Mikołaj Cieślak o "Uchu Prezesa": "Krytykujemy rządzących, taka jest rola satyry"
GALERIA
Mikołaj Cieślak i Robert Górski poznali się na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Wydawali razem gazetę literacką. - Mieliśmy duże ambicje, zamierzaliśmy wykreować nową generację twórców. Jednak okazało się, że na całym Wydziale Polonistyki tylko my trzej chcemy takie pokolenie tworzyć - wyznał kabareciarz. Mimo ambitnych planów ostatecznie musieli zmierzyć się z prozą życia. Tym sposobem, z mało czytanej gazety, zrodził się Kabaret Moralnego Niepokoju. Dziś Cieślak i Górski znani są przede wszystkim jako twórcy hitowego "Ucha Prezesa". Produkcja ta jest fenomenem na skalę kraju, a każdy odcinek ogląda średnio 5 mln osób.
W rozmowie z magazynem "Gala" kabareciarz opowiedział o kulisach popularnego serialu, współpracy z Robertem Górskim i sposobie, w jaki dobierani są odtwórcy drugoplanowych ról w "Uchu prezesa".
Postanowili zaryzykować
- Może teraz nikt nam nie uwierzy, ale myśleliśmy: hm, to jest takie ściszone, spokojne, bardziej filmowe niż kabaretowe. Nie ma publiczności, a jesteśmy przyzwyczajeni do reakcji na żywo. Pierwsze cztery odcinki, które nakręciliśmy za własne pieniądze, pokazaliśmy specjalistom od projektów internetowych. A oni stwierdzili: "Nie wiemy. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co ludziom spodoba się w sieci. Po prostu to puśćcie". Okazało się, że istnieje niesamowity głód takiego serialu – co nas zaskoczyło – powiedział w rozmowie z magazynem.
Samodzielni, zaradni, niezależni
Od początku wiedzieli, że będzie to produkcja do internetu.
- Nie chcieliśmy iść do telewizji, żadnej. Bo źródło finansowania musi być niezależne od polityki. W przeciwnym razie łatwo byłoby o zarzut, że realizujemy czyjeś zlecenie, jednej lub drugiej strony. A my, bez względu na sympatie polityczne, punktujemy te zjawiska, które naszym zdaniem są krzywe lub chore.
Chodzi o to...
- Rozdawanie posad tylko dlatego, że ktoś jest z "naszej" partii. Niekompetencja na niektórych stanowiskach. Zbytnia centralizacja władzy w jednym miejscu. Opozycja się pojawia, ale głównie krytykujemy rządzących, taka jest rola satyry.
To satyra, a nie serial dokumentalny
Cieślak twierdzi, że ich zamiarem nigdy nie było ocieplanie bądź niszczenie wizerunku prezesa. Przyznaje też, że podobnie jak Robert Górski często słyszy zarzuty pod adresem odgrywanego przez niego Mariusza. Ludzie twierdzą, że go krzywdzi, pokazując jako niezbyt mądrego i wazelinowatego.
Role drugoplanowe
Oprócz Roberta Górskiego i Mikołaja Cieślaka w produkcji występuje wielu aktorów. W jaki sposób są dobierani do ról?
- Nasi aktorzy nie są celebrytami z pierwszych stron gazet. Publiczność ma patrzeć na postać, czyli Antoniego, Beatę, a nie na gwiazdą, która ją kreuje. Nie robimy parodii, to by odwracało uwagę od tekstu. Czasem nie jest łatwo, długo szukamy, ale często słyszymy, że obsada jest niesamowita. Część aktorów znałem wcześniej, wiedziałem, że np. Paweł Koślik świetnie wcieli się w pana Andrzeja, ma w ruchach dokładnie to, co powinno być. Podobnie Wojciech Kalarus w pana Antoniego. No i oczywiście Izabela Dąbrowska jako pani Basia – zdradził Cieślak.
Nie ścigają się z faktami
Zapewnia, że nie skupiają się na aktualnych wydarzeniach politycznych, gdyż nie taki był ich zamiar.
- Naszym marzeniem jest robić ten serial tak, aby z przyjemnością się go oglądało również za pięć lat. Nie ścigamy się z faktami, chcemy pokazać ogólne mechanizmy rządzące polityką, a jeśli chodzi o inspiracje, to wystarczy wziąć rano gazetę i już mamy co robić - powiedział Cieślak.