Maria Pakulnis: Codziennie stykała się z chorobami i śmiercią...
Dzieciństwo miała smutne i traumatyczne. Nieraz cierpiała głód i ubóstwo. Nerwowa, skromna i zakompleksiona dziewczyna od najmłodszych lat ciężko pracowała, by zarobić na swoje utrzymanie. Była zdana wyłącznie na siebie. Gdy podrosła, szkolono ją do zawodu pielęgniarki, co miało ogromny wpływ na jej życie. Codziennie stykała się z chorobami i śmiercią...
Była zdana wyłącznie na siebie...
Ale wkrótce los się do niej uśmiechnął. Na swojej drodze spotkała ludzi, którzy w nią uwierzyli i pomogli odnaleźć wewnętrzną siłę.
Dziś jest prawdziwą gwiazdą, cenioną i nagradzaną aktorką. I choć z nadzieją patrzy w przyszłość, nigdy nie zapomniała o swoich korzeniach. W lipcu Maria Pakulnis skończyła 58 lat
''Doświadczyłam głodu, totalnej biedy''
Urodziła się w Giżycku w 1956 roku. Podczas wojny jej ojciec trafił do obozu na Syberii i to zmieniło go na zawsze.
Jej rodzice nie potrafili odnaleźć się w nowej rzeczywistości i nawet jako mała dziewczyna Pakulnis często była zdana wyłącznie na siebie.
- Jako dziecko tego nie rozumiałam. Wracałam do domu, a tu drzwi są otwarte i nikogo w domu nie ma. Dowiadujesz się od sąsiadów, że ojca nie ma, a pogotowie zabrało matkę. Nie ma nic do jedzenia. Miałam poczucie potwornego, nieustającego strachu i totalnego braku bezpieczeństwa. Mam te lęki do dzisiaj. Doświadczyłam głodu, totalnej biedy. Moje dzieciństwo tkwi we mnie jak zadra. Nie rozliczyłam się z nim. Od dziecka wiodłam samotne i dorosłe życie – dodawała Pakulnis.
''Rozerwało mu serce''
Te trudne i ciężkie lata nie pozostały bez wpływu na jej charakter. Sprawiły, że Pakulnis wciąż nie potrafi odnaleźć wewnętrznego spokoju, z trudem przychodzi jej uwierzenie we własne siły i osiągnięcia. Była jednak silna i udało się jej przetrwać najgorsze czasy. Jej brat nie znalazł w sobie tyle chęci do życia.
- Do dzisiaj nie do końca wierzę w swój sukces. Nigdy nie mam pewności, że zrobiłam coś dobrze. Jestem pełna lęku i strachu. Dopiero ludzie mnie upewniają, pogłaszczą po głowie – mówiła w Gali.
- Jeżeli człowiek od małego musi dawać sobie radę w życiu, dławi w sobie ból i strach, wtedy twardnieje. Jeżeli sobie nie poradzisz, giniesz. Tak jak zginął mój brat. Potrzebował wsparcia, rodziny, ojca. Był najwrażliwszy z nas wszystkich. W wieku Chrystusowym, w czasie kiedy urodził mu się syn, zmarł na zawał. Rozerwało mu serce.
''Miałam zostać pielęgniarką, a nie aktorką''
Nie spodziewała się, że zrobi karierę na wielkim ekranie. Nie ciągnęło jej do występów, przeciwnie, bała się publiczności, była introwertyczką, nade wszystko ceniła sobie samotność.
- Ja byłam chorobliwie nieśmiała – opowiadała w Na żywo. - Zbyt zamknięta w sobie, by udzielać się np. w szkolnych teatrzykach, recytować wiersze przed rodziną czy tańczyć. Wybierałam raczej samotne zabawy. Szłam do ogrodu, czytałam jakąś książkę i bawiłam się swoją wyobraźnią. Ogród stawał się łodzią podwodną, inną planetą albo zaczarowanym miejscem. Miałam zostać pielęgniarką, a nie aktorką.
