Maria Rotkiel z "Wyjdź za mnie": "Wystarczy jedna impreza, by się zakochać"

Ślub w kilka tygodni? Dla Polsatu to nie problem. "Wyjdź za mnie" to program, w którym dwanaścioro uczestników wprowadza się do "Domu Zaręczyn" z nadzieją na miłość. Wspiera ich m.in. psycholog Maria Rotkiel, która w rozmowie z Wirtualną Polską zdradza szczegóły programu.

Maria Rotkiel z "Wyjdź za mnie": "Wystarczy jedna impreza, by się zakochać"
Źródło zdjęć: © Materiał prasowy | Polsat

23.03.2018 | aktual.: 23.03.2018 12:19

Pierwszy odcinek był pełen emocji - szczególnie wieczorna impreza przy basenie, w trakcie której uczestnicy mogli się lepiej poznać. Widzowie mogli obserwować pierwsze randki, błysk w oku u jednych, a u innych wybuch złości. Kiedy emocje sięgały zenitu, w pobliżu byli psychologowie - Tomasz Kozłowski i Maria Rotkiel, która w rozmowie z nami wyjawia, że miłość w ekspresowym tempie jest możliwa.

Obraz
© Materiał prasowy | Polsat

Oskar Netkowski, Wirtualna Polska: Czy można znaleźć miłość w tak krótkim okresie, jak czas powstawania programu telewizyjnego?

Maria Rotkiel: Oczywiście! Tak jak w życiu codziennym. Spotykamy kogoś i zakochujemy się niekiedy błyskawicznie. Wystarczy jeden wyjazd, jedna impreza, jeden wieczór. Zakochać można się od pierwszego wejrzenia, a dalsza część historii to dbanie o relację i pielęgnowanie uczucia. W tym programie dajemy ludziom szansę, aby się poznali, zakochali się, zauroczyli w sobie i podjęli decyzję, że dają sobie szanse. W "Wyjdź za mnie” jest o tyle prościej, że biorący udział w produkcji mogą skoncentrować się na sobie. Nie ma pracy, przyjaciół, którzy się wtrącają czy rodziny, która doradza. Uczestnicy są daleko od codziennych obowiązków i stresów, mają możliwość otworzyć się na uczucia i inne osoby. To moim zdaniem bardzo sprzyjające okoliczności, aby zrozumieć siebie i to co się czuje. W tym "wirze codzienności” jesteśmy zagłuszani i trudno jest się zaangażować w relacje. Poza nielicznymi wyjątkami, ja i Tomasz Kozłowski w "Wyjdź za mnie” nie podejmujemy decyzji. Głównymi bohaterami i decydentami są osoby, które zgłosiły się do tej produkcji. My im doradzamy i pomagamy w "Domu Zaręczyn".

Jaki jest ten program?

To program, który pomaga osobom chcącym zbudować relacje, spotkać swoją drugą połówkę. W efekcie – zakochać się, zaręczyć i pobrać. Tu, w Hiszpanii jesteśmy daleko od codzienności, stresu i złych doradców. Od przyjaciół, którzy nie zawszę są dobrym głosem w sprawie. Uczestnicy mają niepowtarzalną okazję do tego, żeby skoncentrować się na uczuciach, na drugiej osobie i na tym, czego oczekują od relacji. Wszystko, co normalnie trwa miesiącami, tutaj jest kwestią tygodni albo dni. Tutaj mogą uważniej podejmować decyzje dotyczące ich relacji, bez zbędnych rozpraszaczy, które zbijają nas z tropu w codziennym życiu.

Obraz
© Materiał prasowy | Polsat

Jak to?! Nie powinniśmy słuchać rodziny i przyjaciół?

