To były jego ostatnie słowa
Początkowo chorym mężem, wymagającym całodobowej opieki,* zajmowały się żona i dwie pielęgniarki.* Jednak choroba, mimo terapii i leków, nie zwalniała. Jak pisze Na żywo Walczewski z czasem przestał kojarzyć domowe sprzęty. Zalał kuchnię, podpalił piwnicę, a nawet spadł ze schodów…Niemirska podjęła bolesną, ale słuszną decyzję – aktora przeniesiono do prywatnego domu opieki.
Tam, pod specjalistyczną opieką, spędził ostatnie pięć lat życia. Ukochana żona odwiedzała go niemal każdego dnia, czuwając przy jego łóżku.
- Codziennie się z nim żegnałam. To było straszne patrzeć, jak najukochańsza osoba traci rozum - mówiła aktorka. - Przyszłam do niego, stanęłam przy drzwiach, a jemu oczy się powiększyły i mówi: „Małgolku, jakaś ty piękna”. Pielęgniarki zdębiały, ja się spłakałam, bo on już przecież nie mówił od dawna - tak Niemirska wspomina ostatnie słowa męża.
Marek Walczewski odszedł 26 maja 2009 roku. Wbrew propozycji ZASP-u ciało artysty nie spoczęło na Powązkach, ale w podwarszawskich Pyrach. (gk/mf)