''Uczestniczyłam przy narodzinach, a także przy śmierci''
Do aktorstwa namówiła ją nauczycielka. To za jej radą Pakulnis zdecydowała się zrezygnować z pielęgniarstwa i złożyć papiery na PWST.
- Niewiele brakowało, a bym tu w ogóle nie przyjechała – opowiadała w Gali.* - Rodzina nie miała pieniędzy na moje studia. Miałam iść do pracy, po to skończyłam 5-letnie liceum medyczne, żeby mieć zawód, zarabiać na życie i pomagać rodzinie* - tłumaczyła aktorka.
- Moja kochana polonistka Krysia Drab, odmieniła moje życie – dodawała w Na żywo.* - Powiedziała: „Idź, spróbuj spełnić swoje marzenia!”. Jednak jadąc na egzamin do szkoły teatralnej, nie miałam poczucia, że muszę o coś zawalczyć. Pięć lat uczyłam się przecież jak być siostrą miłosierdzia. Liceum medyczne przypominało otwarty zakon. Nie wolno było się malować, sprawdzano, czy mamy obcięte paznokcie. Podczas praktyk w szpitalu przeszłam przez wszystkie oddziały. Uczestniczyłam przy narodzinach, a także przy śmierci.*
''Byłam dziewczyną z prowincji''
- Byłam dziewczyną z prowincji. Przed podróżą do Warszawy nigdy nie wyjeżdżałam z Giżycka – opowiadała w Na żywo.
Nigdy jednak nie pożałowała swojej decyzji. Studia na PWST ukończyła w 1980 roku.
Niewątpliwie. Ze sceny teatru trafiła prosto na plan filmowy. Już na samym początku kariery zaczęła współpracować z najbardziej cenionym reżyserami. W 1985 roku za „Jezioro Bodeńskie” otrzymała swoją pierwszą prestiżową nagrodę. W latach 90. wystąpiła w serialu „Ekstradycja” i jako niebezpieczna Nadieżda zapisała się na dobre w pamięci widzów.
Krzywdząca etykietka
Postacie, które grała najczęściej – silne, zdecydowane kobiety – wpłynęły na to, jak odbierają ją widzowie. Pakulnis uchodzi za aktorkę z charakterem, trudną we współpracy. Sama zapewnia, że ta charakterystyka jest mocno nietrafiona.
- Można bardzo łatwo skrzywdzić człowieka jedną przypiętą łatką. Potem zła opinia ciągnie się przez lata. Mnie przypięto etykietkę osoby, z którą się trudno pracuje – mówiła ze smutkiem w Gali.
- To absolutna bzdura, ale ta opinia powodowała kłopoty zawodowe. Porozmawiaj z kimkolwiek z ekip, z którymi pracuję, z reżyserami. Przyjaźnimy się, mamy dobre wspomnienia - broni się Pakulnis.
''Nigdy nie pozwoliłam sobie na bycie gwiazdą''
- Ja nigdy nie pozwoliłam sobie na bycie "gwiazdą" w powszechnym rozumieniu tego słowa. To znaczy: nie sprowadzałam sensu życia do tego, aby godzinami leżeć w pachnącej pianie, z maseczką na twarzy po to, by wieczorem zrobić oszałamiające wrażenie. Przez lata prowadziłam normalny dom, byłam żoną i matką – opowiadała w Kurierze Porannym.
W 2008 roku przeżyła osobistą tragedię. Zmarł jej mąż Krzysztof Zaleski. Aktorka długo nie mogła otrząsnąć się po jego śmierci. Wyznawała, że to dzięki niemu wreszcie poczuła się bezpiecznie.
- Mój mąż był erudytą. Potrafił rozmawiać z każdym, zaczynając od profesora, na dozorcy kończąc. Mieć przy sobie człowieka o tak nieprawdopodobnej wiedzy na każdy temat, było wielką radością. Krzysztof pogłębił moją pasję do teatru, do pracy w zespole. Nasz dom zawsze był otwarty. Kipiało w nim od dyskusji, nocnych „nasiadówek” - mówiła w Na żywo.* - Ten dom żył. I nadal żyje, choć Krzysztofa już nie ma.* (sm/gk)