Maisie Williams o "Grze o tron": "Fani serialu muszą mieć się na baczności"
None
Co nowego spotka bohaterów?
"Gra o tron" jest obecnie jednym z najchętniej oglądanych seriali na świecie. Losy bohaterów produkcji opartej na bestsellerowej sadze fantasy autorstwa George'a R.R. Martina śledzą miliony widzów. Wielkimi krokami zbliża się premiera piątego sezonu produkcji, która rozmachem dorównuje niejednemu wysokobudżetowemu filmowi.
Z tej okazji Maisie Williams udzieliła specjalnego wywiadu, w którym uchyliła rąbka tajemnicy i zdradziła, co spotka bohaterów w kolejnej odsłonie produkcji oraz jak wspomina swoje początki na planie.
- Casting do "Gry o tron" był drugim, na jaki mnie kiedykolwiek zaproszono - powiedziała ekranowa Arya, jedna z najmłodszych postaci w obsadzie serialu.
Przed nami kolejny sezon telewizyjnego hitu, a przed siedemnastoletnią Brytyjką próba znalezienia odpowiedzi na ważne pytanie: czy największy sukces ma już za sobą?
Aktorka nie może przyzwyczaić się do popularności
- Tak. Ponoć przyszli tu dla mnie. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do popularności. W ogóle nie łączę tego ze sobą. Przecież to ja, Maisie! Pamiętam, że na początku emisji "Gry o tron" zorganizowano dla fanów serialu spotkanie z obsadą w Belfaście. Uparłam się, że dotrę w wyznaczone miejsce sama, wcześniej chciałam pobyć ze znajomymi i być może potem zabrać ich ze sobą. Gdy przyjechaliśmy, zobaczyliśmy tłum ludzi. Napisałam wiadomość do mamy, że chyba odwołali spotkanie, bo wszyscy stoją na zewnątrz. Miałam dzwonić do agenta, ale stwierdziłam, że najpierw podejdę do czekających osób i przeproszę ich za zamieszanie. Mówię do pierwszego napotkanego nieznajomego: "Hej, co tu się dzieje? Strajkujecie?" Po czym rozległ się wrzask i pisk. Na mój widok.
- Skąd, nie miałam z nimi żadnych szans. Okazało się, że ci ludzie po prostu nie dostali się do środka, bo zabrakło miejsc. Zaczęłam z nimi rozmawiać, dawać autografy, robiliśmy sobie zdjęcia. Wciąż jednak jest mi trudno uwierzyć, że ktoś może chcieć mnie dotknąć, poprosić o autograf. Fani mnie rozczulają, ale nie wiem, co począć z tą całą sławą.
- Drżącą ręką, niepewnie, powstał niezgrabny maź.
Nie korzysta z przywilejów
- "Gra o tron" odniosła niebywały sukces. Od pierwszych chwil przeczuwałam, że to może być hit. Wiedziałam, że biorę udział w czymś wyjątkowym, ale nie przekładało się to na rachowanie w stylu: gdy będę już rozpoznawalna, zacznę wchodzić bez kolejki do klubów, bez biletów do muzeów i teatrów.
- Przywileje to bonus, naprawdę uważam, by cały ten splendor mnie nie zepsuł. Uważają też na to moi bliscy i znajomi. Dla nich jestem córką, siostrą, kumpelą z dzieciństwa, kimś z kim można się pokłócić albo kogo można olać i nie przyjść na spotkanie. Często pokazują mi moje kompromitujące zdjęcia. Wyszukują je w internecie, a potem przez kilka dni muszę znosić złośliwości i docinki z ich strony na temat sposobu pozowania lub stroju, który założyłam na jakąś premierę. To mi dobrze robi. Ci ludzie mnie znają, wiedzą, kiedy gram, a kiedy udaję, kogoś, kim nie jestem. Nie mówię teraz o pracy, zawodzie aktora, ale o byciu Maisie na co dzień. Nie chcę zgubić zdroworozsądkowego podejścia i dystansu do siebie. Tym bardziej, że aktorstwo nie było moim wyborem numer jeden.
- Jako dziecko zakładałam, że w przyszłości zwiążę się z tańcem. Gdy miałam dziesięć lat, dostałam się do szkoły tańca i zaczęłam kształcić w tym kierunku. Casting do "Gry o tron" był drugim, na jaki mnie kiedykolwiek zaproszono.
Jest podoba do swojej serialowej bohaterki
- Prawda jest taka, że na pierwszy poszłam bez większego entuzjazmu. Byłam akurat po nieudanym przesłuchaniu do innego projektu, porażka bardzo mnie zasmuciła i zniechęciła do chodzenia na tego typu spotkania. Dziś śmieję się z tych rozterek, to było podejście typowe dla zawiedzionego dziecka, po prostu nie miałam żadnego doświadczenia. Na szczęście szybko wkręciłam się w "Grę o tron", moi rodzice przeczytali pierwszą część, wytłumaczyli mi, o czym jest ta historia. Byłam zachwycona. Tak jak mówisz, odbyły się trzy castingi do "Gry o tron". Pierwszy trwał zaledwie kilka minut i był nagrywany na video. Zobaczyłam wówczas wiele potencjalnych Aryi, każda wydawała mi się dobra. Kilka dni później dostałam zaproszenie na kolejne spotkanie, poznałam wtedy Sophie Turner, która dziś wciela się w moją serialową starszą siostrę Sansę. Miałyśmy do odegrania wspólną scenę, szybko wytworzyło się między nami porozumienie niemal bez słów. Marzyłyśmy o tym, by dostać się razem do serialu. Trzeci casting to były testy kamery
i ekranowe. Po wszystkim pojechałam z rodziną na wakacje do Szkocji.
