"Miasteczko Wayward Pines": Matt Dillon o swojej pierwszej serialowej roli
To historia pełna tajemnic porównywana do "Twin Peaks" i "Żon ze Stepford". Przy okazji londyńskiej premiery opowiedział nam m.in. dlaczego zdecydował się wystąpić na małym ekranie, gdzie będzie można go zobaczyć już w maju.
24.04.2015 | aktual.: 27.04.2015 14:42
Czy mógłbyś nam przybliżyć graną przez Ciebie postać? Kim jest Ethan Burke i jak doszło do tego, że przyjąłeś tę rolę?
Ethan pracuje w tajnych służbach, jest żonaty, ma syna. Mój bohater jest trochę wypalony, długo zajmował się zadaniami związanymi z terroryzmem. Był wysyłany do najcięższych przypadków, ale to tło, o którym dowiadujemy się w kolejnych odcinkach. Długo cierpiał na zespół stresu pourazowego, musiał zrobić sobie przerwę. Problemy w pracy miały wpływ na jego życie osobiste, zdradził żonę, jego małżeństwo prawie się rozpadło. Widzowie poznają Ethana, kiedy w wyniku wypadku samochodowego trafia do szpitala. Wtedy zaczynają się jego przygody. Od początku będzie męczyło go dziwne uczucie: Czy to, czego doświadcza, dzieje się tylko w jego umyśle? A może to przerażająca rzeczywistość?
W trakcie przygotowań do roli musiałeś zdobyć wiedzę dotyczącą pracy służb specjalnych. Dowiedziałeś się czegoś ciekawego?
Wcześniej nie wiedziałem zbyt wiele o tajnych służbach. "Miasteczko Wayward Pines" to historia fikcyjna, ale zależało mi na tym, żeby dowiedzieć się jak najwięcej o codziennej pracy agentów. Mam przyjaciela, który faktycznie pracował w służbach specjalnych. Przede wszystkim chciałem wiedzieć, co w swojej pracy mógł, a czego nie mógł ujawnić. Twierdził, że wszystko jest tajemnicą. Żonie nie mówił nic.
Myślisz, że właśnie dlatego Ethan Burke prawie zniszczył swoje małżeństwo?
Zdrada Ethana była wynikiem ogromnego stresu w pracy i ciążącej na nim presji. Jedyną osobą, której mógł się zwierzyć ze swoich problemów, była koleżanka z pracy. Zrodziło się między nimi uczucie. Moją kochankę gra rewelacyjna Carla Gugino. Ethan zrobił coś, czego nie powinien robić. Zaangażował się w relację z kimś z kim pracuje, to prawie zrujnowało jego małżeństwo. Ostatecznie zdecydował się ratować rodzinę. Jednak już w pierwszym odcinku okazuje się, że związane z tym emocje są nadal świeże. Mój bohater czuje, że traci zmysły. Bardzo podoba mi się ta dynamika relacji i mieszanie prawdy z fikcją.
Znamy Cię dobrze z ról filmowych, to Twój pierwszy serial. Jaka jest cena przejścia do telewizji? Miałeś jakieś obawy związane z udziałem w tym projekcie?
Jestem w tym biznesie od bardzo dawna. Zaczynałem jako dzieciak w latach siedemdziesiątych. Wprawdzie nie byłem dziecięcym aktorem, ale miałem zaledwie kilkanaście lat. Od tamtego czasu, branża bardzo się zmieniła, chociaż w Stanach od zawsze był stygmat telewizji. Mam na myśli to, że pracując w filmie czytasz scenariusz, widzisz dobre i złe strony, wiesz, co cię czeka. Robisz to i wiesz, kiedy dzieło jest skończone. Produkcje telewizyjne to zazwyczaj format serialu. Przyznaję, że długo nie chciałem zobowiązywać się do czegoś na cztery lata, nie wiedząc co czeka mnie na końcu tej drogi. Sądzę, że wszystko, co się wydarzyło przez ostatnie dziesięć lat, to w mojej opinii, znaczna poprawa. Telewizja stała się o wiele bardziej wyrafinowana i ma wiernych odbiorców. To ludzie, którzy niekoniecznie chcą lub mogą iść do kina, mają od 25 do 50 lat i swoje życie. Telewizja staje się dla nich naprawdę dobrą alternatywą i to widać. Dlatego przekonałem się do tego typu formatów. Myślę, że problem w tym, że w przeszłości
to medium było kompromitowane. Zacząłem dostrzegać zalety długiej fabuły, widz poznaje historie przez dziesięć godzin. To świetne, że można konsekwentnie odkrywać tajemnice, mamy szansę dobrze poznać bohaterów. Porównuję to do czytania książki, którą możesz ją odłożyć i później do niej wrócić.
Czy Ty jako aktor filmowy z sukcesami i Twoi koledzy zachowywaliście się wcześniej, wybacz określenie, snobistycznie w stosunku do grania w telewizji?
Nie powiedziałbym, że snobistycznie, bo tacy nie jesteśmy. Ja nie jestem, nigdy się w ten sposób nie czułem. Chociaż nigdy tego nie doświadczyłem wiem, że nawet granie w operach mydlanych to ciężkie zadanie - sprawić, żeby coś było wiarygodne w otoczeniu, które wydaje się być bardzo sztuczne. Tak jak powiedziałem wcześniej, telewizja kiedyś była bardzo ograniczająca. Rzeczywistość udowodnia, że kariera na małym ekranie może być świetną sprawą, na przykład jak grasz w "Rodzinie Soprano", czyli kultowej produkcji. Rozmawiałem ostatnio o sztuce z moim kolegą w Nowym Jorku i powiedział, że w latach 50-tych wszyscy wielcy dramaturdzy pisali dla telewizji. To jest świetne medium dla pisarzy, aktorów i reżyserów.
Wspominałeś, że grasz już bardzo długo i stałeś się sławny w młodym wieku. Czy to zaszkodziło Twojej karierze? Czujesz się szufladkowany?
Często się tak czuję, bo mam wrażenie, że mógłbym zrobić o wiele więcej. Chyba czasami wszyscy czujemy się w ten sposób, zwłaszcza aktorzy.
Myślisz, że jest to związane ze sławą?
Być może tak jest. Myślę, że sława to dziwna sprawa, bo nie sądzę, że ktokolwiek jest na nią przygotowany, ludzie różnie sobie z tym radzą. Zabawne, często czuję, że to luksus, który wielu ludzi przyjmuje jako rzecz oczywistą. Sława daje pewne korzyści np. dostaniesz stolik w restauracji, ludzie Cię podziwiają, ale staram się na tym nie skupiać.