Maria Wiernikowska: nieustraszona i niepokorna. Reporterska ciekawość wiele ją kosztowała
Maria Wiernikowska
None
Przypatrując się losom Marii Wiernikowskiej, jej imponującej karierze, burzliwemu życiu osobistemu, dawnym i obecnym poglądom oraz temu, jak dziś żyje sławna reporterka TVP, można powiedzieć jedno: to kobieta pełna sprzeczności. Skutecznie wymyka się z wszelkich ram. Trudno ją zaszufladkować.
Niedawno pojawiła się na okładce tygodnika Karnowskich, chwilę wcześniej była bohaterką "Gazety Wyborczej", gdzie bez pardonu przyznała, że ma za sobą kilka aborcji. Ciepło mówi zarówno o Krzysztofie Skowrońskim, jak i Piotrze Najsztubie. Jej ostatnia fascynacja prezesem Kaczyńskim sprawiła, że zyskała przydomek "lewicowej PiS-ówy". Historia jej zawodowej kariery jest równie zaskakująca. Dziennikarka, która jest laureatką najbardziej prestiżowych nagród, przez lata pracowała nie tylko w polskich, ale i zagranicznych mediach oraz relacjonowała wydarzenia z ogarniętych wojną krajów, nieoczekiwanie straciła pracę.
Choć jako korespondentka niejednokrotnie narażała swoje życie, jej karierę wywrócił jeden reportaż, który nie był po myśli politycznym decydentom. Słynny materiał o talibach w Klewkach, najpierw długo nie mógł trafić na antenę, później sprawił, że przypięto jej łatkę wariatki. Kiedy zabrała się za burmistrza Szprotawy, związanego z SLD, ostatecznie postawiono na niej krzyżyk. Wyleciała z Woronicza, z dnia na dzień tracąc większość środków do życia.
Jak z żalem wyznaje, telewizja publiczna marnotrawi ludzi, bo choć wciąż mogłaby tworzyć poruszające reportaże, dla przełożonych była po prostu niewygodna.
KŻ/AOS