Marek Torzewski dziś wstydzi się tego, jak zareagował na chorobę
- Nowotwór to straszna choroba. Walka z nią była trudnym i druzgocącym doświadczeniem zarówno dla mnie, jak i mojej rodziny - wyznał w rozmowie z jednym z portali Marek Torzewski. Dziś znany tenor czuje się gotowy nie tylko do powrotu na scenę, ale i do tego, by opowiedzieć o tym, przez co przeszedł.
Marek Torzewski dziś wstydzi się tego, jak zareagował na chorobę
O swoich bolesnych doświadczeniach sprzed kilku lat Marek Torzewski opowiedział z wywiadzie dla Plejady. Lekarze dawali mu ok. 8 proc. szans na to, że pokona raka. Kiedy cztery lata temu artysta usłyszał diagnozę, załamał się.
Choć ani on sam, ani jego bliscy nie zdradzili, na co konkretnie choruje, wiadomo było, że zmagał się ze złośliwym nowotworem. Dopiero dziś jest w stanie opowiedzieć o tym, jak wyglądały jego zmagania z chorobą.
Gwiazdy, które przyznały się do depresji
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" omawiamy 95. galę wręczenia Oscarów. Czy werdykt jest słuszny? Kto był największym przegranym? Jakie kreacje gwiazd nas zachwyciły? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.
Fatalnie przyjął diagnozę
Nie tylko choroba, ale i zalecana Torzewskiemu początkowo terapia, przybiły znanego tenora. Dziś wokalista mówi o tym wprost: - Powinienem podejść do tego po męsku, wziąć to na klatę i walczyć z chorobą z podniesioną głową. Ale nie byłem w stanie - wyznał dziennikarzowi wspomnianego serwisu.
Tym samym potwierdził słowa swojej żony, która tak mówiła o stanie męża po usłyszeniu diagnozy w jednym z wywiadów. "[...] Zrezygnował z walki o siebie. [...] Mąż zamknął się nawet na mnie, nie chciał rozmawiać z nikim" - opowiadała Barbara Torzewska.
Bał się operacji
Ciosem była zarówno choroba, jak i zalecana śpiewakowi operacja, która dawała najlepsze szanse na pokonanie nowotworu. Cena, jaką musiałby zapłacić jednak tenor, była wysoka.
"Nie wyobrażałem sobie, że po takiej operacji mógłbym jeszcze wejść na scenę i zaśpiewać. Wyeliminowałaby mnie ona z mojego zawodu. I nie chodziło o to, że mógłbym mieć po niej problemy z głosem. Nic z tych rzeczy. Po prostu wiedziałem, że odbiłaby się ona na mojej psychice i tak by mnie zdołowała, że nie byłbym w stanie już występować przed ludźmi. A tego nie chciałem, bo nie wyobrażam sobie życia bez koncertów" - czytamy w najnowszym wywiadzie z tenorem.
Dziękuje Bogu za powrót do zdrowia
To dlatego Torzewski nie przystał na propozycję medyków i zdecydował się na eksperymentalny sposób leczenia. Ten, ku zaskoczeniu lekarzy, przyniósł skutek i remisję choroby. Śpiewak nie odmawia zasług medykom, ale za powrót do zdrowia jest wdzięczny przede wszystkim Bogu.
- Ja jestem katolikiem, wierzę w Boga i uważam, że On pomógł mi wyjść z choroby. Ręka boska zadziałała. Ale złożyło się na to też wiele innych czynników, chociażby to, że trafiłem na takiego, a nie innego lekarza, poddałem się takiej, a nie innej terapii, a przede wszystkim, że cały czas mogłem liczyć na wsparcie najbliższych, czyli mojej żony Basi i córki Agaty - powiedział Plejadzie Torzewski.
Dziś wstydzi się swojego zachowania
Z perspektywy czasu Marek Torzewski nie najlepiej ocenia to, jak przyjął wiadomość o chorobie i jak potraktował wtedy swoich bliskich. - Pogodzenie się z diagnozą zajęło mi jakieś półtora miesiąca. Dziś wstydzę się tego, jak wtedy się zachowywałem - wyznał, dodając, że nie doceniał początkowo ani cierpliwości, ani empatii ze strony żony czy córki.
Przełomem okazała się rozmowa z tą ostatnią, która przypomniała ojcu, że musi jeszcze zaśpiewać na jej ślubie. To wtedy tenor zebrał w sobie siły, by stawić czoła wyzwaniu, jakim jest choroba.
Dziś, po czterech latach od usłyszenia diagnozy, Marek Torzewski czuje się zdrowy i w pełni sił. Podkreśla jednak, że choroba już na zawsze zostawiła w nim ślad.