Michał Wiśniewski o samobójstwie ojca: "Chciał zwrócić na siebie uwagę i jakoś mu to nie wyszło. Podciął sobie żyły"
None
1
Trudne dzieciństwo muzyka
Michał Wiśniewski nie miał w życiu lekko. O swoim trudnym dzieciństwie i skomplikowanych relacjach z rodzicami często opowiadał w mediach.
- Lęk, strach i panika. Uciekałem z matką po śniegu do babci, bo przyszedł ojciec pijany i groził nam. Chowałem się z bratem w beczce po kapuście kiszonej. Uciekaliśmy po prześcieradle z pierwszego piętra. (...) Gdzieś tam w tle został ten alkohol, głównie przez mojego tatę, który łapał tak zwanego agresora. Nie pamiętam jednak, żeby tata albo mama mnie uderzyli. Te sytuacje, gdzie uciekaliśmy przed tatą... Rozmawialiśmy o nich często, pamiętam policję, ale nie kojarzę, żeby tata wobec mnie użył przemocy - wspominał kiedyś w programie "Uwaga!".
Mając zaledwie kilka lat, Michał trafił do domu dziecka. Jak sam wielokrotnie powtarzał, wolał przebywać w sierocińcu niż w rodzinach zastępczych.
Nie miał wpływu na swojego ojca
Ostatecznie adopcji chłopca podjęła się jego ciocia. Pojawiła się wówczas nadzieja na lepsze życie. Wiśniewski wierzył, że wreszcie wyjdzie na prostą. Niestety, szczęście nastolatka trwało zaledwie chwilę. Gdy skończył 14 lat, jego ojciec popełnił samobójstwo.
- Mój tata gdzieś tam się poddał. Chciał zwrócić na siebie uwagę i jakoś mu to wszystko nie wyszło. Podciął sobie żyły i okazało się, że nikogo w pobliżu nie było - powiedział w rozmowie z Andrzejem Sołtysikiem w programie "Bagaż Osobisty".
- Coś tego twojego starego musiało doprowadzić do takiego czynu - drążył prowadzący.
- No, ja wróciłem do niego. Dokładnie w swoje urodziny 9 września 1986 roku pojawiłem się u taty, twierdząc, że w końcu chciałbym z nim zamieszkać. Mógł tego nie wytrzymać. Ta lekkość, z którą ja to mówię, wypływa stąd, że nie miałem na nic wpływu, szczególnie na swojego ojca - dodał Wiśniewski.
W jednym z wywiadów wokalista przyznał, że jedyne czego żałuje to to, że nigdy nie udało mu się pogodzić z tatą.
- Wyciągnąłem do niego rękę po tylu latach, a on sobie poszedł...
AR