Są różnymi doradcami. Czasami bardzo dobrymi, bo widzą więcej niż my. A czasami doradzają nam przez pryzmat swoich doświadczeń. Odnoszą naszą sytuację do własnych przeżyć. Tym samym powołują się na własny wewnętrzny lęk. To naprawdę indywidualna kwestia, którą powinniśmy rozstrzygnąć sami ze sobą. Na co dzień jesteśmy rozpraszani wieloma bodźcami. Tu nam ktoś doradza jedno, a tu nam przyjaciółka mówi, że każdy facet to dziecko, i że każdy jeden zdradza. Za chwilę swoje 5 groszy dorzuca mama, która mówi, że facet powinien zarabiać więcej i mieć dobrą pracę. W tym codziennym szumie trudno podjąć dobrą decyzję. Zdanie rodziny ma znaczenie, bo może wskazywać, uczulać na coś, co nam umyka. Ale niestety często jest dodatkowym czynnikiem, z powodu którego my sami nie możemy się skoncentrować. Pół dnia gadamy z przyjaciółką, która żali się na własne problemy, wracamy z pracy, nie mamy na nic siły i tak pozbawiamy się koncentracji. Ten program, to wspaniała okazja, żeby się na chwilę zatrzymać, zastanowić. Bez czynników i osób które mówią bardziej o sobie, niż o nas. To, co niedobre u naszych doradców, to fakt, że chcą dobrze, ale opowiadają własną historię, przelewając ją na naszą sytuację. Własne niepokoje i lęki przenoszą na nas. Jedna połowa naszych znajomych jest po rozwodzie, druga zastanawia się nad sensem własnego związku – te osoby nie pomogą nam obiektywnie rozstrzygnąć wewnętrznego sporu. Wniosek jest jeden: słuchajmy przede wszystkim siebie.

Czy naprawdę wierzy pani, że ten program połączy pary na całe życie?

Opuszczamy Hiszpanię z myślą, że pary, które się ze sobą połączyły, będą szczęśliwe. Ci, którzy drugiej połówki nie znaleźli, nie są do końca pokrzywdzeni. Dużo dowiedzieli się o sobie samych. Mieli warunki do tego, żeby zastanowić się nad tym, nad czym nie skupiali się na co dzień. Pamiętajmy, że wszystko co dzieje się wokół nas, to nie kwestia szczęścia lub jego braku, ale decyzji. To kwestia również tego, czy boimy się bliskości. To jeden z największych atutów tego programu. Każdy z uczestników wrócił do Polski z wiedzą na temat samego siebie. Jak kierował swoim życiem, i co powinien zmienić w sobie, żeby zmienić swoje życie. To nie kwestia ani wiary, ani magii. To kwestia tego, że istnieją pewne okoliczności, które sprzyjają budowaniu relacji i warto z nich korzystać. Warto mieć odwagę, żeby te szanse wykorzystać. To, na ile te związki czy małżeństwa będą trwałe, zależy od tego, na ile nasi uczestnicy będą w stanie o nie dbać – to wszystko zależne jest od nich indywidualnie. To, jak te pary będą radziły sobie w codziennym życiu, to inna historia. Żeby relacja mogła się zadziać, to trzeba przede wszystkim zacząć być ze sobą. Ważnym aspektem jest to, na ile mają w sobie empatii i na ile są świadomi, że o relacje trzeba dbać. Jak o nią nie dbamy, to żadne okoliczności nie pomogą nam w tym, żeby ta się utrzymała. Zatem ten program zdecydowanie uczula, jak dbać o relacje.

Obraz
© Materiał prasowy | Polsat

Zatem jak możemy dbać o relację?

Odpowiednia komunikacja, dbanie o drugą osobę, umiejętność słuchania siebie wzajemnie, zdolność do kompromisów. Okoliczności to nie wszystko, trzeba sobie zdać sprawę, co w budowaniu relacji jest najbardziej istotne. A to, czy uczestnicy programu będą potrafili przekuć to w nawyk, to ich decyzja. My dajemy narzędzia, a czy będą potrafili z nich skorzystać, to inna sprawa.

