"Mam talent". Uczestnik show w rozmowie z WP: mogę zagrać z Agnieszką w palanta
- Chciałbym pogodzić się z produkcją, zrobić razem jakiś materiał. Możemy zagrać np. z Agnieszką w palanta, skoro już padły takie słowa w programie. Przegrany przeprosi za to, co stało się w odcinku - mówi w rozmowie z WP Tomasz Baran, uczestnik "Mam talent", który wywołał sporo kontrowersji.
25.11.2019 14:47
Tomasz Baran wystąpił w ostatnim odcinku "Mam talent", po którym na długo zostanie zapamiętany przez widzów. Uczestnik show chciał zaproponować wspólny trick Agnieszce Chylińskiej, na co się nie zgodziła. Jak opisywaliśmy, Tomasz nie powstrzymał się od komentarza, przez co produkcja musiała szybko zareagować i prawdopodobnie wyłączyć mu mikrofon. - Mi jest przykro, że dopuściliśmy cię do półfinału, bo zachowujesz się jak palant - powiedziała Agnieszka Chylińska.
Internauci są dziś podzieleni. Jedni uważają, że to Baran przekroczył granicę, inni, że to rodzinne show i jurorka nie powinna uciekać się do aż tak ostrych komentarzy.
Udało nam się skontaktować z Tomaszem, który zdradził nam nieco więcej szczegółów. Podkreśla, że nie chce zostawić po sobie negatywnego wrażenia.
- Zależy mi, żeby pogodzić się z Agnieszką. Przed kamerami czy z dala od nich. Ta sytuacja ruszyła moje serce, bo nie jestem palantem. Mam dobre serce, jestem dobrym człowiekiem. Chciałbym to jakoś rozwiązać - mówi nam.
- Niepotrzebnie wylał się hejt na Agnieszkę. Chciałbym pogodzić się z produkcją, zrobić razem jakiś materiał. Możemy zagrać np. z Agnieszką w palanta, skoro już padły takie słowa w programie. Przegrany przeprosi za to, co stało się w odcinku. Pisałem już o tym na swoim fanpage'u na Facebooku, ale nie wiem, czy produkcja się na coś takiego zdecyduje. Podejdą do tego z dystansem, czy będę mieć problemy - opowiada.
Zapytaliśmy, co takiego chciał powiedzieć, że skończyło się to awanturą na oczach widzów i gości w studiu.
- Moje zachowanie nie było obraźliwe. To były żarty z dystansem. Ktoś by pewnie powiedział, że mało śmieszne. Komuś by się nie spodobały. Przeszłoby to bez echa. Produkcja wyłączyła jednak mój mikrofon. Jeszcze przed występem powiedzieli mi, że nie można przekraczać żadnych granic, żeby nie było wulgaryzmów i obrażania. Gdy wyłączyli mi mikrofon, nie miałem możliwości dokończyć tego, co chciałem powiedzieć. Wszyscy zdążyli usłyszeć na wizji, że coś mówię o Agnieszce, ale nawet nie dokończyłem. Chciałem odnieść się po prostu do całej formy tego show - komentuje.
Tomasz nie ma stuprocentowej pewności, że produkcja wyłączyła mu mikrofon intencjonalnie. Miał sygnał, że być może sprzęt zepsuł się podczas wykonywania jednego z tricków.
- Pewnie bali się, że powiem coś za mocnego - opowiada.
Tomasz chciał, by Agnieszka wzięła udział w występie. Ale co dokładnie miałaby zrobić? Tomasz w rozmowie z WP wyjaśnił, że zaplanował trick z jurorką.
- Jest taki trick z ogniem przy użyciu dezodorantu. Agnieszka podpaliłaby piłkę, a ja zakręciłbym tą piłką. Tłumaczyłem producentom, że jeśli zrobimy to na próbie, to nic się nie stanie. Wiedziałem, że to jest bezpieczne, bo robiłem to już z innymi ludźmi. Nie pozwolili mi nawet z nią spróbować. Spray wytwarza ogień, który otacza piłkę. Trudno się tym poparzyć. Robiłem to już, naprawdę. To tylko tak niebezpiecznie brzmi - komentuje uczestnik show.
Trudno nam sobie wyobrazić, że jakikolwiek producent show zgodziłby się, by gwiazda programu obcowała z ogniem. Trzeba przyznać, że cała ta sytuacja jest dość nietypowa jak na programy rozrywkowe. Baran w rozmowie z WP żałuje tego, co się stało, bo pewnie gdyby nie sytuacja z mikrofonem, widzowie szybko zapomnieliby o występie i nie byłoby afery.
- Agnieszki nigdy nie widziałem za sceną, tylko podczas występów. Trochę byłem w szoku, że w takim razie podejdzie do mojego występu tak emocjonalnie - skomentował.
Poprosiliśmy produkcję "Mam talent" o komentarz, ale do chwili publikacji tego tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.