"M jak miłość": Krystianem Wieczorkiem - "Mam nadzieję, że po drodze nie zgłupieję"

Krystian Wieczorek to obecnie jeden z najpopularniejszych aktorów serialowych. Aktor, jak sam mówi, „staje na rzęsach”, aby pogodzić kilka planów. Póki co to mu się udaje! Wciąż pamięta, co w życiu jest ważne i ma nadzieję, że po drodze nie zgłupieje. Inspirują go ciekawi ludzie, dobre książki i muzyka. Z nami rozmawia także o rodzinnym Strzelinie, kompleksach i sile wyobraźni.

"M jak miłość": Krystianem Wieczorkiem - "Mam nadzieję, że po drodze nie zgłupieję"
Źródło zdjęć: © AFP

24.04.2012 10:55

- Strzelin. Czy ta nazwa przypomina Ci "dzieciństwo sielskie, anielskie" lub "młodość chmurną i durną"?

Wszystko po trochu (śmiech). Prowincja, czy tzw. małomiasteczkowość, w pewnym wieku stwarza napęd do działania, ale jest raczej kompleksem, bo nie zna się innej perspektywy, jeśli się nigdzie nie wyjeżdżało. Dopiero z czasem, gdy się nabiera pewnej dojrzałości, coś, co uważało się za obciach, staje się wartością, która decyduje o wrażliwości. Ale w moim przypadku to był czas chmurny i durny zdecydowanie (śmiech).

- Pamiętasz w co się wtedy bawiłeś?

Razem z kolegami skakaliśmy ze skał na „bańkę”, biegaliśmy po lesie. Nie miałem zbyt wielu zabawek – klocki drewniane i maskę Misia Fazi. Pewnie, gdybym dostał klocki LEGO, powiedziałbym jak w tym dowcipie: "Mamo te scrabble są zepsute, mają tylko cztery litery". Za czasów mego dzieciństwa były tylko bierki i klocki drewniane. Trzeba sobie było stwarzać światy w wyobraźni. Do dziś jestem analogowy. Moim zdaniem PlayStation to jeden z najbardziej idiotycznych wynalazków. Odbiera wrażliwość, wyobraźnię i kreatywność.

- Jako mały chłopiec z prowincji, jak sobie wyobrażałeś świat?

Czytałem komiksy, książki, oglądałem telewizję. Wiele zawdzięczam mojemu wujkowi, który był takim niespokojnym duchem. Wszystkim się interesował - był jednym z pierwszych DJ-ów, pasjonował się modelarstwem. W miasteczku były trzy videa, jedno należało do niego. Pamiętam, że chodziło się z tą kasetą video pod pachą, żeby zaszpanować. Wujek zarażał mnie swoimi pasjami. Zabierał na rajdy harcerskie. Najpiękniejszym prezentem, który od niego dostałem, był mundurek zucha. Pomyślałem sobie: "Teraz będę gość". Za jego radą zacząłem też uprawiać sztuki walki.

- Jednym słowem wyobraźnia działała...

Tak, wyobraźnia to było moje ulubione i jedyne biuro podróży (śmiech).

- Tych chwil nie odda nikt...

To prawda, ale nie ma we mnie nostalgii. Nie mam zamiaru wartościować, że kiedyś było fajnie i beztrosko, a teraz jest chaos, nadmiar i do kitu. Czas jest abstrakcją, ciągłością, wszystko się uzupełnia. Ja generalnie jestem szczęśliwy, że jedną nogą jestem w innym systemie, a drugą w innym. Czas przemian lat 90-tych to okres mojego dojrzewania, a wtedy działo się od cholery dookoła, było ciekawie. To była nieprawdopodobna energia.

- Ale dziś nie jesteś człowiekiem zakompleksionym?

Jestem! Po prostu pewne rzeczy musiałem w sobie zaakceptować i polubić, żeby w ogóle móc uprawiać zawód aktora. Do innych nabrałem dystansu. Jednych kompleksów się pozbywam, drugie nabywam. Czasami pewne rzeczy mi uwierają. Na szczęście mam poczucie humoru, które jest saperem rozbrajającym wszelkie nadęte sytuacje.

- Jak najchętniej się wyciszasz i relaksujesz...

Na dobrą sprawę najlepiej się relaksuję i resetuję, kiedy się męczę.

- Na przykład sprzątając własne mieszkanie?

Czasami tak (śmiech). To chyba najbardziej konstruktywne zajęcie, praca, która przynosi szybki efekt. Porządkuje też bardzo wnętrze. To rodzaj medytacji. O sporcie nie będę opowiadał, bo to oczywiste. Wszędzie o tym opowiadam. Krystian Wieczorek to sportsmen - skacze, biega, nurkuje, kiedyś pływał kajakiem i chodził na rajdy harcerskie, itd.

