Miażdżąca krytyka festiwalu w Opolu: dawniej święto polskiej piosenki, dziś festiwal kiczu?
None
Opole
Za nami 51. festiwal w Opolu, który prawdopodobnie przejdzie do historii jako jeden z najmniej udanych, jaki kiedykolwiek miała okazję oglądać publiczność zgromadzona w Amfiteatrze Tysiąclecia i przed telewizorami.
Ponad półwiekowa tradycja związana ze świętem polskiej piosenki tym razem okazała się nie do udźwignięcia dla organizatorów i większości twórców młodego pokolenia. Artystyczne uniesienia jakie przed laty zapewniały Ewa Demarczyk, Czesław Niemen czy inne wybite postaci polskiej estrady, dziś zastąpiły kontrowersyjne występy wątpliwych talentów wypromowanych przez telewizyjne show.
W tym roku na opolskiej scenie królowały nie tyle wokalne umiejętności, co nagie pośladki, falujące piersi i biesiadne przeboje najpopularniejszych gwiazd i gwiazdeczek w kraju. Nawet wielka Maryla Rodowicz wystąpiła w Opolu z repertuarem disco polo... A wszystko to okraszone wyjątkowo jarmarczną porcją rozrywki w wykonaniu kabaretów i części prowadzących.
Jak to możliwe, że cieszący się przed laty ogromnym prestiżem i estymą festiwal dziś stał się tandetną imprezą dla mas? To pytanie najczęściej zadawali sobie widzowie i niektórzy uczestnicy tegorocznego Opola.
KŻ/AOS
51. festiwal w Opolu: uczta dla oczu, zgroza dla ucha
Występ Margaret, uznanej za nasz najlepszy muzyczny towar eksportowy, chyba najlepiej oddaje to, czym dziś jest festiwal w Opolu.
Młodziutka artystka zaprezentowała na scenie dwie piosenki. Jakie? Trudno to sobie przypomnieć, bo przekaz zdominował striptiz jaki zafundowała publiczności. Niebawem po otrzymaniu statuetki dziewczyna wyskoczyła z długiej spódnicy, prężąc przed kamerami jędrne pośladki. Choć widok był naprawdę apetyczny, bardziej pasował do nocnych klubów niż sceny, na której kilkadziesiąt minut wcześniej grand prix wręczono fenomenalnej Edycie Geppert.
Niestety, nie tylko Margaret - choć ona zrobiła to najdobitniej - pokazała się na festiwalu od mało artystycznej strony. Generalnie w Opolu królowały nie tyle muzyczne, co medialne osobowości, "gwiazdy" rozmaitych telewizyjnych talent shows, których przebojów za kilka lat nikt najprawdopodobniej już nie będzie pamiętał.
Miało być zabawnie, wyszło jak zwykle
Ale nie tylko wykonawcy tegorocznego festiwalu zawiedli. Krytyka posypała się też pod adresem pomysłodawców oprawy artystycznej wydarzenia i konferansjerów. Wbrew oczekiwaniom organizatorów, dobrej zabawy nie zagwarantowywały ani uśmiechnięte twarze Katarzyny Pakosińskiej i Barbary Kurdej-Szatan, które prowadziły piątkowy koncert, ani towarzysząca Arturowi Orzechowi drugiego dnia festiwalu Katarzyna Kwiatkowska. Zwłaszcza ten ostatni koncept był nietrafiony.
Zabawna kilka lat temu programach Szymona Majewskiego aktorka w Opolu budziła co najwyżej zażenowanie. Przygotowana dla niej rola nieokrzesanej pani Agnieszki, która mocno kontrastowała z dystyngowanym i powściągliwym dziennikarzem Jedynki, była jedną z jej najgorszych kreacji aktorskich. Nie wspominając już o powielanym wielokrotnie od czasu oskarowej gali pomyśle robienia tzw. selfie, którym przez wiele tygodni zanudzał telewidzów w "Tańcu z gwiazdami" Krzysztof Ibisz, a w Opolu niestety Katarzyna Kwiatkowska.
Maryla Rodowicz i disco polo
Jednak jeszcze większy żal do organizatorów może mieć Maryla Rodowicz, której w tym roku zaproponowano występ z repertuarem... disco polo.
Legendarna piosenkarka wykonała na scenie weselne przeboje zespołu Boys i Weekend, "Jesteś szalona" i "Ona tańczy dla mnie". Jak zasugerowała w jednym z wywiadów, nie była do końca przekonana do tego konceptu.
_ - Muszę przyznać, że umierałam przed koncertem. Musiałam wziąć dużo leków uspokajających, bo uległam namowom telewizji i dałam się wpuścić w ten pomysł, a potem przyszły nerwy i niepewność, ale już nie było odwrotu_- wyznała po sobotnim występie. Ale nie tylko pani Maryla miała wątpliwości, widzowie również, co widać było w internetowych komentarzach. Oto jeden z nich.
"Boże disco polo w Opolu. Masakra. Pani Marylo, po co to pani, pytam?".
Nam z kolei nasuwa się inne pytanie, w którą stronę zmierza festiwal, skoro znamienitej polskiej artystce z fenomenalnym repertuarem podsuwa się piosenki wykonawców zupełnie innego formatu, gwiazd jednego przeboju?
Widzowie rozczarowani Opolem
Na koniec kilka słów o humorystycznej części festiwalu, czyli tancerzach z żółtymi wesołymi maskami, cyrkowych akrobacjach i miernych parodiach talent shows. W pierwszym przypadku chodziło, jak wyjaśniał rzecznik festiwalu, o nowoczesność i zaakcentowanie "pozytywnego nastroju".
- Pierwszy koncert prowadził wyjątkowo roześmiany duet: Basia Kurdej-Szatan i Katarzyna Pakosińska. Aby podkreślić ich pozytywne nastoje, zdecydowaliśmy się wykorzystać popularne w internecie buźki, emotikonki. Zarzuca się nam, że jesteśmy nienowocześni. W tym roku chcemy to zmienić- tłumaczył w rozmowie z jednym z serwisów internetowych Mikołaj Dobrowolski.
Niestety, mało który z internautów uznał tancerzy w maskach za symbol XXI wieku. Pomysł został wyśmiany. Niekoniecznie śmieszne były za to występy Paranienormalnych drugiego dnia festiwalu, którzy wcielili się w jurorów największych telewizyjnych shows. Cóż, i w tym wypadku można powiedzieć, że mężczyźni przebrani za kobiety to pomysł wtórny i w dodatku już nie tak śmieszny jak kiedyś.
W komentarzach po 51. edycji festiwalu dominuje głównie krytyka, rozczarowanie i zażenowanie. Jak do tej pory najostrzej o imprezie wypowiedziała się Elżbieta Zapendowska, która określiła go mianem "ścieku plastikowych melodyjek".
KŻ/AOS