Mateusz Banasiuk: Na razie los jest dla mnie tak łaskawy
Wywiad z aktorem
Rozumiem, że przygotowania do „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” idą już pełną parą. Wnioskując po zawartości torby rozumiem, że zobaczymy cię w damskich butach. Jak ci pasują?
Buty to oczywiście jeden z elementów garderoby mojej postaci w programie, której niestety nie mogę zdradzić. Mam wrażenie, że z damskimi i męskimi jest w gruncie rzeczy podobnie – jeśli nie wyróżnia ich obcas, to są po prostu albo wygodne, albo niewygodne. Dostałem okropne, które mnie obcierają i w których nienawidzę chodzić! Mają śliski obcas i boję się, że kiedy będę przedstawiał moją kobiecą postać, wywinę orła na scenie.
W wysokich obcasach też cię zobaczymy?
Nie wiem co wylosuję. Ale pewnie producenci nie odpuszczą sobie ubrania mnie w szpile (śmiech).
Przebieranie się za kobietę bywa kontrowersyjną opcją. Niektórzy mężczyźni nie są zachwyceni tym pomysłem. Jak ty do tego podchodzisz?
Myślę że to nie będzie najgorsze, ani najtrudniejsze zadanie aktorskie jakie stanie przede mną. Przebieranie się za kobiety bawiło ludzi od czasów Szekspira, a nawet wcześniej. Przecież w starożytnym teatrze w ogóle nie było kobiet, ich role zawsze odgrywali mężczyźni. Potem praktycznie we wszystkich komediach Szekspira pojawia się ten motyw zamiany płci, przebierania się.
Znany polski artysta Bodo także zrobił przebój, przebierając się za kobietę. Ludzi to bawiło od zawsze. Myślę, że i tym razem, przy okazji „Twojej twarzy…”, publiczność też będzie zadowolona. Nawet patrząc na reakcje na próbach, to wypadam raczej komicznie w roli kobiety (śmiech). Ale nawet nie staram się nią stać, absolutnie, bo przecież nigdy nią nie będę, trochę się jednak różnimy. Ale to nawet o to chodzi – nie uciekam od tego humoru, bo myślę że to jest wielki atut tego programu. Jest tam dużo poczucia humoru, luzu, dystansu do siebie. Trzeba go mieć sporo, by wskoczyć w rajstopy, ogolić nogi, półtorej godziny malować sobie oczy, potem robić różne inne dziwne rzeczy z twarzą…
Teraz wiesz co kobiety mają, przynajmniej częściowo, na co dzień.
Tak. Cieszę się, że jest tak, że mężczyźni się nie malują. Kiedyś się malowali – jeśli już mówimy o tym co było kiedyś i co jest teraz.
Niektórzy i dziś się malują.
Tak, ale to nie jest aż tak powszechne. Cieszę się, że tak jest! Nam uchodzi płazem więcej, niż kobietom.
Jak kobiety się przebierają za facetów, co widać po tym programie, to jednak wzbudza mniejsze kontrowersje, niż w drugą stronę. Nie obawiasz się nieprzychylnych komentarzy z tym związanych?
Nie, w ogóle. To jest żart, to jest postać. Nie chodzę tak na co dzień na ulicy. Ale myślę że jakby paparazzi mnie przyłapali gdzieś na ulicy w szpilach i miniówie, to mógłbym się spotkać z falą hejtu (śmiech). Ale ludzie rozumieją, że to jest wygłup, że takie zadanie musi mnie spotkać. _
_A co do tych różnić - może też jest tak, że kobiety przebrane za facetów nie wypadają aż tak komicznie? Nie wiem do końca na czym to polega, ale rzeczywiście tak jest.
W tym programie musicie też, oprócz śmiechu, wzbudzać inne emocje. Podchodzić nie tylko prześmiewczo, ale też na poważnie do zadań.