Nie ma pani obaw, że to wszystko dzieje się za szybko? Parę tygodni, to mało czasu, żeby dobrze poznać drugiego człowieka…

Obawy mogą być tak samo, jak w życiu codziennym. Zaskoczę pana, ale to nie tempo jest czynnikiem decydującym o trwałości relacji. Są związki, które budowały się latami i nie były trwałe. Znam też takie, które budowały się krótko i były bardzo mocne. Czynnikiem decydującym może być jedynie samoświadomość i odwaga. Jeżeli będziemy się bali bliskości z drugą osobą, to będziemy próbowali sabotować, uciekać, wybrzydzać – to nie jest droga do szczęśliwego związku. Zawrotne tempo w programie, w mojej opinii działa jedynie na korzyść uczestników, ponieważ zauważam ogromną motywację do zbudowania relacji wśród osób, które na co dzień mogłyby się bać to zrobić. Większość z nas się boi. To normalne. Ale tutaj w Hiszpanii, uczestnicy mają okazję i warunki, które nigdy więcej mogą się nie powtórzyć. Często podejmujemy decyzje, których normalnie byśmy nie podjęli. Chodzi o to, żeby dać sobie szansę, a później budować relację i o nią dbać.

Obraz
© Materiał prasowy | Polsat

Mówi się, że 3 miesiące, to czas, który weryfikuje wszystko. Albo się w sobie zakochamy, albo ze związku nici.

Absolutnie nie kierowałabym się jakimiś przedziałami czasu. Każdy jest inny, więc tempo to naprawdę kwestia indywidualna. Znam pary, które są ze sobą kilka lat i nadal nie wiedzą, czy kochają drugą osobę. To kwestia tego, czy rozumiemy siebie samych. Jeżeli nie rozumiemy, to nawet 30 miesięcy może nie wystarczyć.

Czy kilka tygodni wystarczy, żeby zaufać drugiemu człowiekowi?

Każdy powinien odpowiedzieć na to pytanie sam przed sobą. Im więcej mamy za sobą trudnych historii, im bardziej nas zraniono, tym więcej czasu potrzebujemy na zbudowanie zaufania. Wiadomo, buduje się je z czasem, ale nie ma kryteriów, które mówiłyby o tym ,czy są to 2 miesiące czy 13 lat. Jeżeli jesteśmy odważni, to możemy bardzo szybko obdarować drugiego człowieka kredytem zaufania. To wypadkowa naszej pewności siebie. Jeżeli wiemy, że poradzimy sobie z porażką, to możemy powiedzieć, że jesteśmy pewni siebie. Wtedy szybciej obdarzymy kogoś zaufaniem. Jeżeli natomiast boimy się życia, boimy się ludzi, to będziemy zwlekali. A z taką postawą nigdy związku nie stworzymy. Kredyt zaufania dajemy drugiemu człowiekowi na początku. Za 10 lat może się zdarzyć, że zobaczymy tego człowieka w zupełnie innym świetle. Definicja zaufania? Dla mnie brzmi tak: „Okej, dajmy sobie szansę. Spróbujmy razem coś zbudować.”

Obraz
© Materiał prasowy | Polsat

A co powie pani na tezę, że ktoś, kto zdradził raz, już zawsze będzie to robił?

Nie zgadzam się absolutnie z takimi tezami, które wykluczają możliwość zmian. Ludzie się zmieniają. Za dużo widziałam w życiu procesów, w których dochodziło do ogromnych przemian życiowych. Gdyby ludzie się nie zmieniali, to nie budowalibyśmy związków. Ktoś kto kłamie, zawsze będzie kłamał? Zmieniamy się pod wpływem doświadczeń. A żeby taka zmiana była głęboka i dotyczyła systemu wartości, czy nawyków, to musi być to mocne doświadczenie, przełomowe wręcz. Na przykład pod wpływem strat, straty partnera, czy nieodnalezienia się w związku, bycia samemu – czasem to terapia, która pozwala zrozumieć, dlaczego boimy się bliskości. Gdybym nie wierzyła, że ludzie się zmieniają, to zmieniłabym zawód.

Czego uczy ten program?

