Myślała, że ma to już za sobą. Teraz boi się najgorszego
06.02.2021 10:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Maryla Rodowicz kilka miesięcy temu zachorowała na koronawirusa i na szczęście wyszła z tego starcia zwycięsko. W błędzie jest jednak ten, kto myśli, że piosenkarka odetchnęła z ulgą. Wciąż boi się wirusa i jego konsekwencji.
Pod koniec października na fanów Maryli Rodowicz padł blady strach. 75-letnia artystka poinformowała za pośrednictwem mediów społecznościowych, że zachorowała na Covid-19. "Królowa ma coronę. Nawiedzili mnie kosmonauci, medycy i dobrze się mną zaopiekowali. Czuję się dobrze. Pozdrawiam" - napisała na Instagramie. Szczęśliwie dla gwiazdy przebieg choroby nie był najcięższy. Rodowicz uniknęła hospitalizacji, a już na początku grudnia pojawiła się w studiu "Dzień Dobry TVN", żeby opowiedzieć o zmaganiach z wirusem i pokazać, w jak dobrej jest formie.
Jak opowiadała wówczas, jednym z najgorszych efektów ubocznych choroby było długotrwałe osłabienie, z powodu którego na dłużej musiała zrezygnować z ukochanego tenisa. - Uderzyłam piłkę, a potem nie widziałam, gdzie jestem - wspominała w programie TVN.
Po trzech miesiącach od przebytej choroby Maryla Rodowicz doszła już do siebie. Jak się jednak okazuje, wciąż obawia się koronawirusa. Swoimi zmartwieniami podzieliła się w rozmowie z tygodnikiem "Twoje Imperium".
"Czytałam niedawno, że COVID-19 ma długi ogon. (...) Co to znaczy? Na przykład, że ci, którzy już go przeszli, po pięciu miesiącach mogą nagle umrzeć. To choroba niezbadana, więc lekarze też nie wiedzą, jaki będzie przebieg" - czytamy na łamach przywołanej gazety.
Dlatego też Maryla Rodowicz zamierza skorzystać ze szczepienia, jak tylko przyjdzie jej kolej. Póki co, cierpliwie czeka.