Pierwsza zasada grania komedii jest taka, że nie można próbować być zabawnym. Trzeba być bardzo serio i wtedy wychodzi śmiesznie, natomiast jak bardzo próbujemy być śmieszni, to zazwyczaj wychodzi odwrotnie… Ja absolutnie nie staram się być śmieszny, ale tak wychodzi. _
_Szczególnie ludzie którzy znają mnie, znają moje dokonania, różne role, kiedy zobaczą mnie w tych wcieleniach, to będą zaskoczeni, zdziwieni, rozbawieni. I fajnie! Ale to co ja próbuje uzyskać, to bardzo poważnie podejść do każdego tematu. Nawet, jeżeli to jest infantylny artysta, który jest zabawny, to ja staram się go odzwierciedlić, a ten komizm czasami wychodzi mimochodem.
W programie często nie brakuje wzruszeń. Udało ci się już kogoś doprowadzić do łez? Np. Kasia Skrzynecka w jury często płacze…
Muzyka działa na emocje. Czasami bardzo pozytywne. Kiedy indziej sprawia, że jestem wzruszony. Bardzo dużo pracujemy nad tym żeby to dobrze wykonać i możliwie jak najlepiej zaśpiewać. Często to oddziałuje na odbiorcę. Kasia jest artystką, jest bardzo wrażliwą osobą, więc nie dziwne, że często te utwory, które też w swojej treści opowiadają o różnych pięknych zdarzeniach, miłości, rozstaniach, bólu, cierpieniu, ona bierze do siebie i tak to odbiera. Dlatego jest tam gdzie jest, dlatego też wygrała jedną z edycji. Ona też rozumie nasz trud, wie jak to jest. Śpiewa się tylko raz, nie ma dubli, nie ma powtórzeń, wykonuje się utwór i trzyma kciuki żeby wyszło. Mi się jeszcze nie udało wzruszyć, póki co raczej wywołuję śmiech. Ale to też kwestia tego, jaki się wylosuje repertuar. To tez jest fajne w tym programie, że jest on bardzo zróżnicowany – na jednej scenie mogą stanąć artyści żywi, nie żywi, współcześni, klasyczni, popowi, ambitni… Wszystko jest w jednym momencie. Jest to właściwie festiwal muzyki, który nigdzie indziej nie jest spotykany, bo zazwyczaj festiwale są ukierunkowane – rock czy elektronika. Tutaj jest wszystko, ale to nie znaczy, że wszystko i tanio. Sztab ludzi pracuje nad tym, żeby te wykonania były perfekcyjne.
Rozumiem, że oglądałeś poprzednie edycje.
Pierwsza edycja programu była fantastyczna, potem każda kolejna w ogóle nie obniżała pułapu. W pierwszej był Bilguun, którego zauważyłem wtedy i od razu stwierdziłem, że ma fantastyczny głos, świetną, głęboką barwę. Jakoś się zgadaliśmy i założyliśmy zespół. Gramy razem i całkiem nieźle nam to wychodzi. Właśnie niedawno byliśmy w studiu, nagraliśmy kilka utworów, taką epkę i mam nadzieję, że wkrótce pojawi się teledysk.
Kiedy znajdujesz czas na to wszystko?!
Akurat niedawno był tak zwany „długi weekend”, akurat miałem wolne dwa dni i nagraliśmy. Muzyka jest dla mnie bardzo ważną odskocznią. Ciekaw jestem, jak to będzie odebrane.
Nie będziecie walczyć z Bilguunem o mikrofon?
Nie, ja się świetnie czuję w roli perkusisty. Ale na tych nagraniach trochę pokrzyczałem, to będzie i mnie słychać (śmiech). Ale u nas jest podział taki, że ja gram na perkusji, Bilguun śpiewa, jeszcze jest gitara i bas. Mam nadzieję, że niedługo będzie można to usłyszeć – w końcu po to to zrobiliśmy.