Żeby w pierwszej kolejności starać się zrozumieć siebie. To ważne, żeby wiedzieć coś o sobie, swoich uczuciach, emocjach. Musimy oddzielać swoje emocje od siebie. Wkraczając w nowy związek należy kierować się tym, że chcemy budować z drugą osoba relację, a nie robić na złość swojemu byłemu. Nie rozumiemy bardzo często swoich motywacji. Okoliczności programu sprawiają, że nasi uczestnicy są w stanie wsłuchać się w siebie, przyglądać uważnie drugiej osobie.

Obraz
© Materiał prasowy | Polsat

Ten program do złudzenia przypomina mi taktykę, którą stosuje się na portalach randkowych. Szybko i intensywnie.

Moje nastawienie do portali randkowych jest pozytywne. W ogóle, na wszystkie okazje, które pomagają nam kogoś poznać jestem otwarta. Tylko jest jedno "ale”. Trzeba robić to z głową. Ostrożnie. Social media, portale randkowe są jak wyjścia na imprezę do klubu. Można zrobić to z głową i sensownie, a można się wpędzić w kłopoty. To kwestia tego, na ile jesteśmy uważni i roztropni. Im więcej sposobów na poznanie drugiej połówki, tym lepiej! To od nas zależy, jak z tych sposobów skorzystamy.

Co na planie programu przysporzyło pani, jako terapeutce najwięcej problemów?

Nie mówiłabym tutaj o problemach, a o wyzwaniach. A takowym było na pewno, żeby zachować dystans i być obiektywną. Mam tendencję do angażowania się w czyjąś sytuację. Łatwo się wzruszam i tracę dystans, który mógłby mnie chronić. Były pary, którym bardzo kibicowałam, ale decyzja była w ich rękach. Wyzwaniem było, żeby je motywować, ale jednocześnie robić to z dużym wyczuciem. Musiałam pamiętać także o tym, że to nie są dzieci, tylko dorośli ludzie. Mają prawo do swoich decyzji i błędów. Nie ukrywam, że im bliżej poznawałam tych ludzi, tym zaangażowanie było większe. Mogę śmiało powiedzieć, że w programie mierzyłam się z podobnymi trudnościami, co w mojej codziennej pracy.

Obraz
© Materiał prasowy | Polsat

Czy panią jest w stanie zdziwić jeszcze jakieś zachowanie występujące wśród par?

Jestem zaskoczona zwrotami akcji wśród uczestników. Jestem zaskoczona tym, że byłam prawie pewna kilku ich decyzji, a oni bardzo mnie zaskoczyli. Byłam w szoku, bo myślałam, że po tylu latach pracy i rozleniwienia się, umiem przewidzieć pewne sytuacje, że umiem prognozować, a nasi uczestnicy często pokazywali mi, że nie zawsze tak jest. Całe życie się uczymy i należy pamiętać, że człowiek jest nieprzewidywalny. Wydaje się nam, że jesteśmy znawcami ludzkiej psychiki, że wiemy, jak potoczą się czyjeś losy – bzdura. Ten program dał mi lekcję pokory.

Co myśli pani o tym, że coraz więcej ludzi dzisiaj decyduje się na terapię u psychologa?

To ciekawa przygoda. A to dlatego, że możemy poznać siebie, jak kogoś zupełnie nowego, kogoś, kogo jesteśmy ciekawi. Czasami dziwnego, czasami śmiesznego, a innym razem nieznośnego – czyli siebie samego. Terapia jest także formą leczenia. Jeżeli mamy destrukcyjne wzorce zachowań, to trzeba to zmienić. A drugim celem terapii jest zrozumienie siebie. Dowiedzenie się przed czym uciekamy, czego się boimy. Brniemy w idiotyczne sytuacje, więc terapia ma za zadanie pomóc nam zmienić wzorce zachowań, wedle których postępowaliśmy do tej pory.

Obraz
© Materiał prasowy | Polsat

Komu zadedykowałaby pani ten program?

Ten program to szansa dla wszystkich osób, które chcą poznać swoją druga połówkę i zbudować związek. A więc dla wszystkich tych, którzy trochę się boją i uważają, że trudno jest znaleźć kogoś odpowiedniego.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (22)