Seryjne morderstwa kobiet to plaga w Meksyku. "Narcos" poruszył drażliwy temat
Serial Netfliksa "Narcos" od początku mieszał prawdziwe biografie baronów narkotykowych z fikcją. W najnowszym sezonie jednym z najmocniejszych wątków jest sprawa zaginionych i mordowanych kobiet. Zjawisko, które rozpoczęło się w latach 90. w mieście przy granicy z USA, trwa do dziś i niestety nie jest wymysłem scenarzystów.
- Zamordowano je? – pyta skorumpowany meksykański policjant, spoglądając na ciała młodych kobiet w prosektorium.
- Prawdopodobnie – odpowiada lekarz.
- Nazwiska?
- Nieznane. Pewnie k…y.
To fragment dialogu kończącego pierwszy odcinek najnowszego "Narcos: Meksyk". Trzeci sezon głośnego serialu tradycyjnie koncentruje się na życiu prawdziwych handlarzy narkotyków. Tym razem swoje pięć minut mają m.in. Amado Carrillo Fuentes i Joaquín "El Chapo" Guzmán. Ale scenarzyści poszli o krok dalej, pokazując szerszy obraz Ciudad Juarez lat 90. W tamtym czasie policjant w El Paso zarabiał 2 tys. dol. miesięcznie. Bez nadgodzin. Za mostem w Juarez, kilkaset metrów dalej, policjant zarabiał 150 dol. miesięcznie. I to przed odpaleniem działki przełożonemu. "W takim miejscu jak Ciudad Juarez policjanci nie szukają sprawców przestępstw. Sami je popełniają" – mówiła jedna z bohaterek.
Ciudad Juarez to miasto na północy Meksyku, które tworzy transgraniczną aglomerację z amerykańskim El Paso. Łącznie 2,7 mln mieszkańców, z czego większość (1,5 mln) jest po stronie meksykańskiej. Gęstość zaludnienia Ciudad Juarez wynosi ponad 4 tys. osób na km2.
"Narcos: Meksyk" w trzecim sezonie pokazuje, że w świecie skorumpowanej policji i potężnych karteli zaczęło dochodzić do masowych morderstw i zaginięć kobiet. Victor Tapia, policjant ze sceny w prosektorium, od niechcenia bierze się za sprawę, którą przed nim każdy ignorował. "Trzy razy dzwoniłam na policję. Nikt nie przyjechał" – usłyszał od znajomej, która zgłosiła zaginięcie siostrzenicy.
Victor Tapia jest postacią fikcyjną, choć jak tłumaczył grający go Luis Gerardo Méndez, w osobie policjanta można dostrzec cechy prawdziwego funkcjonariusza. Przygotowując się do roli, Mendez spędził bowiem długie godziny na rozmowach telefonicznych z byłym policjantem, który służył w Ciudad Juarez w latach 90. Pozwoliło mu to lepiej wczuć się w rolę i zrozumieć wstrząsające realia.
- Każdego dnia w Meksyku zostaje zamordowanych dziesięć kobiet. W pewnym sensie ma to swój początek w latach 90. w Juarez, gdzie nastąpił wzrost przemocy i przestępstw przez sytuację z handlem narkotykami – mówił Mendez w rozmowie z "Newsweekiem". Meksykański aktor podkreślił, że jest wdzięczny twórcom serialu za poruszenie tematu mordowania kobiet, który do dziś budzi ogromne emocje i kontrowersje.
Według raportu Amnesty Internationat w latach 1993-2003 w Juarez doszło do zamordowania co najmniej 370 kobiet, a losy 40 kolejnych pozostają nieznane. Inny raport z sierpnia 2021 r. mówi, że od 2019 r. tragiczny los spotkał aż 500 Meksykanek w przygranicznej aglomeracji. W grudniu 2016 r. w miejscowości Madera, 400 km na południowy-wschód od centrum Ciudad Juarez, odkryto masowy grób ofiar kartelu narkotykowego. Wśród szczątków z lat 2011-2012 znajdowały się kości wielu kobiet.
