Magdalena Boczarska w "Zachowaj spokój". Polski serial na Netfliksie. Szykuje się hit, nie tylko w Polsce
Magdalena Boczarska gra główną rolę w nowym serialu Netfliksa "Zachowaj spokój". To może być hit i wśród widzów dorosłych, i wśród nastolatków. Produkcja opowiada o zaginionym licealiście, a w obsadzie zobaczymy i gwiazdy, i młodych, debiutujących aktorów. Premiera już 22 kwietnia.
Mateusz Demski: Masz słabość do kryminałów?
Magdalena Boczarska: Uwielbiam je. Wydaje mi się, że każdy w jakimś stopniu tę fascynację podziela. Jako widzowie oczekujemy od filmów czy seriali, by dostarczały emocji i coś z nami robiły. Kryminał to gwarantuje – poprzez łamigłówkę, tajemnicę, poczucie niepewności i strachu.
Zagadka tajemniczego zniknięcia to motor napędowy waszego serialu. Tymczasem, gdy się głębiej poszuka, "Zachowaj spokój" okazuje się być czymś więcej – opowieścią o miłości matki do dziecka.
Absolutnie. Każdy widz pewnie zobaczy w tym serialu inną opowieść i inaczej to nazwie, ale jest to jedno z jego oblicz. Kiedy wzięłam do ręki scenariusz, to miałam poczucie, że rola matki poszukującej zaginionego syna może wydać się na pozór nieciekawa, ale widziałam w tym olbrzymi ładunek emocjonalny, napęd i ciężar fabularny. Od początku czułam, że moja bohaterka ma w sobie imponującą determinację. Kieruje nią miłość totalna, o której mówisz.
A czy to nie jest tak, że można się tu doszukać opowieści o tym, gdzie przebiega granica rodzicielskiej nadopiekuńczości?
W jakim sensie?
Mam na myśli to, że twoja bohaterka zaniepokojona dziwnym zachowaniem syna, instaluje mu w telefonie program szpiegujący. Koniec końców obawy są uzasadnione, ale ja cały czas się zastanawiam, czy to nie jest przypadkiem naruszenie prywatności i czy monitoring dorastającego człowieka jest dobrą metodą wychowawczą.
Według mnie najważniejsze jest pytanie, jak daleko musimy się czasem posunąć, gdy chodzi o ratowanie drugiej osoby. Tyle o sobie wiemy, na ile nas życie wypróbowało. Czy ktokolwiek z nas wie, jak by się zachował w takiej sytuacji? Anna Barczyk ma poczucie, że jest to konieczność, zresztą ma słuszną intuicję, że jej synowi może zagrażać niebezpieczeństwo. Kochanie drugiej osoby, oczywiście, że łączy się z zaufaniem i tu widz może postawić tezę: na ile jej zachowanie jest moralne. Ktoś powie, że idzie za tym przekroczenie, naruszenie prywatności. Z drugiej strony – bohaterka ucieka się do środków, które są na podorędziu. W czasie, kiedy sama byłam nastolatką, moi rodzice nie mieli takich narzędzi. Nie było komórek, internetu. Dzisiaj żyjemy w innym świecie.
Zachowaj spokój | Oficjalny zwiastun | Netflix
Adam, syn twojej bohaterki, momentalnie znika bez śladu. Szybko zaczynają nią targać wyrzuty sumienia, obwinia siebie za to, co się wydarzyło.
Tak, pamiętam to zdanie: "zafundowaliśmy naszemu dziecku wszystko: najlepszą szkołę, najlepsze wakacje, a nie wiemy, co tak naprawdę czuje". Kiedy dziecko znika, myślę, że taka reakcja jest tożsama dla każdego rodzica. Pierwsze w kogo się uderza, to uderza się w siebie. Zastanawiamy się, czy nie jest to przypadkiem kwestia zaniedbania – tego, że nie było nas wystarczająco przy dziecku, kiedy najbardziej tego potrzebowało. Nasuwa się myśl, że może nie do końca zdaliśmy egzamin z bycia rodzicem.
A wydaje ci się, że twoja bohaterka faktycznie czymś, razem z mężem, zawiniła?
Na pewno jest to opowieść o dialogu. O tym, czy żyjąc w tym przyspieszonym świecie, nie omijamy przypadkiem czegoś w podstawowych, najważniejszych relacjach ludzkich. Pewnie łączy się to też z tym, na ile rodzice różnych rzeczy nie zauważają albo wolą nie zadawać niektórych pytań w obawie przed odpowiedzią, którą mogą usłyszeć. Ten serial zasiewa ziarno niepewności, mówi o tym, że trzeba być czujnym na drugiego człowieka.
Nie masz poczucia, że "mała stabilizacja", w której żyją bohaterowie, właśnie uśpiła tę czujność?