- Co Cię inspiruje obecnie?

Zawsze inspirowali mnie ludzie mądrzejsi ode mnie, z którymi lubiłem rozmawiać, dobra literatura i muzyka. Nie mam jednak ambicji wiedzieć wszystkiego. Umberto Eco powiedział, że gdybyśmy posiedli całą wiedzę, która jest w internecie, bylibyśmy idiotami. Dokonuję więc selekcji.

- I jakie książki wybierasz?

Interesuje mnie historia. Bardzo lubię czytać wywiady-rzeki, wydaje mi się wtedy, że jestem jednym z uczestników rozmowy. Czytam wywiad, na przykład z Władysławem Bartoszewskim czy z Krystianem Lupą, i czuję się ich rozmówcą, partnerem w rozmowie. Ciągle wracam też do zdania Henry'ego Millera ze "Zwrotnika Raka": "Szukam zdań jak dynamo". Czegoś, co napędza. I takich właśnie rzeczy szukam - w literaturze, muzyce. Sztuka jest w moim życiu jak tlen.

- Znajdujesz czas na lekturę?

Nie znajduję (śmiech). Jestem obłożony książkami, które czekają w kolejce – jedne, żeby je przeczytać, inne, aby do nich wrócić. Mój ojciec, kiedy ma więcej czasu, wraca do Hłaski i Manna. Twierdzi, że dla niego to wciąż wspaniała literatura. Ja boję się takich konfrontacji. Zawsze łatwiej zweryfikować opinię o filmie, który nam się podobał, niż wrócić do książki. Muszę przyznać, że ostatnio zawstydziłem się wracając do ulubionych niegdyś filmów. Ale dzięki temu mogłem spojrzeć na siebie z boku, z uśmiechem - taki byłem! Lupa powiedział kiedyś, że gdy patrzy na swoje zdjęcia sprzed lat, najchętniej udusiłby tego kogoś. Ja też tak mam. Ten Krystian Wieczorek to był dramat! Co nie znaczy, że teraz jest super (śmiech).

- Wyobraź sobie, że masz czas wolny. Co robisz?

Mógłbym, tak jak za dawnych czasów, wsiąść z kimś bliskim do pociągu lub samochodu i pojechać do Berlina, żeby obejrzeć jakiś spektakl, wystawę, poobserwować ludzi. Kiedyś miałem takie szajby.

- A teraz jesteś znanym aktorem serialowym, masz pieniądze, mógłbyś pojeździć, ale czasu brak...

Tak, ale to etap, który nie będzie trwał wiecznie. Wiem, że to, co teraz robię, zaprocentuje. Mam nadzieję, że po drodze nie zgłupieję i będę pamiętał o tym, co dla mnie ważne.

- Czyli teraz się poświęcasz, żeby kiedyś móc robić to, co lubisz...

Powiedzmy, że to pewien rodzaj eksploatacji siebie. Nie dokonuję wyborów, które mnie strasznie dużo kosztują, bo lubię to co robię. Takie wybory nie bolą, kiedy wybiera się miedzy czymś miłym a przyjemnym. Zawsze coś się traci, a coś zyskuje. Staram się to bilansować i równoważyć plusy i minusy. Nie czytam książek, jakie bym chciał, ale za to spotykam ludzi, o których w innych okolicznościach mógłbym tylko pomarzyć.

- *„M jak Miłość”, „Julia”, wcześniej także „Plebania”, cykl o „Domu nad rozlewiskiem” oraz „Czas honoru”. Kiedy się gra w kilku serialach, tak jak Ty, trudno to chyba pogodzić?*

Stawałem na palcach, żeby wszystko pogodzić. Czasami przypłacałem to totalnym zmęczeniem i niewyspaniem. Z drugiej strony myślałem sobie: „Szczęście, że pracuję. Kto wie, co będzie za chwilę?”. W końcu aktorstwo to nieprzewidywalny zawód. Mówiłem więc: "Dam radę!".

- Ale producentom *„M jak Miłość” nie spodobało się, że zaangażowałeś się do „Julii”. Swego czasu było o tym głośno...*

Wiadomo, każda produkcja chce cię mieć na wyłączność, przez 24 godziny na dobę, bo to upraszcza organizację pracy. Rozumiem taki argument, tylko że w aktorstwie potrzebna jest różnorodność żeby się rozwijać. Konflikt z produkcją „M jak Miłość” powstał z szumu informacyjnego i niedogadania paru spraw. Wcześniej grałem w wielu produkcjach i stawałem na rzęsach, żeby się dogadać. To kwestia dobrej woli. Są momenty, kiedy tej dobrej woli brakuje, albo ktoś ma gorszy dzień i powie o jedno słowo za dużo. Wszystko się wyjaśniło. Zawsze można się dogadać tylko trzeba to robić w pokojowej atmosferze.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (34)