Mordowanie kobiet w Ciudad Juarez ma charakter seryjny, a czasem wręcz masowy, jednak nie sposób ustalić jednej przyczyny tego zjawiska. Szacuje się, że niespełna 10 proc. ofiar miało powiązania z przestępczością zorganizowaną. Wielu nie udało się zidentyfikować. Dużą grupę kobiet stanowiły zaś pracownice przygranicznych fabryk (Maquiladora), opierających działalność na imporcie i eksporcie z USA. I taniej sile roboczej. Kobiety z biednych prowincji przyjeżdżały do Ciudad Juarez za chlebem, pracowały w często nieludzkich warunkach i ginęły w niewyjaśnionych okolicznościach.
Katherine Pantaleo z wydziału kryminologii Indiana University w Pensylwanii już w 2010 r. łączyła śmierć kobiet z Ciudad Juarez z wpływem patriarchatu i konstruktem społecznym ról przypisanych do płci. Wyróżniała dwa zjawiska: Machismo (męska siła i agresja) i Marianismo (zależność, podległość, wypełnianie obowiązków domowych). Z jej badań wynikało m.in., że kobiety ginęły, gdy przeciwstawiały się tradycyjnemu podziałowi ról. Opuszczanie domu i praca w fabryce była namiastką niezależności, która nie mieściła się w ramach Marianismo i w pewnym sensie rozbudzała destrukcyjną siłę Machismo.
Niezależnie od przyczyn faktem jest, że meksykańska policja przez długi czas nie robiła nic, by zapobiec fali przemocy wobec kobiet. Nie szukano sprawców, nie stawiano zarzutów. Na kilkaset morderstw dokonywano kilku aresztowań.
Kiedy wreszcie ktoś trafiał za kraty, rodziły się nowe kontrowersje. W 2001 r. dwóch mężczyzn powiązano z zabójstwem ośmiu kobiet. Jeden z nich zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach, gdy trafił w ręce policji. Drugi, kierowca autobusu, trafił za kraty w 2004 r. Później mówił, że jego przyznanie się do winy poprzedziły tortury, których doznał na komisariacie. O torturach mówili też inni skazańcy, m.in. powiązani z Abdulem Latifem Sharifem.
Sharif był Amerykaninem egipskiego pochodzenia, który w 1996 r. został skazany w Meksyku na 60 lat więzienia. Według narracji władz i lokalnych mediów to on stał za morderstwami kobiet w Ciudad Juarez. Zdaniem innych – był kozłem ofiarnym rzuconym na pożarcie opinii publicznej.
Sharif był na pewno łatwym celem dla skorumpowanej policji, która musiała ująć jakiegoś sprawcę morderstw. W USA odsiedział 5 lat z 12-letniego wyroku za gwałt. Jego kartoteka pękała w szwach od zarzutów stosowania przemocy wobec kobiet. W Meksyku mówiono też o nim w kontekście pedofilii i znęcania się nad zwierzętami.
Kiedy został skazany, lokalne media odtrąbiły to jako ogromny sukces władz i zakończenie fali zbrodni. Problem polegał na tym, że kobiety dalej ginęły, na dodatek często według rzekomego modus operandi Sharifa (młode kobiety, gwałt, uduszenie). Co w tej sytuacji zrobiła policja? Aresztowała domniemaną grupę morderców kobiet, która miała wykonywać zbrodnie na zlecenie siedzącego za kratami Sharifa. W efekcie "mózg operacji" usłyszał nowe zarzuty.
Abdul Latif Sharif zmarł w więziennym szpitalu w 2006 r. w wieku 59 lat. Od 1993 r. w Ciudad Juarez nieustannie dochodzi do zaginięć młodych kobiet, które są gwałcone i duszone tak, jak miał to robić przestępca zza granicy.
Sprawie morderstw i zaginięć kobiet w Ciudad Juarez poświęcono już wiele artykułów, publikacji i filmów dokumentalnych. Showrunner "Narcos: Meksyk" Carlo Bernard dorzucił swoje trzy grosze, by zwrócić uwagę na inny aspekt.
- Ta tragedia jest jeszcze jedną konsekwencją większego zjawiska, jakim jest handel narkotykami. Amerykańska konsumpcja napędza korupcję w Meksyku. Te zbrodnie występują tak długo, ponieważ w Meksyku jest mnóstwo korupcji, w której Ameryka ma swój udział – stwierdził Bernard w rozmowie z "Newsweekiem" przy okazji premiery serialu.