Marta Manowska wyczerpana pomocą dla chorych ukraińskich dzieci. "Przeraża mnie skala"
Prezenterka TVP od lat udziela się charytatywnie, a w ostatnich dniach skupiła się na pomocy polskiej fundacji, która sprowadza z Ukrainy dzieci z nowotworami. Marta Manowska szczerze opisała, jak trudne jest to zadanie.
Prowadząca "Rolnik szuka żony", "Sanatorium miłości" i "The Voice of Senior" zapewne jeszcze miesiąc temu, gdy była na wakacjach życia w Ameryce Środkowej, nie spodziewała się, że wkrótce czeka ją bolesne zderzenie z wojenną rzeczywistością. Manowska już w dniu ataku Rosji na Ukrainę zadeklarowała swoją pomoc, nie tylko udostępniając zbiórki, ale aktywnie wspierając działania fundacji, z którą od dawna współpracuje.
Prezenterka TVP od kilku dni zajmuje się wyłącznie pomocą przy organizacji transportu chorych na raka dzieci z Ukrainy. Ze wsparciem fanów na Instagramie udało jej się znaleźć nocleg, dojazd i produkty pierwszego użytku dla ukraińskich rodzin.
Teraz podzieliła się szczegółami planu realizowanego w pośpiechu, ale i z wielką determinacją.
"Wygląda na to, że nam się udało. Cała misterna układanka, która wczoraj o 1 w nocy runęła, poskładaliśmy ją. Mieliśmy na to kilka godzin. Busy do Chorzowa, Zabrza, Katowic jadą do szpitali. Busy do Lublina i Warszawy też. Największy bus do Warszawy zaraz rusza. Udało się znaleźć miejsca dla osób, które jutro ruszą w dalszą drogę do szpitali na północ Polski" - wylicza na Instagramie.
Manowska nie ukrywa, że taka praca w niezwykłym napięciu i stresie mocno się na niej odbiła.
"Nie powiem, że nie miałam dziś kryzysów. I to wielu. Przez ostatnie 3 doby przekonałam się, że praca w fundacji, to gdy budzisz się o 7, masz już 20 połączeń nieodebranych, cały dzień dzwonisz i prosisz o pomoc, padasz w nocy, rano powtarzasz to samo. Przeraża mnie skala. Dziś wiele razy nie wiedziałam, jak odpowiedzieć na zadawane mi przez osoby oferujące pomoc, pytania, bo sama nie znałam odpowiedzi" - zwierzyła się.
Mimo to dziennikarka Telewizji Polskiej nie zamierza się poddawać. Jak pisze, "czuje cień spokoju". I już planuje transport kolejnych schorowanych dzieci z Ukrainy, choć emocjonalnie sporo ją to kosztuje.
"Miesza się we mnie uczucie, że udało się z uczuciem, że jednocześnie w Kijowie bombardowany jest szpital, kiedy my ratujemy dzieci" - dodała.
Poza tym Manowska obiecuje wspierać też innych ochotników, którzy zgłaszają się do niej na Instagramie z akcjami pomocowymi dla mieszkańców Ukrainy.