"M jak miłość": Mariusz Sabiniewicz we wspomnieniach
Widzowie pokochali go za rolę Norberta w serialu "M jak miłość". Bywalcy poznańskich teatrów uwielbiali jego kreacje na scenie, a po spektaklach czekały na niego tłumy fanek. Mariusz Sabiniewicz kończyłby w tym roku 53 lata.
Ulubieniec widzów kończyłby 53 lata
Odkrywanie pasji
Urodził się 21 stycznia 1963 roku w Poznaniu. Tam też stawiał swoje pierwsze kroki aktorskie, w wieku 15 lat związał się z amatorskim teatrem małych form Sieć. I okazał się prawdziwym talentem-perełką, jak wspomina Jan Janusz Tycner, kierujący wówczas grupą.
Miłość do tej formy sztuki zaowocowała studiami na Wydziale Aktorskim Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Po zdobyciu dyplomu wrócił do Poznania i związał się z Teatrem Polskim, a później Teatrem Nowym.
Teatr na pierwszym miejscu
We wspomnieniach kolegów z pracy Sabiniewicz pozostaje jako pogodny, pełen energii aktor o dużym talencie. I przede wszystkim przyjaciel. Spore uznanie zyskiwał za role w sztukach teatralnych, i szybko wyrósł w Poznaniu na gwiazdę. Do tego stopnia, że po przedstawieniach czekały na niego grupki fanek… z kwiatami.
Na początku kariery świadomie wybrał ścieżkę z dala od kamer. Później przyznawał, że być może zaniedbał film, ale praca w teatrze dawała mu najwięcej radości.
Z teatralnych desek do popularnego serialu
Lubił grać postaci niejednoznaczne, czarne charaktery. Postaci pozytywne uznawał za miałkie, "maślane". Pewnie dlatego spodobała mu się rola Norberta w "M jak miłość", którego trudno było na początku uznać za pozytywnego bohatera.
W miarę jednak, jak rozwijała się postać, a sam Sabiniewicz nadawał jej coraz bardziej "ludzką twarz", serialowa Marta Mostowiak dała mu drugą szansę, a wraz z nią - widzowie. To spowodowało, że stał się jednym z najbardziej lubianych aktorów z obsady "M jak miłość".
Nie poddawał się w walce z chorobą
Mimo agresywnej choroby nowotworowej starał się być aktywny zawodowo. I chociaż pierwszy rzut raka wycofał go na pół roku z grania w serialu i teatrze, nie poddawał się. Później nie ukrywał radości z powrotu na plan "M jak miłość".
Powtarzał, że gra jest dla niego formą terapii. W końcu jego bohater, Norbert Wojciechowski, podobnie jak on borykał się z problemami zdrowotnymi. O swojej chorobie opowiadał z dystansem i spokojem.
- Szukanie winy jest niemądre. Lepiej nauczyć się radzić sobie w tych ciężkich chwilach, choć jesteśmy wtedy bardzo samotni - mówił w 2007 roku dla "Głosu Wielkopolski".
Pozostanie w pamięci
We wspomnieniach bliskich, przyjaciół i fanów pozostanie osobą rodzinną, pełną ciepła i empatii.
- Próbuję żyć codziennością. Cieszę się dniem dzisiejszym, i ewentualnie jutrzejszym. Tym, co mam i staram się to jakoś smakować, chyba bardziej świadomie niż kiedyś. W mojej sytuacji nie wiem, co mnie czeka jutro, pojutrze... Żyję w ciągłym strachu, ale staram się o tym nie myśleć – zwierzył się w "Głosie Wielkopolski".
- Nie mogę powiedzieć, że marzę o jakichś wielkich zadaniach aktorskich, bo w moim przypadku byłoby to wręcz śmieszne. Swój zawód, a nawet samo życie zacząłem postrzegać z nieco ironicznym uśmiechem. To znaczy rozumiem tych, którzy pędzą, ale ja już tak nie umiem i nie chcę – dodał.
Artysta odszedł 26 kwietnia 2007 w wieku 44 lat.