"Making a Murderer": ciąg dalszy nastąpi. Inny więzień przyznał się do morderstwa
Teresa Halbach została zamordowana 14 lat temu, za co dwóch mężczyzn odsiaduje dożywocie. Autorki dokumentu "Making a Murderer" twierdzą, że są niewinni. Teraz inny reżyser nagrał wyznanie więźnia, które może doprowadzić do przełomu w głośnej sprawie.
Świat usłyszał o sprawie Stevena Avery'ego i Brendana Dasseya, skazanych za gwałt i brutalne morderstwo, po emisji serialu dokumentalnego "Making a Murderer". Pierwszy odcinek miał oglądalność na poziomie 560 tys. widzów, ale już po miesiącu produkcja przyciągała przed ekrany prawie 20 mln widzów.
Jednym z nich był reżyser Shawn Rech, który pracuje nad własnym serialem o Averym i Dasseyu.
- Po obejrzeniu "Making a Murderer" byłem wściekły na wymiar sprawiedliwości. Czułem wstyd jako Amerykanin po tym, co spotkało Stevena i Brendana. Później zacząłem prowadzić własne śledztwo i odkryłem, że nie tylko nie znałem całej historii, ale byłem wprowadzany w błąd – mówił Rech na łamach "Newsweeka". – I mówię to jako fan serialu, a nie twórca filmów dokumentalnych.
Spowiedź więźnia
Swoje odkrycia Rech przedstawi w 10-odcinkowym serialu "Convicting a Murderer" (premiera w 2020 r.), który nazywa kontynuacją "Making a Murderer". Reżyser przeprowadził i nagrał rozmowy z bliskimi skazańców, rodziną ofiary itp. Udało mu się także porozmawiać z anonimowym więźniem z Wisconsin, który przyznał się do zabójstwa Teresy Halbach.
Rech nie przesądza o prawdziwości tych zeznań, ale przekazał nagrany materiał śledczym, bo może on doprowadzić do ponownego rozpatrzenia winy dwóch krewnych odsiadujących dożywocie. Reżyser nie ujawnił personaliów skruszonego więźnia, ale zapewnia, że nie jest to ani Steven Avery, ani Brendan Dassey.
18 lat za niewinność
"Making a Murderer" to głośny serial dokumentalny Laury Ricciardi i Moiry Demos, który w 2016 r. zdobył cztery nagrody Emmy. Autorki przedstawiły w nim całą masę uchybień, nadużyć i przestępstw dokonywanych przez ludzi z wymiaru sprawiedliwości, które doprowadziły do skazania na dożywocie dwóch niewinnych mężczyzn.
Wszystko zaczęło się w 2003 r., gdy Steven Avery oskarżył wymiar sprawiedliwości o niesłuszny wyrok i domagał się 36 mln dol. zadośćuczynienia. Mężczyzna przesiedział w więzieniu 18 z zasądzonych 32 lat w wyniku pomówienia przez ofiarę gwałtu. Praktycznie nic nie wskazywało na jego winę, miał solidne alibi potwierdzone przez kilkunastu świadków, ale to właśnie jego Penny Beerntsen wskazała na rozpoznaniu.
18 lat później przepraszała go ze łzami w oczach, gdy niewinność Avery'ego potwierdziły badania DNA. Prawdziwy gwałciciel siedział już wtedy za kratkami za popełnienie innego przestępstwa.
Do dwóch razy sztuka
Avery całe życie spędził w sennym miasteczku Manitowoc w Wisconsin. W młodości miewał problemy z prawem (włamanie do baru, pijackie wybryki), ale znalazł żonę i szybko dorobił się czwórki dzieci. Wszystko to stracił przez niesłuszną odsiadkę, po której próbował ułożyć sobie życie na nowo. Wrócił do rodzinnego domu, związał się z inną kobietą i pozwał hrabstwo Manitowoc, poprzedniego szeryfa i prokuratora okręgowego. Ale nie na długo nacieszył się wolnością. Dwa lata po uniewinnieniu znowu trafił za kratki – tym razem za morderstwo.
Ofiarą była Teresa Halbach, znajoma Avery'ego, która miała sfotografować jego auto przed wystawieniem na sprzedaż. Autorki "Making a Murderer" przedstawiając przebieg śledztwa nie pozostawiają złudzeń, że Avery został wrobiony, dowody sfabrykowano, a "współwinny" zmuszony do składania fałszywych zeznań. Wszystko było szyte grubymi nićmi.
Krew jelenia i kluczyki na dywanie
Kluczowe w śledztwie były zeznania 16-letniego siostrzeńca Stevena, który został wyciągnięty z lekcji i przesłuchiwany bez obecności rodziców. Brendan Dassey (na zdjęciu powyżej) przyznał się do współudziału w gwałcie i brutalnym morderstwie Teresy Halbach, której ciało zostało poćwiartowane i spalone. Chłopaka skazano na dożywocie, ale może się ubiegać o zwolnienie warunkowe w 2048 r. Nagłośnienie sprawy doprowadziło do tego, że w 2016 r. uznano jego zeznania za wymuszone przez śledczych, ale Dassey i tak pozostał za kratkami.
Steven Avery dostał dożywocie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia, choć w jego przypadku jeszcze więcej elementów nie pasuje do całej układanki. W samochodzie ofiary znaleziono ślady krwi Avery'ego, która pochodziła z policyjnej próbówki na dowody (wskazywało na to specjalna substancja dodawana w laboratorium). Ciało Teresy poćwiartowano i spalono, ale samochód stał nietknięty na posesji Averych, którzy mieli złomowisko ze zgniatarką.
Kontrowersje budzą także przeszukania mieszkania sprawcy. Przez cztery miesiące policjanci robili to sześć razy i dopiero na końcu znaleźli dowód łączący Avery'ego ze zbrodnią. W jego sypialni, w widocznym miejscu, leżały kluczyki od toyoty ofiary. Wcześniej nikt ich nie zauważył.
Śledczy nie mogli potwierdzić tezy o morderstwie i ćwiartowaniu zwłok w mieszkaniu Stevena, bo nie było tam żadnych śladów krwi. Wskazali więc na szopę, gdzie rodzina Averych oprawiała upolowane jelenie. Krew była wszędzie, ale tylko zwierzęca.
Ciąg dalszy nastąpi
Steven Avery ukazany w "Making a Murderer" to ofiara systemu i lokalnych władz, którym rzucił wyzwanie domagając się 36 mln dol. Po oskarżeniu go o morderstwo poszedł na ugodę i dostał 400 tys. dol. Całość zapewne wydał na obrońców, choć i tak znajdował się na straconej pozycji. Obrońca z urzędu reprezentujący jego siostrzeńca współpracował z oskarżycielem i miał zrobić wszystko, by mężczyźni trafili za kraty.
Autorki "Making a Murderer" były oskarżane o jednostronne ukazanie bardzo skomplikowanej historii, więc nowy serial ma szansę rzucić nowe światło na głośną sprawę. Twórca "Convicting a Murderer" pracuje nad swoim dokumentem od 20 miesięcy. Premiera jest zaplanowana na 2020 r., ale jeszcze nie wiadomo, która platforma streamingowa zdecyduje się go wyemitować.