To nie przypadek, że twórcy osadzili akcję serialu w sterylnie idealnym osiedlu. Widzimy pozornie poukładane życie, bohaterowie mają absolutnie wszystko, ale nawet w takim świecie coś może zacząć kuleć w relacjach. Nie jest to może do końca case moje bohaterki i jej problemu rodzinnego, ale utwór "Patointeligencja" Maty się do tego odwołuje. Ten tekst mówi o pokoleniu, które w dobrobycie i podawaniu wszystkiego na tacy też potrafi się pogubić. Ci młodzi ludzie przeciw temu się buntują, zresztą o tym też jest nasz serial.
Twoja bohaterka jest lekarką, ma to zresztą spore znaczenie dla przebiegu akcji. Co jednak ciekawe, ty prywatnie chyba masz wiele wspólnego z tym środowiskiem.
Tak, znajomych i rodzinę w służbie zdrowia. Mama była pielęgniarką, babcia i ciocia położnymi. Sama byłam wolontariuszką w szpitalu, jeździłam karetką.
Wiele z tego wyniosłaś dla siebie?
Patrząc na moją rodzinę, widziałam wysoki poziom empatii. Odkąd pamiętam mama i babcia były zawsze w służbie pacjentowi. To niosło ze sobą taką myśl, że tyle jesteśmy warci w życiu, ile jesteśmy w stanie dać drugiemu człowiekowi. Mam takie poczucie, że clue mojej pracy też na tym polega. Czuję, że moja wartość to dawanie innym: rozrywki, wytchnienia, zapomnienia, radości albo refleksji.
No właśnie, mówisz o dawaniu czegoś od siebie innym. Dzisiaj jest to chyba szczególnie ważne w obliczu niesienia pomocy uciekającym z Ukrainy, w obliczu wojny. Na pewno obserwujesz to, co się dzieje.
Oczywiście i wzbudza to we mnie uczucia, jak u wszystkich: od strachu i troski o własną rodzinę, do poczucia buntu, wku...wu, ale też absolutnej niemocy. Mam za sobą kontekst granicy białoruskiej. Byłam tam, na własne oczy widziałam obojętność systemu wobec jednostki. W przypadku Ukrainy jest inaczej, niemniej te dwa konteksty się łączą. Z jednej strony – widzimy piękny, cudowny odzew społeczeństwa, ale pamiętajmy, że w innym miejscu umierają ludzie, bo nie ma przyzwolenia na to, że w tym przypadku powinna być niesiona pomoc. To trudny, bolesny temat. A jeśli chodzi o wojnę, która toczy się tak blisko nas – trzeba się nastawić, że nie czeka nas sprint na krótkim dystansie, tylko maraton. Kryzys i konieczność pomocy będą miały jeszcze różne, zupełnie inne niż dotąd oblicza.
A wracając do serialu – powiedziałaś kiedyś, że role przychodzą do ciebie w odpowiednim momencie i etapie życia. Tak też było z "Zachowaj spokój"?
Jestem mamą, mam czteroletniego syna. Kontekst wychowania jest ważny w moim życiu, to są podstawowe dla mnie tematy – żeby czegoś nie przeoczyć, być czujnym. Szykują się do roli towarzyszyło mi pytanie: czy to, że moja bohaterka traci kontakt z synem, było w ogóle do uniknięcia? Trudno, żeby to na mnie nie wpłynęło, ten aspekt roli silnie we mnie został.
Niektóre filmy i seriale traktujemy jak lustra, w których można się przejrzeć. Podobnie chyba było z serialem, gdzie grałaś nauczycielkę, która przeżyła zdradę, straciła dziecko, przeszła załamanie psychiczne.
To prawda, byłam zaskoczona tym, jak wiele osób się do mnie odezwało. Były to kobiety, które ta historia bardzo poruszyła. Nagle zaczęły dzielić się własnymi doświadczeniami, okazało się, że odnalazły w tej historii coś, co dotknęło je w realne życiu.
Takie sygnały to ważna część twojego zawodu.
Tak, bardzo mocno poczułam to przy okazji premiery "Sztuki kochania", której towarzyszył ogromny wydźwięk, odzew i kampania społeczna [akcja miała na celu otwarcie Polaków na rozmowę o seksie w związkach i wyrażanie własnych pragnień – przyp. red.]. Jak już mówiłam, kino powinno coś w ludziach zostawiać. Kiedy film może dać coś ponad rozrywkę, kiedy ludzie zaczynają widzieć w nim samych siebie, nie ma lepszej nagrody. Ja w to głęboko wierzę, że za tym kryje się sens mojej pracy.
Rozmawiał Mateusz Demski
Magdalena Boczarska – aktorka filmowa, telewizyjna i teatralna. Laureatka Orła za rolę pierwszoplanową w "Sztuce kochania. Historii Michaliny Wisłockiej" (2017) oraz nagród FPFF w Gdyni za filmy "Różyczka" (2010) i Piłsudski" (2019).