- Pod koniec urlopu. Zadzwoniła moja agentka i poprosiła o rozmowę ze mną. Wiedziałam, że to dobry znak, o porażkach informuje mnie mama, sukcesy to zwykle domena Louise.
- Prawie taka jak ja. To ogromne ułatwienie, gdy grając jedną z pierwszych ról w swoim dorobku, masz poczucie, że postać jest do ciebie podoba. Arya jest odważna, prostolinijna, stosuje prosty podział świata na dobro i zło. Szybko się zapala, pragnie, by traktować ją poważnie mimo młodego wieku. Nie myśli o sobie jak o damie, jest chłopczycą, interesuje się walką, jazdą konną. Jest pomysłowa, zaradna, bardzo dzielna, jeśli wziąć pod uwagę jej wiek i to, co ją spotkało. Jest temperamentna, ale ma dobre serce. Bardzo się do niej przywiązałam, ale jest we mnie też spory strach związany z graniem tej postaci.
Zostanie zaszufladkowana?
- Tego, że Arya przesądzi o całym moim artystycznym bycie. Czasami czuję się zbyt komfortowo, grając tę postać, co z aktorskiego punktu widzenia nie jest za dobre. Obawiam się, czy po tym jak serial się skończy, uda mi się zaistnieć w świadomości widzów i filmowców jakąkolwiek inną rolą. Wiem, że wszyscy utożsamiają mnie z Aryą. Pytanie, czy będą umieli z kimkolwiek innym.
- Wciąż nie określiłam się zawodowo w stu procentach, ale aktorstwo bardzo mnie wciągnęło i coraz mocniej pochłania. Chciałabym móc pogodzić kino z tańcem, co się może udać, jedno nie wyklucza drugiego, to komplementarne dziedziny. Zresztą układ wielu scen, w których biorę udział, przypomina układy choreograficzne. Myślę że to nie tylko specyfika "Gry o tron". Taniec pomaga w zachowaniu równowagi, dobrego rytmu, sylwetki i kondycji. Staram się kształcić w wielu jego odmianach: klasycznego, baletu, nowoczesnego, umiem też stepować.
- Staram się być na bieżąco. W kwestii przyszłości mogę jedynie powiedzieć, że chciałabym mieć opcje, wolność wyboru. Rozwijam się na wielu polach, by nie zamykać sobie żadnej z dróg. Interesuję się modą, sama szyję sobie niektóre stroje. Lubię być w centrum wydarzeń, polegam na sobie w wielu kwestiach.
- To kolejna rzecz, która łączy mnie Aryą, obie musiałyśmy szybko dorosnąć.
Fani serialu muszą mieć się na baczności
- Sama jestem ciekawa, czym mnie zaskoczy. Informacje są nam bardzo wolno dawkowane. Niewiele wiemy wprzód. Zwykle zdajemy się na intuicję, kreując nasze postaci. Bardzo odpowiada mi ten system, jak w życiu jestem cały czas podekscytowana tym, co przyniesie jutro.
- Jeśli oglądając "Grę o tron" mieliście kiedykolwiek wrażenie, że bezlitośni scenarzyści wodzą was za nosy i sprawdzają waszą czujność, wrażliwość, empatię, a przywiązanie do bohaterów wystawiają na próbę - to mogę powiedzieć jedno: jeszcze nic nie przeżyliście. Miejcie się na baczności.
- Jest dokładnie tak, jak mówisz. Latające smoki ziejące ogniem, to w gruncie rzeczy mogą być samoloty zrzucające bomby albo coś równie groźnego na miarę naszych czasów. Choć nasz kostium nie jest współczesny, a świat w wielu miejscach wygląda jak ten ze średniowiecznych rycin, zachowania, dylematy i motywacje bohaterów są bardzo aktualne i bliskie naszym czasom. To bardzo ciekawe doświadczenie, daje poczucie bycia drobinką w wielkiej, gęstej magmie, jaką jest świat. W zasadzie ludzie od lat popełniają te same błędy, te same rzeczy ich kręcą, giną w imię podobnych ideałów. Niewiele uczą się na własnych potknięciach, a historie lubią się powtarzać. (...) Granie Aryi uruchomiło we mnie uczucia, których wcześniej nie odnajdywałam w sobie. Nagle okazało się, że "Gra o tron" to nie wyssane z palca bajeczki, a bardzo realne historie, mimo że latają w nich smoki. Może to głupie, ale odkąd gram w serialu, zaczęłam interesować się światem. Oglądam wiadomości, jestem bardziej świadoma wielu mechanizmów, które nas
dotyczą na co dzień.
- Na pewno czas. Stajesz się zakładnikiem napiętych grafików, budżetów, producentów. Tracisz luksus bycia anonimowym, ale nie zrozumie tego ten, kto czegoś takiego nie przeżył. Na pewno traci się niewinność, ale wcześniej czy później zawsze się ją traci. Nigdy nie byłam nieśmiałą dziewczynką, raczej nieświadomą. To się zmieniło. Wiem, że wielu ludzi nazwie mnie naiwniaczką - lub idealistką w zależności od opcji - ale chciałabym brać udział w projektach, które wykraczają poza kino, które uruchamiają w ludziach emocje. O najprostszą i szczerą reakcję jest najtrudniej, wiem to po sobie. Kiedyś wzruszałam się w kinie, teraz coraz rzadziej mi się to zdarza. I nie tylko dlatego, że wiem, jak wygląda jego zaplecze. Dotyka nas tak wiele bodźców, otacza tyle impulsów, że trudno wyłonić spośród tych wszystkich sygnałów jeden, naprawdę ważny. Ten najsilniejszy, który w nas uderza niekoniecznie jest tym najcenniejszym - podsumowała aktorka w rozmowie z Anną Serdiukow.