Marny występ Cudownego Chłopca
UWAGA! RECENZJA ZDRADZA WAŻNE SZCZEGÓŁY FABUŁY BATMAN: ARKHAM CITY.
11.06.2012 | aktual.: 29.10.2013 17:12
Akcja pierwszego fabularnego rozszerzenia rozpoczyna się tuż po zakończeniu głównego wątku Arkham City. Joker nie żyje. Batman wini siebie. Harley pragnie zemsty. By dopiąć swego, porywa kilku miejscowych policjantów (wydaje się, że w świecie Batmana przeznaczeniem policjanta jest dać się porwać) i więzi ich w Dzielnicy Przemysłowej. To oczywiście pułapka, ale Mroczny Rycerz wpada w nią zaskakująco chętnie, jakby na moment zapomniał, że jest także ,,największym detektywem na świecie". Dwa dni później, gdy z Dzielnicy wciąż brak wieści, do akcji wkracza Robin - nieco upupiony pomocnik superbohatera.
Jeżeli Arkham City było mroczną opowieścią o grze dobra ze złem (symbolizowanych przez Batmana i Jokera) i granicach kompromisów, na jakie musi iść społeczeństwo, by bronić się przed przestępczością (tytułowe więzienie jest przecież tak naprawdę piekłem produkującym zbrodniarzy), to Harley Quinn's Revenge jest już tylko głupią opowiastką o facetach w rajtuzach piorących po gębach facetów w maskach klaunów. Pozbawioną niespodzianek, inteligentnych dowcipów czy choćby błyskotliwych nawiązań do komiksowej mitologii. Plan Harley jest równie prosty, co głupi, postępowanie bohaterów niezrozumiałe (Dlaczego Batman daje się złapać? Dlaczego Robin wkracza po dwóch dniach? Dlaczego Harley nie zabija Batmana, gdy ma po temu okazję?), a nowo wprowadzona postać nie ma w sobie nic interesującego. Ba, napakowany i burkliwy Robin jest wręcz nudny - brak mu charyzmy jego
przełożonego, a bez niej okazuje się tylko kolejnym osiłkiem z dziwnym hobby.
O tym, jak kiepski jest scenariusz dodatku, niech świadczy fakt, iż jego jedynym jasnym punktem jest delikatnie zasugerowany konflikt między Batmanem a Robinem. Sprowadzono go jednak do ledwie dwóch krótkich kwestii wypowiadanych przez bohaterów mimochodem, jakby scenarzyści bali się (niepotrzebnie) przyćmić główną intrygę.
Harley Quinn's Revenge ma jednak problem nie tylko z ciekawą historią, ale i z samym Arkham City. Przez połowę trzygodzinnej gry Batman krąży po Dzielnicy Przemysłowej. Okrojona z pułapek Człowieka Zagadki, losowych wydarzeń i misji pobocznych nie ma ona jednak do zaproponowania nic, na co warto by zwrócić uwagę. Co więcej, z niezrozumiałych przyczyn akcja DLC ograniczona została tylko do tej jednej dzielnicy, odebrano więc graczowi radość eksplorowania całego miasta. Jeszcze nudniej jest, gdy wcielamy się w Robina. Pozbawiony zabawek Bruce'a Wayne'a nie może poruszać się po Arkham City, zamknięto go zatem w wąskich korytarzach kryjówki Harley. Jest ona jednak wtórna i mała, czego nie zatuszują nawet gadżety naszego bohatera - bomba błyskowa i tarcza to ciekawe dodatki, ale gra zmusza do ich wykorzystywania tak rzadko, że naprawdę łatwo o nich zapomnieć.
Najgorsze jednak, że doświadczaniu Harley Quinn's Revenge towarzyszy ciągłe uczucie rozczarowania. Owszem, okładanie zbirów po pyskach wciąż ma w sobie więcej uroku niż obie części Spider-Mana Beenoxu, ale żadna z walk nie zostaje w pamięci. Trudno zresztą oczekiwać, by było inaczej, skoro głównym bossem uczyniono zbira napakowanego Tytanem - pomniejszego minibossa jeszcze z Arkham Asylum! To DLC przypomina smutną prawdę, że gdy nie ma się nic do powiedzenia, najlepiej milczeć. Szkoda, bo po świetnym zakończeniu Arkham City autorstwa Rocksteady psuje ono tylko miłe wspomnienia.