Marek Torzewski miał raka. Lekarze nie dawali mu praktycznie szans
21.09.2022 17:58, aktual.: 21.09.2022 21:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Marek Torzewski wraz z żoną Barbarą w ostatnim wywiadzie opowiedzieli otwarcie o najtrudniejszym okresie w swoim życiu. Muzyk przyznał, że zmagania z ciężką chorobą całkowicie zmieniło jego postrzeganie świata.
Trzy lata temu Agata, córka Marka Torzewskiego, wyznała, że jej ojciec walczy z nowotworem złośliwym. - Leczenie trwa. Nie chcę wchodzić w detale, ale jest to rak złośliwy [...]. Sytuacja nie jest łatwa dla niego i całej rodziny. Nikt nie jest przygotowany na taką chorobę, a to wszystko trwa już parę długich miesięcy - mówiła wówczas. To właśnie ona przekonała muzyka do chemioterapii. Która na szczęście zadziałała.
Teraz w rozmowie z Krystyną Pytlakowską na łamach "Vivy!" tenor wraz z żoną Barbarą opowiedzieli o trudnych dla siebie chwilach. Torzewski przyznał, że teraz zupełnie inaczej patrzy na świat i na ludzi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Zmieniłem się. Pojawiła się u mnie wiara w cuda. Zresztą nie chcę o tym mówić, ale gdybym zdecydował się wtedy na operację, może bym przeżył, a może nie. Ale na pewno nie mógłbym wykonywać swojego zawodu. Zrezygnowałem więc z zabiegu, chociaż mnie na niego namawiano. Teraz mogę już na spokojnie o tym rozmawiać, bo minęły cztery lata, a ja żyję i rak się wycofał. Ale kiedy zachorowałem, znalazłem się w zupełnie innym świecie, jakby w jakiejś malignie. Stałem się obojętny na wszystko, na wszystkich, na cały świat - powiedział.
Przez półtora miesiąca nie odzywał się do nikogo. Jednak z jego stanu wyciągnęły go żona i córka.
- To był najtrudniejszy okres w moim życiu i w małżeństwie. Marek prawie tego nie pamięta, ale było to coś strasznego. I nadal mówienie o tym jest dla mnie bardzo trudne. Wtedy odnosiłam wrażenie, że nic dla Marka nie znaczę. Prosiłam: "Mareczku, zrób to dla mnie", a on się nie odzywał, był gdzieś daleko, nieobecny. To nie był mój Marek. Myślałam, że oszaleję. Schował mi wszystkie telefony komórkowe, abym nikomu nie opowiadała o tym, co się z nim dzieje. Chciał to zachować w tajemnicy - wyznała Barbara Torzewska.
Śpiewak wyznał, że do dziś ma wyrzuty sumienia z powodu swojego zachowania. Żona nie ma mu tego jednak za złe.
- Cieszę się, że wrócił i że pozwolił sobie pomóc. Poruszyłam niebo i ziemię, znalazłam najlepszych profesorów, ale on nie chciał z tego korzystać. To był złośliwy rak, tylko że w fazie początkowej, i został zaatakowany eksperymentalną metodą – chemią i radioterapią. Lekarze dawali 10 proc. szansy, że mąż przeżyje. Ale mówili: "Uczepimy się wszystkiego". A po jakimś czasie się okazało, że guz się zmniejsza. Mijają już cztery lata. Marek cały czas jest pod kontrolą, a guz się w ogóle wycofał. Inni pacjenci otrzymali też nadzieję. Ta metoda leczenia została wdrożona również w innych szpitalach - wyjawiła żona Tenora.
Przypomnijmy, że Marek Torzewski urodził się w 1960 r. w Rogoźnie w Wielkopolsce. W wieku 23 lat przeprowadził się do Łodzi, gdzie zaczął występować w Teatrze Wielkim. Następnie rozpoczął karierę poza granicami kraju. Śpiewał w La Scali w Mediolanie, a na przełomie pod koniec lat 90. występował również w Belgii, Francji i Portugalii.
Torzewski największy rozgłos zdobył za sprawą utworu "Do przodu Polsko!", który długi okres pełnił funkcje nieoficjalnego hymnu reprezentacji Polski w piłce nożnej. Muzyk zahaczył również o politykę, gdy w 2004 r. kandydował do Parlamentu Europejskiego z listy Platformy Obywatelskiej.
W odcinku specjalnym podcastu "Clickbait" wyliczamy największe niespodzianki i rozczarowania festiwalu filmowego w Gdyni. Po raz pierwszy przesłuchujemy gości. Piotr Trojan opowiada o kulisach kręcenia "Johnny’ego", a Waleria Gorobets o tym, jak powstawała szalona "Apokawixa". Co zdradzili? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.