowa społeczność jest zbulwersowana postawą Henryka K., na którym nie pozostawia suchej nitki.
Dlaczego nowatorski program firmowany twarzą Krzysztofa Ibisza stał się symbolem skandalu i kto, ma w tej sprawie rację?
KŻ/AOS
"Milion od zaraz": teleturniej okryty hańbą
Teleturniej "Milion od zaraz" to niewątpliwie niechlubne dziecko Polsatu i Krzysztofa Ibisza. Show nie zgromadziło imponującej widowni i zdjęto je z anteny po zaledwie miesiącu emisji. Jednak do dziś nie schodzi z ust mieszkańców Łomży, a za sprawą zainteresowania mediów, coraz częściej staje się tematem ogólnopolskich gazet.
Wszystko za sprawą bulwersującego skandalu, który jednoznacznie kojarzy się z programem. Poszło o pieniądze, które uczestnik miał wygrać dla innych, zachował dla siebie.
Henryk K.: uczestnik-altruista nie walczy dla siebie, lecz dla innych
Formuła programu była prosta. Wylosowani do uczestnictwa w programie kandydaci z rożnych miast Polski, rywalizowali o nagrodę pieniężną. Pieniądze miały przysłużyć się do realizacji ich marzeń, a o tym komu przypadnie wygrana, decydowali widzowie, głosując za pomocą sms-ów.
Oczywiście nie zabrakło uczestników, którzy zamiast pomóc sobie w spełnianiu najbardziej wyrafinowanych zachcianek, woleli pomóc tym, którzy naprawdę potrzebowali pieniędzy.
Takim uczestnikiem był radiolog z Łomży, Henryk K., który ujął publiczność szlachetnymi motywami swojej walki o wielką wygraną. Od początku udziału w programie kapitan drużyny niebieskich deklarował, że pieniądze przeznaczy na leczenie chorych chłopców.
Szlachetny cel uczestnika show i tragiczna historia chorych chłopców
Jak zapewniał w programie lekarz, beneficjenci jego pomocy zasługują na tę pomoc jak nikt inny:
- Nagrodę przeznaczę dla ludzi, którzy tego potrzebują. Szczególnie dzieci. To nasi przyjaciele. Przyszli pokazać się, ponieważ oni bardzo potrzebują pieniędzy. Liczę na was, telewidzowie, że będziecie słali esemesy, żeby pomóc tym dzieciom" - wyznał w show Henryk K.
Rzeczywiście, dzieci państwa Mańczaków są wyjątkowe. Dwóch chłopców, Adrian i Kuba, cierpi na dotkliwe schorzenie objawiające się schodzeniem skóry przy każdym najmniejszym kontakcie z czymkolwiek. To choroba genetyczna, która uniemożliwia normalne funkcjonowanie całej rodziny:
- Ocieranie powoduje niegojące się rany. Najgorzej jest po nocy, kiedy chłopcy we śnie ruszają się, drapią. Rano wyglądają jak rzeźnicy, wszystko we krwi - mówi w rozmowie dla "Gazety Wyborczej" ojciec chorych chłopców, Piotr Mańczak.
Dramatyczna historia receptą na wygraną?
Wobec takiej tragedii trudno pozostać obojętnym. Z siły oddziaływania tej smutnej historii zdawał sobie sprawę uczestnik programu - Henryk K., który kojarzył Mańczaków z niedzielnych mszy.
Należeli do tej samej parafii. Być może dlatego zaoferował chłopcom pomoc, w zamian za zgodę na ujawnienie ich historii w programie i występ Mańczaków u jego boku.
"Milion od zaraz": anielska oferta Henryka K.
- Myślałem, że odwiedził nas jakiś anioł. Już od progu zapewniał: "Można wygrać nawet milion złotych. Od razu pomyślałem o waszych chłopcach. Żeby im pomóc" - mówi ojciec chłopców, pytany o pierwsze spotkanie z lekarzem.
Jak się jednak okazuje, rodzina Mańczaków wcale nie była pierwsza. Najpierw z propozycją bezinteresownej pomocy Henryk K. zwrócił się do innej rodziny - Sokołów, równie dotkniętej przez los.
Lekarz wyszedł z ofertą dla rodziny dziewczyny, która ucierpiała w wyniku tragicznego wypadku na miejskiej pływalni. Jednak Sokołowie na wieść o upublicznieniu sprawy w rozrywkowym show odmówili.
"Milion od zaraz": cudowne zrządzenie losu
Mańczakowie z niedowierzaniem potraktowali pomysł znajomego radiologa. Małżonka lekarza zapewniała, że to ingerencja Wszechmogącego, że los ich ze sobą skojarzył.
Henryk K. tłumaczył zasady programu i wyjawił jak widzi rolę Mańczaków. Chciał, aby rodzina pokazała się z lekarzem. Oczywiście rodzicom muszą towarzyszyć chorzy chłopcy, najlepiej rozebrani, żeby wstrząsnąć widzów rozmiarem tragedii. Na ten ostatni warunek nie zgodzili się Mańczakowie, ale rodziny i tak się dogadały.
"Milion od zaraz": umowa przypięczętowana przez proboszcza
Obawy Mańczaków rozwiały też zapewnienia proboszcza, który umożliwił lekarzowi dotarcie do rodziny chorych chłopców.
Przed programem zainteresowane rodziny gościły zresztą na plebanii, prosząc księdza o zachęcenie parafian do głosowania na drużynę miejscowego lekarza, który obiecał przeznaczyć pieniądze na leczenie Kuby i Adriana.
"Milion od zaraz": wielkie obietnice i wielka wygrana
Przed finałem czwartej edycji programu wielkie emocje panowały w niemal każdym łomżyńskim domu.
Skromny Henryk K. pytany po raz kolejny, na co przeznaczyłby wygraną bez wahania przyznał, że przede wszystkim na pomoc chłopcom. Jemu samemu za wysiłki związane z teleturniejem wystarczyłby rower i buty do biegania.
Apel z ambony, deklaracje lekarza i dramatyczna historia chłopców, zmobilizowały mieszkańców Łomży, którzy nie szczędzili sms-ów na niebieską drużynę radiologa. Wspólnymi siłami udało się osiągnąć zamierzony cel. Reprezentant Łomży nie wygrał w prawdzie miliona, ale zyskał pokaźną sumę ponad 300 tys. złotych.
"Milion od zaraz": wygrana pierwszym krokiem do skandalu
Kiedy gospodarz programu połączył się telefonicznie na wizji z Henrykiem K., w domu lekarza zapanowała euforia obydwu rodzin. Telefon od Krzysztofa Ibisza był bowiem jednoznaczny z wygraną.
Prowadzący "Milion do zaraz" zaczął swoje gratulacje od podziękowań:
- Panie Henryku! Widzę pana na ekranie! Dziękuję za wielkie serce. Za pana szczytny cel... Co pan czuje w tej chwili?
Henryk K.:
- Jestem bardzo wzruszony, serdecznie dziękuję za takie poparcie.
Ibisz:
- Jest mama chłopców i chłopcy. Co pani czuje w tej chwili? Bo to jest państwa wygrana tak naprawdę.
Mama chłopców:
- Dziękuję całemu światu za to wszystko!
Niestety, wbrew pozorom nie był to finał całej sprawy.
Henryk K.: hojność na pokaz
Wraz ze zniknięciem kamer i blasku fleszy ulotniła się też hojność Henryka K. Jak wspominają Mańczakowie, zaraz po zakończeniu programu lekarz rzucił w ich stronę krótkie pytanie: Ile chcecie? Zaskoczeni pytaniem, nie mający ochoty na targowanie odpowiedzieli: Ile uważacie.
Henryk K. oznajmił, że przekaże na leczenie chłopców 50 tys. złotych. Na tym skończyła się troska miejscowego lekarza, który nie zamierzał zresztą wywiązać się nawet i z tej obietnicy.
Obiecaną kwotę przekazał rodzinie dopiero po kilku miesiącach, gdy bulwersującą sprawą zainteresowała się telewizja. * Jesteśmy też na Facebooku! Dołącz do nas!* Teleshow.pl na Facebooku
Henryk K.: od bohatera do zera
Na wieść o niespodziewanym finale sprawy, w Łomży zawrzało. Miejscowa ludność, która w ogromnej mierze przyczyniła się do wygranej lekarza była oburzona jego postawą. Znajomi rodziny nie wierzyli, że po tylu deklaracjach, lekarz nie przekazał wszystkich pieniędzy na leczenie chłopców.
Równie rozczarowani, a w zasadzie instrumentalnie wykorzystani, poczuli się Mańczakowie. Rodzina, która uwierzyła w cnotliwe intencje lekarza, została pozostawiona sama sobie ze swoimi problemami.
Jednak mieszkańcy Łomży nie odpuścili lekarzowi, który z dobrodzieja stał się wrogiem publicznym numer jeden.
Henryka K. atakowano w lokalnych mediach. Internetowe fora kipiały od niecenzuralnych komentarzy pod jego adresem, a oburzenie parafian dotarło nawet do kościelnych władz, które tak chętnie pobłogosławiły szlachetnej inicjatywie lekarza. * Jesteśmy też na Facebooku! Dołącz do nas!* Teleshow.pl na Facebooku
"Milion od zaraz": od telewizji do sądu
Henryk K. niebawem sam zaczął uważać się za poszkodowanego. Skarżył się na medialną nagonkę i twardo podkreślał, że nigdy nie obiecywał rodzinie całej wygranej:
- Nie występowałem w imieniu dzieci, tylko swoim własnym. Mam swoje plany i cele, a znacząca pomoc finansowa dla dzieci państwa Mańczaków jest jednym z nich - oznajmia zwycięzca programu "Milion od zaraz". Lekarz podkreśla, że to on był uczestnikiem programu i to jemu należy się wygrana, zapominając jakby o tym, jak skutecznie przekonywał wszystkich na kogo konkretnie przeznaczy te pieniądze.
Po namowach znajomych i dzięki pomocy prawników z fundacji, pod której opieką znajdują się chorzy chłopcy, Mańczakowie zdecydowali się pozwać lekarza:
- Ludzie nas namawiali, żeby oddać sprawę do sądu. O resztę pieniędzy. Bo oni wysyłali esemesy na naszych chłopców - mówi w rozmowie z dziennikarzem "Gazety Wyborczej" Krystyna Mańczak.
Rodzice domagają się reszty wygranej sumy, czyli 250 tys. złotych. Henryk K. wydał oświadczenie o uchyleniu się od skutków prawnych oświadczenia woli złożonego pod wpływem błędu. Jak wyjaśnia:
- Działałem w mylnym przekonaniu, że Mańczakowie rozumieli, że dostaną tylko 50 tysięcy złotych i na to się zgodzili - oznajmił lekarz.
KŻ/AOS * Jesteśmy też na Facebooku! Dołącz do nas!* Teleshow.pl na Facebooku